Sens ¿ycia
| Data publikacji: 25-10-2003 Autor:Aleksander £amek Kategoria:Ksi±¿ki Ods³on:6090 |
Rozdzia³ 1
Jest ju¿ niemal ciemno. Na ma³ej, warszawskiej uliczce czas jakby stan±³ w miejscu. ¯aden ruch nie wskazuje up³ywu czasu. Nagle z tego letargu uliczkê budzi nieznajomy, który postanowi³ wtargn±æ w jej ¶wiat. Nieznajomy, o czym on sam w tym momencie jeszcze nie wie, ma staæ siê nied³ugo bohaterem pewnej bardzo poczytnej ksi±¿ki. Ale na razie nie uprzedzajmy faktów.
Nieznajomy, jak na nieznajomego, jest ca³kiem dobrze ubrany. Ma na sobie garnitur, koszulê, krawat, eleganckie buty. W lewej rêce trzyma butelkê wysokoprocentowego napoju. Butelka jest ju¿ prawie pusta. Co siê sta³o z jej zawarto¶ci±? £atwo siê tego domy¶leæ po chwiejnym kroku nieznajomego. On sam do koñca nie zdaje sobie sprawê z tego, co siê wokó³ niego dzieje. Ale nie ma to wiêkszego znaczenia, gdy¿ nie dzieje siê tam nic ciekawego.
Czy to przez przypadek, czy te¿ przez ironiê losu, nasz nieznajomy wkracza w nasz± ma³± uliczkê. Przemieszczaj±c siê od jednego je krawê¿nika do drugiego, systematycznie pnie siê w g³±b uliczki. Dok±d go zaprowadzi ta droga? Uliczka koñczy siê ¶lepym murem. Tak wiêc czy nasz bohater bêdzie musia³ zawróciæ? Nie tym razem. Jego dzisiejsze plany nie uwzglêdniaj± dotarcia do koñca uliczki. W zupe³no¶ci wystarczy mu znajduj±cy siê w jej po³owie ¶mietnik. Bohater resztkami si³ dochodzi do ¶mietnika i z westchnieniem k³adzie siê obok niego. Tak, tu mu bêdzie dobrze. Przynajmniej tej nocy. Dobranoc.
Rozdzia³ 2
Dzisiaj zapowiada siê ciep³y dzieñ. Tak przynajmniej mo¿na wywnioskowaæ ze s³oñca, które od samego rana grzeje pe³n± si³±. Jednak nie ka¿demu to odpowiada. Nasz bohater w³a¶nie zaczyna siê budziæ. Otwiera powoli oczy i natychmiast je znowu zamyka, nie mog±c wytrzymaæ padaj±cych prosto na jego twarz promieni s³oñca. Po chwili zas³ania oczy rêk± i ponownie, ostro¿nie je otwiera. Po minucie jego wzrok ju¿ w pe³ni przyzwyczaja siê do silnego s³oñca.
Bohater wstaje powoli i zaczyna niepewnie rozgl±daæ siê po uliczce. Zapewne zastanawia siê sk±d siê tu wzi±³. Nagle co¶ sobie przypomina. Nie jest to co¶ mi³ego, gdy¿ jego twarz wykrzywia siê w przykrym grymasie.
Gdy bohater zmaga siê ze swoj± pamiêci±, uliczka wita nowego go¶cia. Zza zakrêtu wchodzi do niej ubrany w ³achmany mê¿czyzna. Pierwsze spojrzenie na niego od razu nasuwa nam wniosek, ¿e jego status materialny nie jest zbyt wysoki. Najprawdopodobniej jest ¿ebrakiem. ¯ebrak na pewno nie jest tu po raz pierwszy, gdy¿ pewnym krokiem idzie w stronê ¶mietnika.
Tymczasem nasz bohater nie¶wiadomy maj±cego nast±piæ kontaktu, spogl±da na zegarek na rêce, a nastêpnie siêga po portfel do wewnêtrznej kieszeni marynarki i wyjmuje go. Szybko zagl±da do ¶rodka i z nieweso³± min± zauwa¿a, ¿e jest w nim tylko banknot 10-cio z³otowy oraz trochê monet.
W tym momencie w koñcu dociera do niego, ¿e nie jest sam w uliczce. Podnosi wzrok na zbli¿aj±cego siê ¿ebraka. ¯ebrak bez ceregieli zwraca siê do niego.
- Czy to twój ¶mietnik?
Bohater mamrocze odpowied¼.
- Nie.
¯ebrak niemal rozkazuj±cym tonem odpowiada mu.
- To odsuñ siê.
Bohater mimowolnie wykonuje polecenie ¿ebraka i odsuwa siê na bok. ¯ebrak podchodzi do ¶mietnika i zaczyna w nim grzebaæ. Bohater z niedowierzaniem krêci g³ow± i przygl±da siê ¿ebrakowi. ¯ebrak zauwa¿a to i odzywa siê.
- No co, ja tu pracujê.
- Pracujesz?
- Muszê jako¶ zarabiaæ na ¿ycie. No nie?
Bohater przygl±da mu siê niepewnie. ¯ebrak nie przerywaj±c pracy w ¶mietniku pyta siê bohatera.
- A ty gdzie pracujesz?
- Gdzie?
- Przestaæ mnie przedrze¼niaæ. Chyba potrafisz odpowiedzieæ na proste pytanie?
- Wcale nie jest takie proste.
- Czyli nie masz pracy?
- Chyba tak.
- A wiêc jeste¶ bezrobotnym. To obecnie bardzo popularny zawód. Nie s±dzisz?
Bohater nie odpowiada. Ten ¿ebrak chce sobie najwidoczniej z niego pokpiæ!
- Ale ten ¶mietnik jest mój, wiêc musisz sobie znale¼æ pracê gdzie indziej.
- Nie ma sprawy - odpowiada s³abym g³osem bohater.
- Ty¶ siê chyba czego¶ naæpa³? Masz jaki¶ towar do zbycia?
Bohater rozgl±da siê dooko³a, szukaj±c wzrokiem butelki. Butelka le¿y niedaleko. Jest pusta. Bohater z ¿alem w g³osie odpowiada.
- Ju¿ nie.
- Co¶ ty taki ponury. U¶miechnij siê, przecie¿ mamy piêkny dzieñ.
- £atwo ci mówiæ. Ty w³a¶nie nie straci³e¶ pracy i nie zosta³e¶ wyrzucony na bruk.
¯ebrak przygl±da mu siê uwa¿nie.
- A wiêc my¶lisz, ¿e ja mam pracê i mieszkanie? Masz kole¶ niez³e poczucie humoru.
- Chodzi³o mi o to, ¿e ...
¯ebrak mu przerywa.
- Wiem o co ci chodzi³o mazgaju. Po prostu chcesz zrzuciæ winê za swoje ponure samopoczucie na innych i z³y los. O nie mój drogi, tym sposobem daleko nie zajdziesz. Tak siê sk³ada, ¿e wiem co¶ o tym. Kiedy¶ te¿ tak robi³em. Ale to siê zmieni³o. Teraz polegam tylko na sobie. I widzisz jak daleko zaszed³em.
Bohater lustruje krytycznym wzrokiem ¿ebraka i odpowiada.
- W³a¶nie widzê.
¯ebrak nie kryj±c z³o¶liwo¶ci odpowiada.
- Nie wiesz idioto, ¿e to nie szata zdobi cz³owieka? Z twojego ubioru wynika jednak, ¿e dla ciebie faktycznie najwa¿niejszy jest wygl±d. Có¿. Mo¿na i tak. Ale wracaj±c do mnie. Jestem cz³owiekiem, który sam stanowi o swoim ¿yciu. To ja decydujê gdzie ¿yjê i co robiê. Jestem wolny. I co najwa¿niejsze, jestem szczê¶liwy.
Bohater z niedowierzaniem i obrzydzeniem pokazuje na ¶mietnik.
- Jak mo¿na byæ szczê¶liwym ¿yj±c w taki sposób?
- Klucz do szczê¶cia tkwi tu - mówi±c to ¿ebrak stuka siê palcem w czo³o i dokañcza. - Powiniene¶ to zapamiêtaæ, gdy¿ chyba od dzisiaj zaczynasz ¿ycie na moim poziomie.
Bohater nie odpowiada tylko spogl±da przed siebie ponuro. ¯ebrak chowa do worka znalezione w ¶mietniku rzeczy i zbiera siê do odej¶cia. Co¶ go jednak powstrzymuje. Spogl±da jeszcze raz uwa¿nie na bohatera.
- Czy masz chocia¿ blade pojêcie, jak sobie bêdziesz radzi³ w tej nowej sytuacji?
- Nie za bardzo.
¯ebrak chwilê siê namy¶la, po czym odzywa siê.
- Wiesz co. Kiedy¶ by³em w takiej samej sytuacji jak ty. Aby tutaj prze¿yæ musia³em uczyæ siê na swoich b³êdach. Ty nie musia³by¶ tego robiæ, je¿eli by¶ mi przez jaki¶ czas towarzyszy³. Móg³bym ci pokazaæ, jak u³o¿yæ sobie ¿ycie w tak nieciekawej dla ciebie sytuacji.
Nasz bohater jest realist±. Wie, ¿e nie ma nic za darmo.
- A co chcia³by¶ w zamian?
- Tylko jedn± drobn± rzecz - ¿ebrak u¶miecha siê niewinnie.
- Co takiego?
- Musia³by¶ nazywaæ mnie Mistrzem.
Bohater krzywo u¶miecha siê.
- Nie ma mowy. Ale dziêki za propozycjê.
- Widzê, ¿e rozpiera ciê jeszcze duma. Ale nie przejmuj siê. Gdy bêdziesz musia³ zacz±æ ¿ebraæ na ulicy i spaæ pod go³ym niebem, to wyleczysz siê z niej.
¯ebrak podnosi worek i powoli odchodzi. Bohater niepewnie rozgl±da siê. Zerka na ¶mietnik, a nastêpnie na ¿ebraka. W koñcu wo³a.
- Hej, zaczekaj!
¯ebrakowi najwidoczniej wysiad³ aparat s³uchowy, bo nie zwraca uwagi na wo³anie bohatera. Bohater wo³a g³o¶niej.
- Zaczekaj, muszê siê zastanowiæ.
Aparat nadal nie dzia³a. W koñcu bohater zdesperowany wypowiada magiczne s³owa.
- Zaczekaj, Mistrzu!
S³owa te najwidoczniej powoduj± w³±czenie siê aparatu, gdy¿ ¿ebrak, a w³a¶ciwie Mistrz zatrzymuje siê w pó³ kroku. Zastyga na chwilê, a nastêpnie powoli odwraca siê do bohatera.
- S³ucham ciê mój uczniu.
Bohater, a w³a¶ciwie ju¿ uczeñ podchodzi do Mistrza.
- Mogê ciê nazywaæ Mistrzem, ale musisz mi udowodniæ, ¿e naprawdê zas³ugujesz na to, aby ciê tak nazywaæ.
Mistrz bez zmru¿enia oka odpowiada.
- Masz to jak w banku. Idziemy?
Uczeñ kiwa przytakuj±co g³ow±. Mistrz i uczeñ kieruj± siê ku wyj¶ciu z uliczki. Gdzie ich zaprowadzi wspólna podró¿?
Rozdzia³ 3
Po wyj¶ciu z uliczki Mistrz i uczeñ wchodz± na jedn± z ruchliwych ulic Warszawy. Przechodnie niepewnie zerkaj± na ubranego w ³achmany Mistrza. Ten widz±c to, zwraca siê do ucznia.
- Wiesz co, chyba zwracam zbyt du¿o uwagi. Powinienem przebraæ siê w co¶ bardziej pasuj±cego do twojego wygl±du.
Uczeñ przytakuje na to g³ow±.
- Przyda³oby siê.
Mistrz rozgl±da siê dooko³a.
- Ok. Wejd¼my tutaj.
Mistrz g³ow± wskazuje na poblisk± bramê. Mistrz i uczeñ wchodz± do bramy i przechodz± na podwórze. Mistrz podaje uczniowi swój worek.
- Potrzymaj to.
Gdy uczeñ chwyta worek, Mistrz siêga do ¶rodka i wyjmuje sporych wielko¶ci zawini±tko. Rozwija je. W ¶rodku znajduj± siê porz±dne spodnie d¿insowe, koszula oraz marynarka. Mistrz szybko przebiera siê. Stare rzeczy zawija w zawini±tko i chowa do worka. Nastêpnie wyjmuje z worka jak±¶ szmatê, pluje na ni± i wyciera ni± buty. Okazuje siê, ¿e to s± ca³kiem eleganckie buty, tylko by³y wcze¶niej bardzo brudne.
Mistrz ponownie siêga do worka i wyci±ga z niego ³adnie wygl±daj±c± torbê. Wk³ada do niej ca³y worek i zwraca siê do ucznia.
- I jak wygl±dam?
Uczeñ lustruje go wzrokiem. Widaæ, ¿e przemiana Mistrza zrobi³a na nim du¿e wra¿enie.
- Jestem pod wra¿eniem. Twój worek kryje sporo niespodzianek.
- Wszystko co mam, noszê z sob±. To najlepsze rozwi±zanie.
- Dlaczego wcze¶niej nie nosi³e¶ tego ubrania?
Mistrz udaje lekkie zdziwienie.
- A po co? To ubranie jest na specjalne okazje.
- A jaka to okazja?
- Ty. Jeste¶ moim pierwszym uczniem od ponad roku.
- Chcesz powiedzieæ, ¿e mia³e¶ przede mn± innych uczniów?
- Oczywi¶cie. My¶lisz, ¿e ty jeden zas³u¿y³e¶ na to, by byæ moim uczniem?
- No nie. A w ogóle to ilu uczniów mia³e¶?
- Razem z tob±?
- Tak
- Niech no policzê.
Mistrz zaczyna liczyæ na placach r±k. Trwa to d³u¿sz± chwilê. Widaæ, ¿e matematyka nie jest jego mocn± stronê. W koñcu Mistrz odzywa siê.
- Ty jeste¶ moim 8 uczniem.
- A jacy byli ci poprzedni uczniowie?
- Szczerze? Byli mniej wiêcej na twoim poziomie.
- Potraktujê to jako komplement.
- Widzê, ¿e jeste¶ niepoprawnym optymist±. Ale mniejsza o to. Czas na wyci±gniêcie wniosku z pierwszej lekcji.
- Z jakiej lekcji?
- Jak to jakiej? Przed chwil± by³e¶ ¶wiatkiem przemiany brzydkiego kacz±tka w piêknego ³abêdzia.
Uczeñ ledwo powstrzymuje siê od ¶miechu.
- Powiedzmy.
- A wiêc jaki mora³ mo¿emy wyci±gn±æ z tej lekcji?
- ¯e ¿ebracy s± zamo¿niejsi, ni¿ na to wygl±daj±?
Mistrz krêc±c przecz±co g³owo.
- Za tak± odpowied¼ powiniene¶ dostaæ pa³ê do dzienniczka. Zapamiêtaj sobie zasadê numer jeden. Wszystko co nas otacza jest iluzj±. Powtórz.
- Wszystko co nas otacza jest iluzj±.
- Dobrze, a teraz to wyt³umacz.
Uczeñ chwilê my¶li, albo tyko udaje, ¿e my¶li. W koñcu odpowiada.
- To wolê ju¿ dostaæ pa³ê do dzienniczka.
- Mia³em w¶ród swoich uczniów takich, co byli równie uparci i leniwi jak ty.
- I jak sobie z nimi poradzi³e¶?
- Nie poradzi³em sobie. Skoñczyli dosyæ podle - zostali politykami. ¯aden normalny cz³owiek, w tym i ty, nie chcia³bym skoñczyæ tak jak oni. Ale decyzja nale¿y do ciebie. Albo we¼miesz siê do pracy, albo bêdziesz mia³ ¿a³osn± egzystencjê.
Uczeñ marszczy brwi.
- Dobrze, postaram siê.
- To ju¿ co¶. Aczkolwiek aby wygraæ nie wystarczy staraæ siê. Czyli jeszcze raz, co to oznacza, ¿e wszystko co nas otacza jest iluzj±?
Uczeñ odpowiada powoli, zastanawiaj±c siê.
- ¯e otaczaj±ce nas rzeczy nie s± takie, jakie nam siê wydaj± na pierwszy rzut oka.
- Dobrze i co dalej.
- Wiêc nie powinni¶my np. oceniaæ innych na podstawie ich wygl±du, który mo¿e siê przecie¿ zmieniæ.
Wyra¼nie zadowolony ze swojej odpowiedzi uczeñ spogl±da z tryumfem na Mistrza.
- Chyba zas³u¿y³em na szóstkê?
- Je¿eli chcesz szóstkê to musisz odpowiedzieæ na dodatkowe pytanie.
- Jakie?
- Dlaczego tak siê dzieje, ¿e otaczaj± nas iluzje?
- No dobrze, wystarczy mi pi±tka.
- Pomy¶l trochê.
- Wydaje mi siê, ¿e rzecz tkwi w tym, ¿e wiêkszo¶æ naszych pogl±dów ma charakter subiektywny.
- Mo¿esz to rozwin±æ?
- Jeszcze?
- Niech ci bêdzie. Powiedzia³e¶, ¿e nasze pogl±dy s± subiektywne. I to jest prawd±. Tak naprawdê, to wszystko, co nas otacza, co obserwujemy, w co wierzymy, jest w jakim¶ stopniu zaka¿one brakiem obiektywizmu. We¼my jako przyk³ad nasze zmys³y. Rozejrzyj siê dooko³a.
Uczeñ zaczyna rozgl±daæ siê.
- Co widzisz?
- No otoczenie. Bramê, chodnik, ulicê, ciebie.
- Ale chyba zdajesz sobie sprawê z tego, ¿e to co widzisz, wcale tak naprawdê nie wygl±da?
- To znaczy?
- Twój zmys³ wzroku ma ¶ci¶le okre¶lon± percepcjê, tzn. potrafi rejestrowaæ otoczenie tylko w pewien okre¶lony sposób. Np. nie potrafi widzieæ podczerwieni. Poniewa¿ masz dwoje oczu, wiêc potrafisz widzieæ otoczenie trójwymiarowo. Ale we¼my np. stworzenie z jednym okiem, które widzi tylko podczerwieñ. Ono bêdzie widzieæ otaczaj±cy nasz ¶wiat w zupe³nie inny sposób.
Tak wiêc to co widzimy jest pewn± iluzj±.
- A wiêc w takim razie jak ¶wiat wygl±da naprawdê?
Mistrz chwilê siê zastanawia zanim udziela odpowiedzi.
- My¶lê, ¿e tylko Bóg jest w stanie ogarn±æ wszystkie aspekty ¶wiata i spojrzeæ na niego w pe³ni obiektywnie. Ale nie przejmuj siê tym. Nie musisz wcale staraæ siê za wszelk± cenê postrzegaæ ¶wiata w sposób obiektywny. Musisz za to pamiêtaæ, ¿e sposób w jaki postrzegasz ¶wiat, to tylko jedna z wielu mo¿liwo¶ci jego widzenia.
- Ok.
- To samo dotyczy naszych przekonañ i opinii, szczególnie w odniesieniu do innych ludzi. Dobrym tego przyk³adem jest zamach w USA 11 wrze¶nia 2001 roku. Dla nas, Europejczyków, by³o to bardzo przykre wydarzenie. Ale dla wielu ludzi ze ¶wiata arabskiego by³o to wydarzenie pozytywne. Oczywi¶cie t³umaczymy to sobie tym, ¿e my jeste¶my dobrzy, a oni ¼li. Ale dok³adnie to samo my¶li druga strona. Tak naprawdê, to ka¿da ze stron patrzy na t± sprawê ze swojego punktu widzenia. Dopóki ka¿da ze stron bêdzie przekonana, ¿e to ona ma racjê i tylko ona widzi ¶wiat taki, jakim jest on naprawdê, tak d³ugo o pokoju na tym ¶wiecie bêdziemy mogli tylko marzyæ. I nie chodzi tu tylko o terroryzm. Praktycznie ka¿dy z nas uwa¿a siê za najm±drzejszego, ¿e to jego zdanie czy punkt widzenia jest s³uszny. Ludziom trudno zaakceptowaæ to, ¿e na dan± kwestê mo¿na spojrzeæ z ró¿nych punktów widzenia i ¿e ka¿dy z nich jest w³a¶ciwy, mimo ¿e wzajemnie siê wykluczaj±. Nad±¿asz?
- Nie do koñca.
- We¼my taki oto banalny przyk³ad. M±¿ i ¿ona jedz± zupê. M±¿ stwierdza, ¿e zupa jest za s³ona. Z kolei ¿ona twierdzi, ¿e zupa jest w sam raz. I dochodzi do k³ótni. Ka¿de z nich broni swojego stanowiska, uwa¿aj±c, ¿e druga strona maj±c inne zdanie na ten temat, próbuje ich obraziæ, czy te¿ wykazaæ swoj± wy¿szo¶æ.
- Jak mo¿na temu zaradziæ?
- Bardzo prosto. M±¿ i ¿ona musz± zrozumieæ, ¿e ka¿de z nich ma racjê, ale ze swojego subiektywnego punktu widzenia. Dla mê¿a ta zupa faktycznie mog³a byæ za s³ona. Z kolei ¿onie mog³a smakowaæ doskonale. Kwesta smaku. I je¿eli m±¿ powiedzia³by, ¿e dla niego ta zupa jest za s³ona, a ¿ona, ¿e dla niej jest w sam raz, to w tym momencie ka¿de z nich sygnalizuje, ¿e maj± odmienne gusta, a nie ¿e ka¿de mówi jak±¶ obiektywn± prawdê. Radzê ci stosowaæ t± technikê na co dzieñ. Gdy wymieniasz siê z kim¶ pogl±dami czy opiniami, to podkre¶laj, ¿e to jest twój punkt widzenia i ¿e ta druga strona ma prawo do w³asnego zdania. No podaj jaki¶ przyk³ad.
- Czy ja wiem? No na przyk³ad zamiast powiedzieæ, ¿e telewizor gra za g³o¶no i nale¿y go przyciszyæ, mogê powiedzieæ, ¿e mam wra¿liwy s³uch i dla mnie gra on za g³o¶no, wiêc prosi³bym o jego ¶ciszenie.
- No widzisz. Nie jest to wcale takie trudne.
- To mam w takim razie pytanie. Skoro nie jest to takie trudne, to dlaczego ludziom tak trudno zaakceptowaæ to, ¿e inni te¿ mog± mieæ racjê ze swojego punktu widzenia?
- To wynika m.in. z przyjêtego przez nasz± cywilizacjê sposobu nauczania. Ju¿ od najm³odszych lat przekazuje siê dzieciom informacje, które jak s±dzimy s± prawdziwe i obiektywne. Nie pozwalamy dzieciom samym wyrabiaæ sobie opinii na dany temat, ale zmuszamy je do przyjêcia naszych pogl±dów. W doros³ym ¿yciu to samo. Spor± rolê odgrywaj± tu te¿ media.
- W jakim sensie?
- Choæby nie wiem jak dziennikarze starali siê byæ obiektywni, to nigdy nie uda im siê przekazaæ pe³nej prawdy o ¶wiecie.
- Sugerujesz, ¿e dziennikarze nie potrafi± byæ w pe³ni obiektywni?
- Taka jest ju¿ natura dziennikarstwa. We¼my na przyk³ad telewizjê. Zapewne zauwa¿y³e¶, ¿e w serwisach informacyjnych, takich jak Wiadomo¶ci czy Fakty, czas przekazywania pojedynczych informacji nie przekracza z regu³y jednej lub dwóch minut. W takim czasie mo¿na przekazaæ tylko najwa¿niejsze informacje, ale nie da siê zg³êbiæ danego tematu.
- Ale mo¿e to zrobiæ prasa.
- Faktycznie, prasa mo¿e publikowaæ szczegó³owe informacje na dany temat. Ale sk±d te szczegó³owe informacje pochodz±? Czêsto s± to informacje z drugiej rêki. Pamiêtaj, ¿e dziennikarz z regu³y nie jest ekspertem w temacie, którym siê zajmuje. Musi on polegaæ na opiniach np. ekspertów. Ale jak mo¿e on sprawdziæ, czy ekspert mówi prawdê? Inny problem dotyczy czasu. Dziennikarze maj± okre¶lony czas, jaki mog± po¶wiêciæ na dan± sprawê. To nie prokuratorzy, którzy id± do s±du dopiero wtedy gdy zbior± wystarczaj±ce dowody. Dziennikarzy obowi±zuj± konkretne terminy. To powoduje, ¿e s± w stanie zg³êbiæ dany temat tylko w ograniczonym zakresie.
- Coraz mniej mi siê to podoba.
- I pozostaje jeszcze kwestia finansowa. Przedsiêwziêcia medialne s± bardzo kosztowne. I ich w³a¶ciciele nie zaryzykuj± podawania informacji, które mog± ich naraziæ na powa¿ne straty.
- A co z Internetem? Przecie¿ aby zacz±æ publikowaæ w sieci, nie trzeba mieæ praktycznie ¿adnych pieniêdzy.
- Masz racjê. Internet to obecnie jedyny kana³ komunikacji, w którym mo¿e swoje opinie prezentowaæ ka¿dy, bez cenzury. Ale to powoduje, ¿e informacje przekazywane poprzez sieæ s± czêsto traktowane przez odbiorców jako mniej warto¶ciowe.
- Czyli nie ma ¿adnego rodzaju mediów, na którym mo¿na by w pe³ni polegaæ?
- Niestety, tak w³a¶nie jest.
- Czyli co? Powinienem od dzisiaj przestaæ ogl±daæ telewizjê, s³uchaæ radia, czytaæ gazety i przegl±daæ Internet?
- Je¿eli chcesz? Ale tak naprawdê to chodzi o to, aby nie ufaæ bezgranicznie informacjom przekazywanym przez media. Nie traktuj ich jako jedynego i stuprocentowo pewnego ¼ród³a informacji.
- Ale jakie mam do wyboru inne ¼ród³a?
- Masz siebie. Mo¿esz sam staraæ siê dotrzeæ do informacji ¼ród³owych.
- No tak, ale to przecie¿ zajmowa³oby bardzo du¿o czasu.
- Dlatego tego typu dzia³ania mo¿esz podejmowaæ w najwa¿niejszych dla siebie sprawach.
- To znaczy jakich?
- To zale¿y od ciebie. Sam przecie¿ ustalasz, co jest dla ciebie wa¿ne.
Mistrz postanawia zmieniæ temat.
- Zaczyna mi burczeæ w brzuchu. Mo¿e by¶my poszli co¶ zje¶æ?
- Dobry pomys³.
- Ale ty stawiasz.
- Chyba ¿artujesz. Mam tylko parê z³otych.
Mistrz spogl±da na ucznia.
- To i tak o parê z³otych wiêcej ni¿ mam ja.
- No tak - odpowiada lekko speszony uczeñ.
- Znam tu w pobli¿u sympatyczn± kawiarniê.
Mistrz i uczeñ wychodz± z podwórza i wracaj± na ulicê.
Rozdzia³ 4
Mistrz i uczeñ wchodz± do kawiarni. Nasi wêdrowcy rozgl±daj± siê po jej wnêtrzu. W kawiarni jest sporo osób, ale dwa stoliki s± wolne.
- Ja zajmê stolik, a ty kup mi herbatê i kawa³ek sernika - wypowiedziawszy te s³owa Mistrz podchodzi do najbli¿szego wolnego stolika i siada na jednym z krzese³. Uczeñ powoli, jak ¿ó³w ociê¿ale, podchodzi do lady i spogl±da na cennik. Podchodzi do niego sprzedawczyni.
- Co podaæ?
- Poproszê dwie herbaty, kawa³ek sernika i dwie dro¿d¿ówki.
Sprzedawczyni szykuje zamówione produkty i ustawia je na ladzie.
- To razem bêdzie 11 z³otych.
Uczeñ wyjmuje powoli portfel i z oci±ganiem go otwiera. Wyjmuje z niego banknot 10-cio z³otowy oraz jedn± z³otówkê i z nieszczê¶liw± min± podaje je sprzedawczyni.
- Proszê.
Ta udaj±c, ¿e nie widzi jego skwaszonej miny, z u¶miechem odpowiada.
- Dziêkujê i ¿yczê smacznego.
Uczeñ bierze herbaty do r±k i zanosi do stolika, przy którym siedzi Mistrz i stawia herbaty przy stole.
- A gdzie mój sernik?
Uczeñ mamrocze pod nosem.
- Zaraz przyniosê.
Nastêpnie wraca do lady i zabiera z niej talerzyki z sernikiem i dro¿d¿ówkami. Wraca z nimi do stolika, k³adzie je na nim i siada na krze¶le.
- Dziêkujê. Co¶ taki ponury? - w g³osie Mistrza s³ychaæ nutkê zaniepokojenia.
- W³a¶nie wyda³em ostatnie pieni±dze, jakie mia³em.
- Czy to takie straszne?
- A niby za co kupiê co¶ na kolacjê?
- Za bardzo skupiasz siê na przysz³o¶ci, a za ma³o na tera¼niejszo¶ci.
- A co mi da skupianie siê na tera¼niejszo¶ci? Tera¼niejszo¶ci± siê nie nakarmiê!
Na te s³owa Mistrz robi jedn± ze swoich najm±drzejszych min.
- I tu siê mylisz. Przecie¿ istnieje tylko tera¼niejszo¶æ. Przesz³o¶æ ju¿ by³a, a przysz³o¶æ dopiero nast±pi. Istnieje tylko chwila obecna. I to tylko dzia³aj±c w niej mo¿emy mieæ wp³yw na nasz± przysz³o¶æ.
Uczeñ najchêtniej w ogóle nie podejmowa³by tematu, ale nie chce byæ niegrzeczny, wiêc odpowiada.
- I co z tego?
- To, ¿e od tego co zrobimy teraz, zale¿eæ bêdzie nasza przysz³o¶æ.
- Masz racjê Mistrzu. Wyda³em teraz wszystkie moje pieni±dze i nie bêdê mia³ ich pó¼niej.
- No w³a¶nie. To jest typowy przyk³ad dzia³ania zasady przyczyny i skutku. Aby co¶ mog³o nast±piæ, np. brak pieniêdzy, musi najpierw wyst±piæ co¶, co do tego doprowadzi. A wiêc teraz zastanów siê, dlaczego straci³e¶ pracê.
- To nie by³a moja wina!
- Zacznij od pocz±tku. Czym siê zajmowa³e¶.
- Od pocz±tku? Dobrze. Do Warszawy przyjecha³em dwa lata temu. Poniewa¿ zawsze by³em osob± bardzo kreatywn±, wiêc mam wiele pomys³ów na zarabianie pieniêdzy.
- Na przyk³ad?
- Wybacz Mistrzu, ale tak dobrze to siê jeszcze nie znamy.
- No wiesz - z udawanym oburzeniem odpowiada Mistrz.
- Kontynuuj±c. Gdy ju¿ przeprowadzi³em siê do stolicy, uda³o mi siê swoimi pomys³ami zainteresowaæ pewn± firmê. Z pocz±tku w³a¶ciwie nie mia³em z tego ¿adnych pieniêdzy, ale po jakim¶ czasie zaczê³o to procentowaæ i w koñcu mog³em zacz±æ z tego ¿yæ. I trwa³o to w³a¶ciwie do poprzedniego miesi±ca.
- Co siê sta³o?
- Niestety firma, dla której pracowa³em zbankrutowa³a. Nie by³a w stanie wytrzymaæ pogarszaj±cej siê sytuacji gospodarczej.
- No dobrze. Ale przecie¿ mo¿esz ze swoimi pomys³ami uderzaæ do innych firm.
- To wcale nie jest takie proste. Zgodnie z podpisan± umow±, to tamta firma ma prawo do moich pomys³ów. I ja nie mam tu ju¿ nic do powiedzenia.
- Ale na pewno masz inne ciekawe pomys³y.
- Tak mam. Ale co z tego. Zanim mog³yby one zacz±æ przynosiæ jakie¶ dochody min±æ musi sporo czasu. A ja potrzebujê pieni±dze teraz. W³a¶nie z ich braku straci³em te¿ mieszkanie. Nie p³aci³em czynszu, wiêc w³a¶ciciel powiedzia³ mi do widzenia. No w³a¶nie Mistrzu. Mo¿e wykorzystasz swoj± wiedzê i doradzisz mi co mam robiæ.
- Dobrze. Czas na przedstawienie Ci kolejnej wa¿nej prawdy. Nasze my¶li decyduj± o naszym losie i to w najdrobniejszych szczegó³ach.
- Chyba ¿artujesz.
- Wygl±dam na ¿artownisia?
Uczeñ ju¿ chcia³ przytakn±æ, ale w ostatniej chwili ugryz³ siê w jêzyk. Mistrz kontynuuje.
- Nigdy nie marzy³e¶ o tym, aby wszystko co sobie pomy¶lisz, od razu siê spe³nia³o?
- Jasne, jako dziecko. Ale ju¿ z tego wyros³em.
- Wielka szkoda.
- Ok. Mo¿e trochê wiêcej szczegó³ów?
- Lubiê dociekliwych ludzi. Na t± kwestiê mo¿na spojrzeæ z dwóch punktów widzenia - fizycznego i duchowego. Od którego mam zacz±æ?
- Zacznijmy od fizycznego.
- Czy s³ysza³e¶ o czym¶ takim jak pod¶wiadomo¶æ?
- Obi³o mi siê co¶ o uszy.
- To dlatego masz takie odstaj±ce uszy - Mistrz wybucha ¶miechem.
Uczeñ spogl±da na niego z³owrogo. Mistrz udaj±c, ¿e tego nie widzi, kontynuuje.
- Nasz umys³ sk³ada siê z dwóch podstawowych czê¶ci - ¶wiadomo¶ci i pod¶wiadomo¶ci. ¦wiadomo¶ci± jest ta czê¶æ umys³u, któr± my¶limy, z której istnienia w ka¿dej chwili zdajemy sobie sprawê. Tak wiêc to co my¶lisz, co robisz w sposób ¶wiadomy, np. myjesz rêce, to jest w³a¶nie umys³ ¶wiadomy. Z kolei umys³ pod¶wiadomy steruje tym wszystkim, czego nie obejmuje umys³ ¶wiadomy. A wiêc np. pracê naszego organizmu. To on kontroluje pracê naszego serca, uk³adu kr±¿enia, systemu nerwowego. Aczkolwiek s± pewne elementy którymi mo¿e sterowaæ zarówno umys³ ¶wiadomy jak i nie¶wiadomy. Podaj jaki¶ przyk³ad.
- Nie wiem.
- Wstrzymaj na chwilê oddech.
Uczeñ wykonuje polecenie Mistrza.
- No i...
- No i co?
- Czy znasz ju¿ odpowied¼?
- Chodzi ci o uk³ad oddechowy.
- Bo....
- Bo mogê nim sterowaæ ¶wiadomie np. poprzez wstrzymanie oddechu, ale normalnie nim siê nie zajmujê i steruje nim pod¶wiadomo¶æ.
- Dok³adnie. Ale pod¶wiadomo¶æ oprócz tego, ¿e potrafi doskonale zarz±dzaæ czym¶ tak skomplikowanym jak nasze cia³o, pe³ni jeszcze kilka dodatkowych funkcji. Przede wszystkim zapamiêtuje wszystko, co dociera poprzez zmys³y do naszego umys³u. Chyba zdajesz sobie sprawê, ¿e nasz umys³ ¶wiadomy zapamiêtuje tylko niewielk± ilo¶æ informacji. To w³a¶nie w pod¶wiadomo¶ci siedzi ca³a reszta. I co jeszcze wa¿niejsze, mimo, ¿e nasz ¶wiadomy umys³ nie wie o istnieniu tamtych informacji, to informacje te oddzia³uj± na nasz± egzystencjê.
- W jaki sposób?
- We¼my taki oto przyk³ad. Masz wyst±piæ publicznie. Ju¿ na wiele dni przed tym wystêpem zaczynasz martwiæ siê, ¿e co¶ ci nie wyjdzie. Twoje my¶li stopniowo przenikaj± do pod¶wiadomo¶ci. Pod¶wiadomo¶æ nie ocenia twoich my¶li tylko stara siê je wykonaæ. Tak wiêc po jakim¶ czasie w twojej pod¶wiadomo¶ci tworzy siê program, który ma zrealizowaæ my¶li o niepowodzeniu podczas wystêpu. W rezultacie gdy przyjdzie pora wystêpu, pod¶wiadomo¶æ bêdzie próbowa³a wykonaæ ten program. Mo¿e to siê objawiaæ np. du¿± trem±, k³opotami z zapamiêtaniem tre¶ci przemówienia, itd. Tak wiêc nasze my¶li mog± staæ siê z czasem samo spe³niaj±c± siê przepowiedni±, realizowan± przez pod¶wiadomo¶æ
- Jak mo¿na temu zapobiegaæ?
- Oczywi¶cie my¶l±c pozytywnie. Ponadto mo¿na zastosowaæ np. afirmacje. S± to pozytywne sformu³owania, np. "Jestem osob± pewn± siebie", koniecznie wypowiadane w czasie tera¼niejszym.
- Dlaczego?
- Bo pod¶wiadomo¶æ bêdzie stara³a siê je realizowaæ teraz. Je¿eli bêdziemy mówiæ je w czasie przysz³ym, to pod¶wiadomo¶æ bêdzie je odk³adaæ na przysz³o¶æ i nigdy nie zostan± zrealizowane.
- No dobrze, a jak czêsto nale¿y powtarzaæ takie afirmacje?
- S± osoby, które powtarzaj± t± sam± afirmacjê kilkadziesi±t razy dziennie.
- To musi byæ dosyæ nudne.
- To zale¿y. Istniej± ró¿ne metody stosowania afirmacji. Ale je¿eli one komu¶ nie odpowiadaj±, to mo¿e te¿ wykorzystaæ wizualizacjê.
- A co takiego?
- Wizualizacja polega na wyobra¿aniu sobie jakie¶ pozytywnej sytuacji. A wiêc np. wyobra¿amy sobie przebieg naszego publicznego wyst±pienia. Wyobra¿amy sobie, ¿e wszystko idzie doskonale. W tym przypadku, zamiast s³owami jak w afirmacji, pos³ugujemy siê obrazami.
- To mi siê bardziej podoba.
- Kwestia gustu.
- A jak w takim razie wygl±da podej¶cie duchowe?
- Zgodnie z tym podej¶ciem, cokolwiek sobie pomy¶limy, to siê musi spe³niæ, gdy¿ tak funkcjonuje wola Bo¿a.
- Ale skoro tak jest, to dlaczego jak sobie pomy¶lê, ¿e chcê aby pojawi³ siê przede mn± np. czerwony kabriolet, to siê nie pojawia?
- To jest kwestia odpowiednio du¿ej wiary. Dobrze to jest opisane w Biblii. Niestety niewielu ludzi ma jej wystarczaj±co du¿o.
- To podej¶cie duchowe jest chyba zbyt trudne dla mnie.
- Skoro tak twierdzisz. Mo¿esz wszak¿e zacz±æ od zastosowania pewnej zasady.
- Jakiej?
- Takiej, ¿e to o czym my¶limy, to przyci±gamy. Podobno ten wszech¶wiat jest tak zbudowany, ¿e nasze my¶li s± w stanie oddzia³ywaæ wzajemnie z my¶lami innych ludzi. W rezultacie wydarzenia, które maj± miejsce w naszym ¿yciu, np. kogo w nim spotykamy, s± wypadkow± naszych my¶li.
- Czyli wynika z tego, ¿e je¿eli bêdê my¶la³ ci±gle negatywnie, to bêd± mnie spotykaæ negatywne rzeczy.
- Zgadza siê.
- Ale trudno jest ci±gle my¶leæ pozytywnie. Szczególnie gdy zewsz±d dociera do nas tak wiele negatywnych informacji.
- Je¿eli przyt³aczaj± ciê negatywne wiadomo¶ci, to po prostu przestañ je czytaæ.
Je¿eli przeczytasz w jakie¶ gazecie, ¿e np. na ¦l±sku bandyci napadli na kantor i zabili jego pracownika, to jak± korzy¶æ odniesiesz z przeczytania tego tekstu? Owszem, bêdziesz wiedzia³, ¿e takie wydarzenie mia³o miejsce, ale ty przecie¿ nie odniesiesz z tej wiedzy ¿adnej korzy¶ci. Wprost przeciwnie, mo¿esz na tym straciæ.
- W jaki sposób?
- Taka wiadomo¶æ mo¿e ciê wytr±ciæ z równowagi. Zaczniesz rozmy¶laæ nad tym, jak niebezpiecznie i ¼le jest w naszym kraju.
- Czyli sugerujesz, abym unika³ takich wiadomo¶ci.
- Je¿eli maj± one na ciebie negatywny wp³yw, to tak.
- No ale przecie¿ muszê jako¶ zdobywaæ pewne informacje o otaczaj±cym mnie ¶wiecie.
- Masz racjê. Do tego celu najlepiej wybieraæ te media, które pozwalaj± ci na samodzielny wybór tego, co chcesz siê dowiedzieæ. Takie mo¿liwo¶ci daje prasa oraz Internet. W nich sam decydujesz jaki tekst przeczytasz. Oczywi¶cie jest te¿ wy¿sza szko³a jazdy, polegaj±ca na tym, ¿e potrafimy tak kontrolowaæ swoje my¶li, ¿e negatywne wiadomo¶ci nie robi± na nas ¿adnego wra¿enia.
- To chyba na razie nie dla mnie.
- Skoro tak uwa¿asz. Poniewa¿ nasze my¶li oddzia³uj± na nasze ¿ycie, to wiesz jaki mo¿na z tego wysun±æ jeszcze wniosek?
- Nie za bardzo.
- Taki, ¿e w naszym ¿yciu nie ma przypadków. W rzeczywisto¶ci wszystko co siê w nas i wokó³ nas dzieje, ma swoj± przyczynê.
Uczeñ zamy¶la siê na chwilê. Widaæ, ¿e jego komórki mózgowe intensywnie pracuj±. Po chwili jednak ich praca dobieg³a najwidoczniej koñca, gdy¿ uczeñ odzywa siê.
- Ale je¿eli nic w naszym ¿yciu nie jest przypadkiem, to oznacza to, ¿e przypadkiem nie jest te¿ to, jakich ludzi spotykamy podczas ¿ycia.
Mistrz z trudem ukrywa satysfakcjê, jak± da³a mu odpowied¼ ucznia.
- W³a¶nie o tym mówiê. I dotyczy to nie tylko ludzi, z którymi rozmawiamy czy tworzymy jakie¶ zwi±zki, ale ka¿dego cz³owieka, którego spotykamy na ulicy czy w kawiarni.
Uczeñ odruchowo zaczyna rozgl±daæ siê po kawiarni.
- To znaczy, ¿e ...
Mistrz wchodzi mu w s³owo.
- To znaczy, ¿e ka¿da z osób siedz±cych w tej kawiarni ma jaki¶ zwi±zek z tob±.
Uczeñ z pewnym niedowierzaniem zerka na osoby siedz±ce przy najbli¿szym stoliku.
- Czyli co? Mam zaprzyja¼niæ siê z ka¿d± osob±, która tu siedzi?
- To by³oby trochê trudne. Musisz nauczyæ siê wyszukiwaæ w t³umie otaczaj±cych ciê ludzi tych, którzy mog± mieæ wp³yw na twoje ¿ycie.
- Ale jak mam to zrobiæ?
- Zaufaj intuicji.
Uczeñ powtarza.
- Zaufaj intuicji.
- Spróbuj siê przez chwilê poprzygl±daæ osobom w kawiarni.
Uczeñ zaczyna im siê przygl±daæ. Trwa to d³u¿sz± chwilê. W koñcu zwraca siê do Mistrza.
- Nie wiem. Albo jestem zbyt têpy, albo twoja teoria jest b³êdna.
- Zdecydowanie to pierwsze. A tak na powa¿nie. Aby uda³o siê zrobiæ to, o co ciê prosi³em, potrzebna jest naprawdê du¿a praktyka. Powiedzia³bym nawet zdolno¶ci jasnowidzenia.
- Có¿. Ja takowych nie posiadam.
- Mylisz siê. Ka¿dy cz³owiek posiada j± w jakim¶ stopniu. Mo¿e ona przyjmowaæ ró¿n± postaæ. Chocia¿by intuicji. Nigdy nie zdarzy³o ci siê, ¿e mia³e¶ jakie¶ przeczucie, które siê sprawdzi³o?
- Z raz czy dwa.
- No w³a¶nie. Je¿eli zaczniesz bardziej polegaæ na swojej intuicji, to zobaczysz, ¿e po jakim¶ czasie ona siê rozwinie.
- A w takim razie czy ty Mistrzu posiadacz rozwiniêt± tak± umiejêtno¶æ?
Mistrz z przymru¿eniem oka odpowiada.
- Jak siê domy¶li³e¶? Jeste¶ jasnowidzem czy co?
Uczeñ ironicznie odpowiada.
- Umieram ze ¶miechu.
- To mo¿e wezwaæ karetkê?
- Obejdzie siê bez. Skoro masz takie zdolno¶ci, to mo¿e poka¿esz mi, na jakie osoby w kawiarni powinienem zwróciæ uwagê?
- Jak najbardziej. Spójrz ostro¿nie w stronê drzwi wyj¶ciowych. Widzisz t± dziewczynê przygotowuj±c± siê do wyj¶cia?
Uczeñ zerka we wskazanym przez Mistrza kierunku.
- Widzê.
- Wyobra¼ sobie, ¿e ona kiedy¶ zostanie twoj± ¿on±.
Uczeñ momentalnie odwraca g³owê w stronê Mistrza.
- ¯artujesz sobie ze mnie?
Na twarzy Mistrza pojawia siê niemal autentyczne zdziwienie.
- Co, nie podoba ci siê?
Uczeñ ponownie przygl±da siê dziewczynie.
- Jest ok. Ale czy jeste¶ tego pewny?
- Niczego nie mo¿na byæ pewnym na 100 procent.
W tym momencie przysz³a, potencjalna ¿ona ucznia, nie¶wiadoma tocz±cej siê konwersacji, podchodzi do drzwi wyj¶ciowych z kawiarni i je otwiera. Uczeñ widz±c to chce wstaæ z krzes³a.
- To chyba powinienem j± zagadn±æ zanim ucieknie.
Mistrz chwyta go jednak za ramiê.
- Spokojnie. Bêdziesz jeszcze mia³ okazjê poznaæ j± bli¿ej.
- Kiedy?
- W noc po¶lubn±.
Mistrz nie mo¿e powstrzymaæ siê i wybucha gromkim ¶miechem. Uczeñ po chwili do³±cza siê do ¶miechu Mistrza. Gdy cichn± chichoty, uczeñ zwraca siê do Mistrza.
- No dobrze. Ale w jaki sposób mogê rozwijaæ swoj± intuicjê?
- Gdy np. stoisz na przystanku i podje¿d¿a autobus, mo¿esz próbowaæ odgadn±æ, gdzie dok³adnie zatrzymaj± siê jego drzwi. To mo¿e byæ ca³kiem zabawne.
- Ju¿ wiem. Mam lepszy pomys³. Bêdê próbowa³ odgadn±æ liczby w TotoLotka.
- Jak chcesz. Aczkolwiek radzê ci, aby¶ robi³ to bez obstawiania gry.
- Dlaczego?
- Je¿eli bêdziesz siê nastawia³ na wygran±, to bêdziesz w rzeczywisto¶ci t³amsi³ swoj± intuicjê. Najlepiej sprawdza siê ona wtedy, gdy jest niczym nie skrêpowana, a wiêc np. twoimi oczekiwaniami i pragnieniami.
- Dobrze.
- Proponujê te¿, aby¶ za ka¿dym razem, gdy spotkasz w swoim ¿yciu jak±¶ now± osobê, zastanowi³ siê, dlaczego ta osoba wkroczy³a w twoje ¿ycie. Mo¿e ma ci co¶ wa¿nego do przekazania, mo¿e ciê czego¶ nauczyæ, a mo¿e to ty mo¿esz co¶ zrobiæ dla tej osoby. A mo¿e po prostu ta osoba pojawia siê w twoim ¿yciu tylko po to, aby ciê wkurzyæ. Tak te¿ mo¿e siê zdarzyæ.
- Tylko po co?
- Je¿eli w naszym otoczeniu s± osoby, które nas wkurzaj±, to mo¿emy dziêki temu bardzo wiele siê nauczyæ.
- Np. czego?
- Na przyk³ad jak sobie radziæ z takimi osobami i jak nie dawaæ siê wyprowadzaæ z równowagi. Przyznasz, ¿e to ca³kiem przydatna umiejêtno¶æ.
- Przydatna, ale trudna do opanowania.
- Wcale nie. Mo¿esz skorzystaæ z ró¿nych metod, które mog± ci w tym pomóc. Podaæ ci konkretny przyk³ad?
- Jasne.
- Gdy ciê kto¶ wkurzy, wyobra¼ sobie, ¿e ta osoba siedzi na kibelku. To od razu spowoduje, ¿e taka osoba wyda ci siê mniej straszna, ni¿ ci siê wydawa³o. Mo¿esz te¿ sobie wyobraziæ, ¿e ma zatwardzenie.
Uczeñ co¶ sobie wyobra¿a w my¶lach i wybucha ¶miechem.
- To faktycznie dzia³a. W³a¶nie wyobrazi³em sobie, ¿e na takim kibelku siedzi moja by³a wstrêtna s±siadka i od razu l¿ej mi siê zrobi³o na duszy.
- A widzisz?
- Widzê, tylko ten zapach.
Mistrz i uczeñ wybuchaj± ¶miechem. Po chwili Mistrz odzywa siê.
- Skoro siê najedli¶my, to czas na rozrywkê.
- Jakiego rodzaju?
- Lubisz siê ¶miaæ?
- Jasne.
- To powinno ci siê spodobaæ.
Mistrz i uczeñ wstaj± i wychodz± z kawiarenki. Kto wie, mo¿e tu jeszcze kiedy¶ wróc±.
Rozdzia³ 5
Mistrz i uczeñ ogl±daj± zdjêcia zwierz±t umieszczone na ogrodzeniu Parku £azienkowskiego. Gdy dochodz± do ostatniego zdjêcia, uczeñ odzywa siê.
- To nawet fajny pomys³ z umieszczaniem zdjêæ w publicznych miejscach, gdzie nie trzeba p³aciæ za wstêp.
- Mi to mówisz?
- No tak. Ty pewnie jeste¶ ekspertem od wszystkiego, co mo¿na mieæ za darmo.
- Powiedzmy, ¿e dobrze zarz±dzam swoimi finansami. A teraz zapraszam ciê na porz±dn± dawkê ¶miechu.
Mistrz zerka na zegarek.
- Ale musimy siê po¶pieszyæ.
Mistrz rusza w kierunku bramy do parku, który znajduje siê za ogrodzeniem. Uczeñ pod±¿a za nim. Przechodz± przez bramê i wchodz± do parku. Id± jaki¶ czas w milczeniu. Gdy przechodz± wiêkszo¶æ parku, uczeñ dostrzega w odleg³o¶ci oko³o 100 metrów grupê ludzi. Mistrz i uczeñ zbli¿aj± siê do grupy. Stoj±ce w grupie osoby zaczynaj± siê poruszaæ i ustawiaj± siê w okr±g. W momencie gdy tworz± okr±g Mistrz i uczeñ do nich dochodz±.
Mistrz od razu staje w okrêgu i kiwa g³ow± do osoby, która najwidoczniej kierujê t± grup±. Osoba ta te¿ mu kiwa z u¶miechem, a nastêpnie zwraca siê do wszystkich zgromadzonych.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie. Na imiê mam Olek i bêd± prowadzi³ to spotkanie.
W tym czasie uczeñ te¿ staje w okrêgu obok Mistrza. Olek kontynuuje.
- To co sobie tutaj za chwilê zrobimy nazywa siê grupow± sesj± terapii ¶miechem wywodz±c± siê z Indii. Jest to jeden ze sposobów pobudzania siê do ¶miechu. Za chwilê bêdziemy wykonywaæ ró¿ne æwiczenia i zabawy, maj±ce nas pobudziæ do ¶miechu. Jeste¶cie gotowi?
Uczestnicy przytakuj±, niektórzy siê u¶miechaj±, kto¶ wybucha ¶miechem.
- Pierwsza zabawa ma bardzo sympatyczny charakter. Mianowicie za chwilê bêdziemy siê z sob± witaæ w jak najbardziej radosny sposób. Mo¿na przy tym robiæ sobie jaja. Niech ka¿de z was przywita siê przynajmniej z trzema osobami. Zaczynamy.
Uczestnicy zaczynaj± do siebie podchodziæ i witaæ siê. Mistrz podchodzi do ucznia, podaje mu rêkê i mówi z rado¶ci±.
- O dzieñ dobry Panu, my siê chyba jeszcze nie znamy. Jestem Mistrzem i pokazujê drogê zab³±kanym owieczkom. Pan tu chyba pierwszy raz?
I Mistrz wybucha ¶miechem. Uczeñ trochê zbity z tropu u¶miecha siê niemrawo. Mistrz nie zwracaj±c na to uwagi idzie witaæ siê z kolejn± osob±. Do ucznia podchodzi jaka¶ dziewczyna i rzuca mu siê na szyjê.
- Cze¶æ, kopê lat siê nie widzieli¶my. Co tam s³ychaæ u ciebie nowego? Jak tam dzieciaki? Podobno kupili¶cie nowy dom? Musisz mnie tam koniecznie zaprosiæ.
Zanim uczeñ zd±¿y³ dziewczynie odpowiedzieæ, ta rzuca siê na szyjê kolejnej osobie. Do ucznia podchodzi Olek. Podaje mu rêkê i z u¶miechem mówi.
- Cze¶æ. Jeste¶ kolejn± ofiar± Mistrza? Brrrr. Nie zazdroszczê. Czy próbowa³ siê ju¿ do ciebie przystawiaæ?
Widz±c speszenie na twarzy ucznia dodaje.
- Rozchmurz siê. To tylko zabawa.
Olek odchodzi na ¶rodek i zabiera g³os.
- Dobrze, wystarczy tego dobrego. Wracamy na swoje miejsca.
Uczestnicy tworz± znowu okr±g. Olek wyja¶nia nastêpn± zabawê.
- A teraz podzielimy siê na dwie grupy, które stan± w rzêdach naprzeciw siebie.
Uczestnicy wykonuj± polecenie. Mistrz i uczeñ staj± w przeciwnych grupach dok³adnie naprzeciw siebie.
- A teraz moi drodzy proponujê wyci±gn±æ przed siebie rêce, pokazywaæ nimi na przeciwników i zacz±æ siê z nich ¶miaæ.
Uczestnicy wykonuj± polecenie i zaczynaj± siê z siebie nabijaæ. Mistrz zaczyna nabijaæ siê z ucznia. Robi to tak dobrze, ¿e pozosta³e osoby zwracaj± uwagê na niego i ucznia. Uczeñ z niezbyt szczê¶liw± min± stoi bez ruchu.
- Wystarczy. Wracamy do okrêgu - komunikuje Olek.
Uczestnicy wykonuj± polecenie.
- A teraz zrobimy ¶miech straszny. Kto chce wej¶æ do ¶rodka?
Wiêkszo¶æ osób podnosi rêce.
- Proponujê aby do ¶rodka wszed³ nasz nowy przyjaciel.
I pokazuje na ucznia. Ten niepewnie zerka na Mistrza. Ten z rozbawieniem kiwa zachêcaj±co g³ow±. Uczeñ z pewnym oporem wchodzi do ¶rodka i pyta siê Olka.
- Co mam robiæ?
- Ty nie musisz nic robiæ.
Olek zwraca siê do pozosta³ych osób.
- Wszyscy wiedz± co maj± robiæ? Tak? A wiêc na trzy. Raz, dwa trzy.
Osoby stoj±ce w okrêgu unosz± przed siebie rêce, robi± przera¿aj±ce miny i z okrzykiem "U" rzucaj± siê wszyscy razem w stronê ucznia. Tez z zaskoczenia przykuca, a nastêpnie siê przewraca. Gdy osoby do niego dobiegaj±, zaczynaj± go ³askotaæ po ca³ym ciele. Uczeñ nie mog±c powstrzymaæ siê, zaczyna ¶miaæ siê.
Po chwili Olek stwierdza.
- Wystarczy, bo nam jeszcze umrze ze ¶miechu.
Uczestnicy cofaj± siê i tworz± okr±g. Olek wyci±ga rêkê do le¿±cego ucznia.
- Pomóc ci wstaæ?
Uczeñ z rozbawieniem podaje mu rêkê.
- Przepraszam czy wy jeste¶cie normalni?
Olek zwraca siê do wszystkich.
- Czy jeste¶my normalni?
Wszyscy zgodnie krzycz±.
- Nie.
- No dobrze, to chyba wystarczy na dzisiaj. Zapraszam was za tydzieñ.
Uczestnicy zaczynaj± klaskaæ, a po chwili zaczynaj± siê rozchodziæ. Mistrz podchodzi do ucznia.
- I jak siê czujesz?
- Ca³kiem nie¼le.
- To dobrze. Chod¼.
Mistrz podchodzi do Olka, który koñczy rozmowê z jak±¶ dziewczyn±.
- Widzê, ¿e chêtnych na sesje nie brakuje.
- Ujdzie. Widzê, ¿e masz nowego ucznia.
Spogl±da na ucznia, który w³a¶nie do nich do³±czy³.
- Co was sprowadza w moje skromne progi?
- Mój uczeñ ma pewien problem.
- Taaaaaaaaak - mówi±c to Olek przygl±da siê uwa¿nie uczniowi.
Mistrz zaczyna t³umaczyæ.
- Wyobra¼ sobie, ¿e on nie wierzy, ¿e mo¿na przez ca³e ¿ycie my¶leæ pozytywnie i byæ u¶miechniêtym.
- Nie wierzy? Jeste¶ ateist±? - zwraca siê do ucznia. Uczeñ z u¶miechem odpowiada.
- Nie jestem.
- To w czym tkwi problem?
- To przecie¿ niemo¿liwe aby siê u¶miechaæ ca³y czas. Przecie¿ mamy w ¿yciu ró¿ne sytuacje, które nas do³uj±.
- Tak, a jakie sytuacje?
- No nie wiem. Np. ¶mieræ bliskiej osoby.
- Albo jaka¶ powa¿na choroba, np. rak - domy¶lnie dodaje Olek
- Dok³adnie tak.
- Tak siê sk³ada, ¿e znam sporo osób chorych na raka. I wiesz co? S± w¶ród nich osoby, które mimo choroby nie trac± pogody ducha.
- No ale sam mówisz, ¿e tylko czê¶æ z nich jest pogodna.
- Tak, ale to w³a¶nie te osoby udowadniaj±, ¿e mo¿na nie traciæ humoru, mimo tego, ¿e choruje siê na tak powa¿n± chorobê.
- Raczej mnie nie przekonasz.
- To podam ci jeszcze jeden przyk³ad. Podczas drugiej wojny ¶wiatowej niektóre osoby przebywaj±ce w obozach zag³ady wykorzystywa³y poczucie humoru aby podtrzymywaæ siê na duchu. I dziêki temu ci ludzie byli w stanie prze¿yæ. Co ty na to?
- To faktycznie robi wra¿enie. Pomy¶lê nad tym.
- ¦wietnie.
Olek zerka na zegarek.
- S³uchajcie. Ja muszê ju¿ lecieæ. Ale mam dla ciebie prezent.
Olek pochyla siê, z plecaka le¿±cego na ziemi wyjmuje ksi±¿kê i podaje j± uczniowi.
- To jest moja ksi±¿ka o terapii ¶miechem. Poczytaj j± sobie. My¶lê, ¿e ci siê spodoba. Tym bardziej, ¿e jest tam sporo humoru.
Uczeñ bierze ksi±¿kê do rêki i ogl±d ok³adkê.
- Aleksander £amek. Rozumiem, ¿e to ty?
- Dok³adnie tak Sherlocku Holmesie. ¯yczê udanej lektury. Do zobaczenia.
Olek zarzuca plecak na plecy, podaje rêkê Mistrzowi i uczniowi i szybkim krokiem oddala siê. Uczeñ obserwuje go.
- Ca³kiem fajny go¶ciu.
- Trafne spostrze¿enie - odpowiada Mistrz i dodaje - My te¿ powinni¶my siê zbieraæ.
Uczeñ ziewa przewlekle i pyta siê Mistrza.
- Mam pytanie. Czy masz jaki¶ pomys³, gdzie bêdziemy dzisiaj nocowaæ?
- Proponujê dworzec centralny. Co ty na to?
- Wola³bym nieco spokojniejsze miejsce. Wiesz, nie lubiê gdy podczas snu ludzie po mnie chodz±.
- O patrzcie jaki wygodnicki. W takim razie prze¶pimy siê u mojego znajomego.
Rozdzia³ 6
Mistrz i uczeñ wchodz± w kolejn±, ciemn± uliczkê. Id± chwilê w milczeniu. Nagle ciszê przerywa ochryp³y, mêski g³os.
- Ch³opcy, macie mo¿e fajki?
G³os dobiega do nich z ty³u, wiêc uczeñ b³yskawicznie odwraca siê. Mistrz robi to znacznie spokojniej. W odleg³o¶ci piêciu metrów od nich stoi jaki¶ barczysty mê¿czyzna. Ubrany jest w dres. Jego w³osy s± w kolorze ... W³a¶ciwie to nie ma on w³osów na g³owie. Mistrz domy¶la, siê ¿e mê¿czyzna prawdopodobnie przeszed³ niedawno chemioterapiê i st±d ten brak ow³osienia na g³owie. Uczeñ ma na ten temat nieco inn± teoriê, ale postanawia jej nie ujawniaæ na g³os.
Tymczasem mê¿czyzna ponawia pytanie.
- To macie fajki czy nie?
Mistrz odpowiada mu ze spokojem.
- Niestety my niepal±cy.
Na te s³owa mê¿czyzna odwraca g³owê w stronê pobliskiej bramy i wo³a.
- S³yszycie. Go¶cie nie maj± kamelów.
Z bramy wychodzi jeszcze dwóch mê¿czyzn (te¿ po chemioterapii) i podchodz± do pierwszego. Ten odwraca siê znów do naszych g³ównych bohaterów.
- To fatalnie. Bo to jest nasza ulica i obcy za poruszanie siê po niej musz± nam co¶ odpaliæ. Skoro nie macie fajek, to dawajcie portfele.
S³ysz±c to uczeñ zaczyna oblewaæ siê zimnym potem. Tymczasem Mistrz w ogóle nie przejmuj±c siê s³owami mê¿czyzny, tylko odzywa siê do niego z u¶miechem.
- Nie ma sprawy. Ale czy zanim oddamy wam nasze portfele, mogê wam opowiedzieæ super dowcip?
Mê¿czyzna jest lekko zaskoczony propozycj± Mistrza, ale próbuje to ukryæ odpowiadaj±c.
- Byle szybko. Ale jak bêdzie nie¶mieszny to dostaniesz w ry³o.
- A wiêc dowcip brzmi tak. Idzie sobie facet ulic±. Nagle pojawia siê przed nim trzech napastników i wo³aj± - Pieni±dze albo ¿ycie. Facet na to im odpowiada. - Ostrzegam was panowie. Ja znam karate, kung-fu, judo. Przera¿eni napastnicy zaczêli uciekaæ, a ich niedosz³a ofiara koñczy zdanie - I jeszcze kilka innych chiñskich i japoñskich s³ów.
Wszyscy trzej mê¿czy¼ni wybuchaj± ¶miechem. Mistrz te¿ zaczyna siê ¶miaæ. Tylko uczeñ stoi ponury. Najwidoczniej nie zrozumia³ tego dowcipu. Gdy mê¿czy¼ni siê wy¶miali, pierwszy z nich odzywa siê.
- To by³o niez³e, a teraz dawaæ portfele.
Mistrz na to odpowiada z anielskim spokojem.
- Ostrzegam Panowie, ja znam karate, kung-fu i judo.
- To by³o ¶mieszne tylko za pierwszym razem. Braæ go.
Napastnicy ruszaj± w kierunku Mistrza, a Mistrz rusza w ich kierunku. Pierwszy z napastnik wysuwa siê do przodu i bierze zamach praw± rêk± aby wyprowadziæ cios. Jednak Mistrz nie daje mu na to czasu. Podrywa przed siebie praw± nogê i z ca³ej si³y uderza butem w krocze napastnika. Ten, jak na prawdziwego mê¿czyznê przysta³o, krzywi siê z bólu i chwytaj±c siê za krocze pada na ziemiê. W tym momencie do Mistrza podbiega drugi napastnik. Mistrz cofa siê o krok, dziêki czemu unika ciosu w twarz. Nastêpnie Mistrz robi szybki krok do przodu i uderza nog± prosto w nerkê napastnika. Si³a ciosu jest tak du¿a, ¿e mê¿czyzna przewraca siê do ty³u. Trzeci napastnik widz±c powalonych na ziemiê swoich towarzyszy, przypomina sobie, ¿e zostawi³ w domu w³±czone ¿elazko i szybko znika w bramie.
Dwaj pozostali napastnicy wij± siê z bólu na ziemi. Po chwili jeden z nich próbuje wstaæ. Mistrz odzywa siê do niego.
- Zabieraj kolegê i ¿ebym was tu wiêcej nie widzia³.
Mê¿czyzna pomaga wstaæ swojemu koledze. Mistrz postanawia daæ im na koniec jeszcze dobr± radê.
- Jak widzicie i czujecie, palenie papierosów jest szkodliwe dla zdrowia. Wiêc radzê wam to rzuciæ.
Jeden z mê¿czyzn mruczy pod nosem.
- Spadaj.
Mistrz s³ysz±c to dochodzi do wniosku, ¿e ten mê¿czyzna nie do koñca jest przekonany do jego argumentów, wiêc postanawia na koniec przekonaæ go, wykorzystuj±c znan± technikê asertywn± - kopie go w ty³ek. Dzia³a on na mê¿czyzn jak lekarstwo, gdy¿ zaczynaj± w zadziwiaj±co szybkim tempie oddalaæ siê od Mistrza. Mistrz widz±c to mówi sam do siebie.
- O cudowna potêgo kopniaka w ty³ek.
Uczeñ nadal nie mo¿e wyj¶æ z szoku. Mistrz zauwa¿a to i klepie go przyjacielsko po plecach.
- No ju¿ po wszystkim. Mo¿esz przestaæ zgrywaæ twardziela.
Z twarzy ucznia powoli znikaj± objawy przera¿enia.
- Bo¿e ¶wiêty. Sk±d siê bior± na ¶wiecie tacy ludzie?
- Chcesz us³yszeæ szczer± odpowied¼?
- Tak
- Mo¿e ci siê nie spodobaæ. Wyobra¼ sobie, ¿e sami takich ludzi sobie hodujemy.
- Jak to?
- Prawda jest taka, ¿e prawie ka¿dy przestêpca w tym kraju urodzi³ siê jako niewinny brzd±c. Dopiero przy wybitnej pomocy spo³eczeñstwa wyrós³ on na przestêpcê.
- Jak to mo¿liwe?
- To przecie¿ ca³kiem proste. Jest to zwi±zane z uwarunkowaniami rodzinnymi oraz otoczenia. Gdyby nasz kraj mia³ odpowiedni program przeciwdzia³ania patologiom spo³ecznym, to wiêkszo¶æ kryminalistów by³aby obecnie uczciwymi obywatelami. Có¿, mo¿e kiedy¶ dorobimy siê takiego programu. A na razie musimy niestety mêczyæ siê z owocami naszych niedoci±gniêæ.
- Zaraz, zaraz. Chcesz powiedzieæ, ¿e przestêpcy nie ponosz± winy za swoje czyny?
- Oczywi¶cie, ¿e ponosz±, ale my jako spo³eczeñstwo mieli¶my szansê niedopuszczenia do tego, aby zostali przestêpcami i niestety to siê nie uda³o.
- To nie brzmi zbyt optymistycznie.
- Masz racjê. Przeciêtny cz³owiek woli zwaliæ ca³± winê na przestêpców. Mo¿na i tak, tylko ¿e dziêki temu przestêpczo¶æ nam nie spadnie.
Uczeñ rozgl±da siê doko³a. Przechodz± go ciarki.
- Czy daleko jeszcze do domu twojego by³ego ucznia?
- Jeszcze kawa³ek.
Mistrz i uczeñ ruszaj± w dalsz± drogê na spotkanie nieznanego.
Rozdzia³ 7
W koñcu Mistrz i uczeñ wychodz± na jak±¶ o¶wietlon± ulicê. Wzd³u¿ niej ci±gn± siê rzêdy jednorodzinnych domów. Mistrz zwraca siê do ucznia.
- Jeste¶my prawie na miejscu.
- No w koñcu. Ju¿ my¶la³em, ¿e zgubi³e¶ drogê.
- Czy ja wygl±dam na blondynkê?
- Nie wiem. Mo¿e farbujesz sobie w³osy?
W tym momencie Mistrz zatrzymuje siê przy furtce. Mistrz dzwoni do domofonu. Po chwili z domofonu s³ychaæ mêski g³os.
- S³ucham.
Mistrz odpowiada.
- To ja.
G³os pyta siê zniecierpliwiony.
- Jaki ja?
Mistrz ze spokojem odpowiada.
- Twój najgorszy koszmar!
Odpowied¼ g³osu jest pe³na rado¶ci.
- Mistrzu, to naprawdê ty! Wchod¼!
Otwiera siê zatrzask drzwi. Mistrz otwiera furtkê i wchodzi na teren ogrodu. Uczeñ pod±¿a za nim. Obydwaj podchodz± do drzwi domu. Drzwi otwiera mê¿czyzna oko³o 30-tki. Spogl±da uradowany na Mistrza. Nastêpnie dostrzega ucznia i z udawan± z³o¶ci± pyta siê Mistrza.
- Czy¿by¶ mia³ nowego ucznia? A co ze mn±?
- Wygl±da na to, ¿e sobie ca³kiem nie¼le radzisz.
W tym momencie w drzwiach wyj¶ciowych pojawia siê ³adna dziewczyna.
Mistrz dostrzega j± i dokañcza.
- Naprawdê dobrze sobie radzisz.
Mê¿czyzna odwraca siê do dziewczyny i odzywa siê.
- Pozwól, ¿e was sobie przedstawiê. To jest Mistrz, o którym ci opowiada³em, a to jest moja narzeczona Agnieszka.
Agnieszka podaje rêkê Mistrzowi ze s³owami.
- Bardzo mi mi³o Pana poznaæ.
- Po co to pan. Wystarczy ... Mistrzu.
Agnieszka u¶miecha siê.
- Dobrze Mistrzu.
- A ja te¿ chcia³bym wam kogo¶ przedstawiæ. Uczniu pozwól tutaj.
Uczeñ chc±c nie chc±c podchodzi.
- To jest mój najnowszy uczeñ.
Uczeñ podaje rêkê mê¿czy¼nie, który siê przedstawia.
- Darek jestem.
Uczeñ kiwa potakuj±co g³ow±. Nastêpnie wita siê z Agnieszk±.
Darek odzywa siê.
- Zapraszam was do ¶rodka.
Wszyscy wchodz± do domu.
Rozdzia³ 8>
Nasi bohaterzy siedz± w kuchni przy stole razem z Darkiem. Agnieszka k³adzie na stole jeszcze gor±ce grzanki i mówi.
- Smacznego.
Odpowiada jej Mistrz.
- Bardzo dziêkujemy. Ju¿ dawno nie jad³em kolacji w tak mi³ym towarzystwie.
Na to odzywa siê Darek.
- Jak zwykle doskonale wiesz Mistrzu jak siê podlizaæ.
- Tylko nie mów, ¿e ci to nie sprawia przyjemno¶ci.
- Oczywi¶cie ¿e sprawia. No dobrze. To chêtnie siê dowiem, co was sprowadza w nasze skromne progi.
- Dlaczego od razu zak³adasz, ¿e mamy do ciebie jaki¶ interes. Mo¿e po prostu chcia³em odwiedziæ starego ucznia.
- A ja mo¿e jestem królewiczem? - z udawan± ironi± odpowiada Darek. W tym momencie wtr±ca siê Agnieszka.
- Dla mnie jeste¶ królewiczem.
Mistrz wybucha ¶miechem.
- No dobrze. Faktycznie nie przyszli¶my tu tylko na pogawêdkê. Prawda uczniu?
Uczeñ, który z apetytem zajada w³a¶nie kolacjê, nie za bardzo wie, co odpowiedzieæ. Wiêc tylko przytakuj±co kiwa g³ow±. Mistrz zwraca siê do Darka.
- Mój uczeñ ma k³opoty z prac±.
- Jakie k³opoty?
- Nie ma pracy.
- To faktycznie jest problem. A jakiej pracy szukasz? - Darek zwraca siê do ucznia.
- Idea³em by³aby tak, gdzie móg³bym realizowaæ swojego pomys³y.
- I¶cie dyplomatyczna odpowied¼. Czy ja wiem? W tej chwili nie przychodzi mi do g³owy ¿adna mo¿liwo¶æ. A tobie Aga?
Agnieszka chwilê siê zamy¶la.
- Te¿ nie.
W tym momencie wtr±ca siê Mistrz.
- A mo¿e zostaniesz politykiem?
Uczeñ odpowiada zdecydowanie.
- O nie, dziêkujê bardzo.
- Dlaczego? To bardzo fajny zawód. Dostaje siê pieni±dze za nic. Mo¿na sobie dorobiæ na ³apówkach i stoi siê ponad prawem. Przecie¿ to idealna praca.
- Jak dla kogo. Moim zdaniem politycy to ostatni dranie.
- Ale¿ to nie jest wcale ich wina.
- A czyja?
- Twoja!
- Moja!? Mistrzu, poszukaj sobie nowego psychiatry, bo aktualny ciê oszukuje.
- Dziêki za radê. Mo¿e skorzystam. A tak na powa¿nie. Nie pozwoli³e¶ mi skoñczyæ. To jest twoja wina, tak samo jak i reszty spo³eczeñstwa.
- Chyba trochê przesadzasz.
- Ani trochê. Pomy¶l tylko. W naszym kraju politycy sprawuj±cy w³adzê s± wybierani w wyborach powszechnych. Tak wiêc to my - spo³eczeñstwo - decydujemy o tym, kto bêdzie nami rz±dzi³. No i niestety wybieramy ludzi, którzy siê do tego raczej nie nadaj±.
- Nie nadaj± to ma³o powiedziane. Politycy to idioci.
- Nie trzeba od razu u¿ywaæ tak brutalnych okre¶leñ. Wystarczy powiedzieæ, ¿e s± inteligentni inaczej.
Uczeñ u¶miecha siê krzywo.
- Bardzo inaczej.
Obydwaj wybuchaj± ¶miechem. Uczeñ postanawia wyci±gn±æ od Mistrza co¶ wiêcej na ten temat.
- Ale dlaczego spo³eczeñstwo wybiera takich ludzi?
- Powodów jest kilka. Po pierwsze, czê¶æ ludzi naprawdê my¶li, ¿e politycy, na których g³osuj± mog± zrobiæ co¶ dobrego dla nich i kraju.
- Tylko, ¿e to nieprawda. Jak siêgam pamiêci± do pocz±tku lat dziewiêædziesi±tych, to ¿aden rz±d nie mia³ jaki¶ naprawdê dobrych wyników swojej pracy. Dlaczego wiêc ludzie ci±gle im wierz±? Czy s± a¿ tak naiwni?
- Naiwno¶æ ma tu znaczenie drugorzêdne. Najwa¿niejsze jest - nie wiem czy mi uwierzysz - lenistwo naszego spo³eczeñstwa.
- Nie rozumiem.
- Albo nie chcesz przyznaæ, ¿e jeste¶ leniem.
- Wolê moj± wersjê.
- Mo¿esz woleæ, ale prawda jest taka, ¿e nasze spo³eczeñstwo wybiera polityków z lenistwa, licz±c ¿e politycy zrobi± wszystko za nich - zmniejsz± bezrobocie, ogranicz± przestêpczo¶æ, poprawi± warunki ¿ycia.
- Przecie¿ po to wybiera siê polityków, aby robili te rzeczy.
- Tylko widzisz mój drogi, to jest bzdura.
- Nie rozumiem.
- Nie mo¿na wybraæ polityków, którzy ulecz± nasz kraj z gnêbi±cych go bol±czek.
- Teraz to ju¿ zupe³nie nic nie rozumiem.
Mistrz z ironi± spogl±da na ucznia.
- Czujê, ¿e mówisz szczerze. Widzisz, prawda jest taka, ¿e nawet gdyby spo³eczeñstwo wybra³o najlepszych polityków na ¶wiecie - najlepszych ekspertów, najuczciwszych i najskuteczniejszych, to ci politycy nie bêd± w stanie rozwi±zaæ naszych problemów.
- Dlaczego?
- Bo aby je rozwi±zaæ, potrzeba dzia³ania ze strony ca³ego spo³eczeñstwa. Politycy mog± uchwaliæ najlepsze ustawy, mog± przydzieliæ pieni±dze na realizacjê naprawdê ¶wietnych pomys³ów. Ale w pewnym momencie te dzia³ania natrafi± na potrzebê zaanga¿owania siê w nie spo³eczeñstwa. I po zabawie.
- To znaczy?
- To znaczy, ¿e ludzie chodz± g³osowaæ w wyborach g³ównie po to, aby zdj±æ z siebie ciê¿ar troszczenia siê o siebie. Chc± aby to politycy zrobili wszystko za nich. A to jest niestety niemo¿liwe.
- Jakie w takim razie jest wyj¶cie z tej sytuacji?
- Teoretycznie banalnie proste. Spo³eczeñstwo musi wzi±æ siê do pracy. Z jednej strony musi zacz±æ staraæ siê dzia³aæ na rzecz poprawy swojej sytuacji, a z drugiej strony wybieraæ do w³adzy tylko takich ludzi, którzy faktycznie mog± co¶ dobrego zrobiæ dla kraju.
- Ale w jaki sposób znale¼æ tych w³a¶ciwych polityków?
- To proste. "Poznacie ich po czynach". Zauwa¿, ¿e politycy, zanim dorwali siê do w³adzy, nie mieli specjalnych osi±gniêæ w pomaganiu spo³eczeñstwu. Oni argumentuj± to tym, ¿e tylko maj±c w³adzê mog± co¶ zmieniæ. To jest oczywi¶cie bzdura. Je¿eli wcze¶niej nie potrafili dzia³aæ na rzecz spo³eczeñstwa, to tym bardziej nie bêd± tego w stanie zrobiæ po objêciu w³adzy, gdy bêd± musieli masê czasu i energii po¶wiêciæ na utrzymanie siê u tej w³adzy. Tak wiêc wybieraæ nale¿y ludzi, którzy mog± poszczyciæ siê d³ug± list± zas³ug dla spo³eczeñstwa, czêsto lokalnego.
- W naszym parlamencie takich ludzi raczej nie ma.
- I st±d m.in. tak kiepska sytuacja naszego kraju.
- No dobrze, twierdzisz Mistrzu, ¿e spo³eczeñstwo samo te¿ powinno staraæ siê poprawiæ swój los. Ale w jaki sposób?
- Mo¿e trudno ci w to uwierzyæ, ale prawie ka¿dy problem, który gnêbi nasze spo³eczeñstwo, zosta³ ju¿ gdzie¶ rozwi±zany. Czêsto takie problemy rozwi±zywa³y lokalne spo³eczno¶ci lub organizacje, a nawet pojedyncze osoby.
- Ale sk±d ja czy spo³eczeñstwo mamy wiedzieæ, gdzie problemy zosta³y rozwi±zane?
- Wystarczy poszukaæ. Jest taki projekt o nazwie Bank Pomys³ów, który w³a¶nie zbiera wszelkiego rodzaju pomys³y mog±ce przyczyniæ siê do poprawy ¿ycia ludzi.
- No dobrze, ale s± problemy, których lokalne spo³eczno¶ci raczej nie rozwi±¿±. Mam tu na my¶li chocia¿by wojny.
- Masz racjê, rozwi±zywanie konfliktów zbrojnych le¿y niestety w gestii polityków.
- No w³a¶nie Mistrzu. Co np. s±dzisz o planach amerykañskiej interwencji w Iraku?
- Moim zdaniem walka zbrojna jest najgorszym z mo¿liwych rozwi±zañ. Nie oznacza to, ¿e jestem ca³kowicie przeciw si³owemu rozwi±zywaniu konfliktów. Ale trzeba sobie zdawaæ sprawê z tego, ¿e rozwi±zania si³owe maj± swoje ograniczenia.
- Jakie?
- Rzadko udaje siê za jego pomoc± zrealizowaæ wszystkie stawiane mu cele. Jako przyk³ad mo¿na tu podaæ interwencje w Kosowie i Afganistanie. W Kosowie chodzi³o o to, aby Serbowie nie prowadzili czystek na ludno¶ci Albañskiej. Tymczasem interwencja spowodowa³a nasilenie tych czystek. Zanim NATO uda³o siê zdusiæ armiê serbsk±, Serbowie zrobili dok³adnie to, przed czym NATO mia³o ich powstrzymaæ. Podobnie wygl±da³a sprawa w Afganistanie. Amerykanom uda³o siê obaliæ Talibów, ale nie uda³o im siê ani zabiæ Osamy bin Ladena ani zniszczyæ al-Qaidy. Tak wiêc mimo sukcesów militarnych, w obydwu tych przypadkach nie uda³o siê osi±gn±æ ostatecznego celu.
- Czyli sugerujesz, ¿e te wojny by³y niepotrzebne?
- Nie, próbujê ci pokazaæ, ¿e wojny same w sobie nie s± w stanie rozwi±zaæ ca³ego problemu. Z regu³y mog± tylko rozwi±zaæ pewne jego czê¶ci, na dodatek czêsto wywo³uj±c nowe problemy.
- Na przyk³ad jakie?
- Mo¿e jako przyk³ad podam wspomniany przez ciebie konflikt wokó³ Iraku. Stanom Zjednoczonym prawdopodobnie uda siê obaliæ Saddama Husajna. Ale za jak± cenê? Na pewno wojna w Iraku poch³onie wiele niewinnych istnieñ ludzkich. W rezultacie liczba przeciwników Stanów Zjednoczonych na ca³ym ¶wiecie na pewno wzro¶nie. Inny problem mo¿e dotyczyæ sytuacji, je¿eli Stany Zjednoczone zdecyduj± siê na u¿ycie w Iraku broni j±drowej, i to nawet tej najmniejszej, przeznaczonej do niszczenia podziemnych bunkrów. Je¿eli do tego dojdzie, to mo¿e zanikn±æ psychologiczna bariera powoduj±ca, ¿e od czasu drugiej wojny ¶wiatowej ¿adne pañstwo nie u¿y³o broni j±drowej. No bo je¿eli Amerykanie u¿yj± tej broni w Iraku, to niby dlaczego np. Rosja nie mia³aby jej u¿yæ w Czeczenii, albo dlaczego nie mia³yby jej u¿yæ Indie i Pakistan? Co wiêcej, wiele pañstw, które nie posiadaj± obecnie broni j±drowej, mo¿e zacz±æ siê zastanawiaæ, czy nie powinny siê w ni± zaopatrzyæ. Bo skoro najpotê¿niejsza armia ¶wiata nie mo¿e siê bez niej obyæ na polu walki, to co dopiero inne pañstwa. Zapewniam ciê, ¿e liczbê potencjalnych negatywnych konsekwencji konfliktu zbrojnego w Iraku mo¿na by d³ugo mno¿yæ.
- Czyli co, lepiej zostawiæ Saddama w spokoju?
- Nie. Sam bym odetchn±³, gdyby znikn±³ on z Iraku. Ale nale¿y zrobiæ wszystko, aby jego usuniêcie nie spowodowa³o otwarcia siê puszki Pandory.
- No tak, ale próby pokojowego rozwi±zywania konfliktów czêsto koñcz± siê klap±.
- Oczywi¶cie nie jest ³atwo doprowadziæ do pokojowego zakoñczenia jakiego¶ konfliktu. Ale jak pokazuj± przyk³ady konfliktu Izraelsko-Palestyñskiego czy te¿ w Irlandii Pó³nocnej, to w³a¶nie rozwi±zania pokojowe pozwalaj± powstrzymaæ rozlew krwi.
- Izrael i Palestyna to chyba niezbyt dobry przyk³ad. Przecie¿ tam ci±gle leje siê krew.
- Zgadza siê. A dlaczego? Bo obydwie strony wybra³y jako próbê rozwi±zania konfliktu akcje zbrojne. I jak widaæ, to na pewno nie pozwoli rozwi±zaæ tego konfliktu.
- A co pozwoli?
- Powiniene¶ pamiêtaæ, ¿e gdy parê lat temu rozpoczêto na powa¿nie negocjacje pokojowe miêdzy Izraelem i Palestyñczykami, to w pewnym momencie dosz³o do sytuacji, gdy skoñczy³ siê tam rozlew krwi. Trwa³o to niestety tylko przez pewien czas, ale by³ to najlepszy dowód na to, ¿e tylko w sposób pokojowy mo¿na zapewniæ tam pokój.
- Mam w±tpliwo¶ci czy uda ci siê przekonaæ do swoich pogl±dów obydwa te narody.
- Tylko g³upiec nie ma w±tpliwo¶ci. Twoje w±tpliwo¶ci s± w pe³ni uzasadnione. W chwili obecnej nienawi¶æ miêdzy obydwoma tymi narodami jest tak du¿a, ¿e trudno sobie wyobraziæ podjêcie przez nie powa¿nych prób pokojowego rozwi±zania konfliktu. Niestety to siê mo¿e ¼le skoñczyæ dla obydwóch krajów.
- Mówisz dosyæ pesymistycznie Mistrzu.
- To jeszcze nic. Niestety, moim zdaniem, nasza cywilizacja chyli siê ku upadkowi.
- To chyba lekka przesada. Owszem, jest wiele zgrzytów, ale my¶lê, ¿e sobie z nimi mo¿emy poradziæ.
- Nie by³bym tego tak pewien. A czy w ogóle wiesz, sk±d bior± siê te zgrzyty?
- Chêtnie siê tego dowiem.
- Po ataku terrorystycznym 11 wrze¶nia 2001 roku pewien dziennikarz zapyta³ psychologa, co takiego zmieni³o siê w ludziach, ¿e mogli dokonaæ co¶ takiego. I ten psycholog odpowiedzia³ mu zgodnie z prawd±, ¿e ca³a rzecz w tym, ¿e ludzie siê nie zmienili. Technicznie ¿yjemy w epoce atomowej, uczuciowo ci±gle w epoce kamiennej.
- Co to oznacza?
- Oznacza to, ¿e nie potrafimy panowaæ nad sob±, nie mamy tolerancji do ludzi, którzy czym¶ siê od nas ró¿ni±. T± listê mo¿na by ci±gn±c niemal w nieskoñczono¶æ. Ale nie to jest najgorsze. Problem w tym, ¿e nasza cywilizacja ca³y czas siê rozwija pod wzglêdem technologicznym. To oznacza, ¿e dysponujemy coraz bardziej ¶mierciono¶n± broni±, a ca³a cywilizacja staje siê mniej odporna na destrukcyjne dzia³ania. Podam ci kilka przyk³adów. Chocia¿by rozwój broni nuklearnej. Coraz wiêcej Pañstw jest w stanie wyprodukowaæ tak± broñ. To nie wszystko. Nadejdzie taki dzieñ, gdy t± broñ bêd± w stanie wyprodukowaæ niewielkie grupy ludzi, np. terrory¶ci. Podobnie wygl±da kwestia broni chemicznej czy biologicznej. Przyk³ad w±glika. Ale chodzi te¿ o ca³± wspó³czesn± technologiê, np. o Internet. Nie wiem czy wiesz, ale jeden komputerowy geniusz mo¿e sparali¿owaæ niemal ca³± sieæ. W rezultacie postêp techniczny po³±czony z brakiem postêpu emocjonalnego cz³owieka powoduje, ¿e coraz mniejsze grupy ludzi mog± prowadziæ coraz ³atwiej dzia³ania destrukcyjne.
- A¿ takiego pesymizmu to siê po tobie Mistrzu nie spodziewa³em.
- To nie pesymizm, tylko fakty, których jednak wielu ludzi woli nie zauwa¿aæ.
- Dlaczego?
- Dlatego, ¿e wol± ¿yæ w ¶wiecie iluzji, który pozwala im nic nie robiæ. Nie ma problemu - nie potrzeba go rozwi±zywaæ. Tylko ¿e takie rozwi±zanie mo¿e nasz± cywilizacjê wiele kosztowaæ .
- Chyba przesz³a mi ochota na zg³êbianie tego tematu. Chocia¿ mam jeszcze jedno pytanie. A jak, twoim zdaniem Mistrzu, bêdzie wygl±daæ przysz³o¶æ klonowania? Czy uda siê wprowadziæ ogólno¶wiatowy zakaz klonowania?
- Na papierze pewnie tak. Ale w praktyce nie.
- Dlaczego?
- Spójrz na inne dziedziny, takie jak handel organami czy ¿ywym towarem. S± to przestêpstwa, którym przeciwny jest praktycznie ka¿dy cz³owiek, a jednak maj± one miejsca. Co wiêcej, s± to przestêpstwa pope³niane na masow± skalê. W przypadku klonowania nie ma a¿ tak wysokiego sprzeciwu, gdy¿ ma ono grupê swoich gor±cych zwolenników. Tak wiêc skoro nie uda³o siê zlikwidowaæ handlu narz±dami i ¿ywym towarem, to i klonowania nie uda siê powstrzymaæ.
- Ale Mistrzu zapominasz o jednej rzeczy.
- Tak?
- Temat klonowania jest bardzo popularny. Wszyscy o tym mówi±. A to oznacza, ¿e jest wiêkszy nacisk opinii publicznej na t± sprawê, ni¿ wymienione przez ciebie przestêpstwa.
- Masz racjê, tylko ¿e nag³o¶nienie tego problemu za jaki¶ czas minie. Ludzie, którzy zajmuj± siê klonowaniem prawdopodobnie dojd± do wniosku, ¿e lepiej swoje dzia³ania prowadziæ po cichu, bez zwracania na siebie zbytniej uwagi. A wtedy problem klonowania zniknie z pierwszych stron gazet. A jak problemu nie ma w mediach, to dla opinii publicznej nie istnieje.
- Kre¶lisz kolejny czarny scenariusz.
- To zale¿y od punktu widzenia. Jest wszak¿e pewna szansa, ¿e klonowanie ludzi nie rozwinie siê zbytnio. Ostatnio czyta³em wypowied¼ pewnego naukowca, który zauwa¿y³, ¿e istnieje przynajmniej kilka skuteczniejszych metod na posiadanie dzieci przez osoby, które nie mog± ich mieæ w sposób tradycyjnych.
- Jakie?
- Chocia¿by sztuczne zap³odnienie czy adopcja. Tak wiêc ten naukowiec prognozuje, ¿e klonowanie ludzi nie rozwinie siê za bardzo. A jak bêdzie naprawdê? Po¿yjemy, zobaczymy. A wracaj±c jeszcze do kiepskiej sytuacji naszego kraju. W jej poprawie ogromn± rolê móg³by odegraæ system edukacji, gdyby zosta³ gruntownie zmieniony.
- W jaki sposób?
- No có¿. Spróbuj okre¶liæ jaki procent wiedzy zdobytej podczas ca³ej twojej edukacji wykorzystujesz na co dzieñ.
- Nie zastanawia³em siê nigdy nad tym.
- No spróbuj, tak na oko.
- Chyba nie wiêcej ni¿ kilkana¶cie procent.
- W³a¶nie. W szkole uczysz siê o pierwotniakach, o zwi±zkach chemicznych, o wierszach Mi³osza, o czarnych dziurach. Tylko po co? Skoro w doros³ym ¿yciu ci siê to w ogóle nie przydaje.
- Zgadzam siê absolutnie, ¿e znaczna czê¶æ wiedzy nauczanej w szko³ach jest bezsensowna. Tylko ¿e je¿eli nie bêdziemy znaæ tych rzeczy to inni mog± nas uznaæ za nieuków.
- To co? Lepiej mêczyæ siê przez ile¶ lat i wkuwaæ wiedzê, która nigdy nam siê nie przyda? Zreszt± wiêkszo¶ci tej wiedzy i tak zapomnisz, wiêc i tak z punktu widzenia niektórych bêdziesz nieukiem.
- To w takim razie jak ty Mistrzu widzia³by¶ skuteczny system edukacji?
- Jest oczywiste, ¿e szko³a powinna przygotowywaæ ucznia do doros³ego ¿ycia. A wiêc powinien on uczyæ siê rzeczy, które w doros³ym ¿yciu naprawdê bêd± mu przydatne.
- Co na przyk³ad?
- Lista jest bardzo d³uga. Od wype³niania zeznañ podatkowych, opanowania emocji, umiejêtno¶ci negocjacji, pracy w zespole, wychowywania dzieci, radzenia sobie ze stresem.
- Obawiam siê, ¿e s± raczej ma³e szanse na wcielenie tego w ¿ycie. Takie zmiany nie zyska³yby zgody w³adz. Podejrzewam, ¿e nawet czê¶æ spo³eczeñstwa by³aby im przeciwna. Aczkolwiek zastanawiam siê jakby to by³o, gdyby wprowadziæ takie zmiany.
- To nie problem. Wybierz jaki¶ przedmiot.
- Jêzyk polski. Albo nie - historia.
- Zdecyduj siê. Niech bêd± obydwa. Historia mo¿e byæ ¶wietnym przedmiotem do nauki empatii oraz zdawania sobie sprawy ze skutków w³asnych czynów.
- W jaki sposób?
- Uczniowie mogliby dostawaæ zadania omówienia danego tematu z ró¿nych punktów widzenia. Np. zrzucenie bomb atomowych na Nagasaki i Hiroszimê mo¿na rozpatrywaæ z punktu widzenia Amerykanów, Japoñczyków, Polaków, Rosjan, Chin, itd. Ka¿dy uczeñ wybierze sobie jeden punkt widzenia i go przedstawi. Dziêki temu bêd± oni mogli lepiej zrozumieæ racje ró¿nych stron. Bêd± te¿ mogli próbowaæ znale¼æ inne, byæ mo¿e lepsze, rozwi±zania wydarzeñ historycznych.
- A jêzyk polski? Ja niestety dosyæ ¼le wspominam ten przedmiot. Najgorsza by³a ortografia.
- Masz racjê. Naóka ortografi to tródna ¿ecz. A co do ca³ego przedmiotu, to mo¿liwo¶ci jest bardzo du¿o. Uczniowie mog± uczyæ siê pisaæ wiersze, oficjalne pisma, artyku³y do szkolnej gazetki, uczyæ siê publicznego przemawiania, itd. Chyba zgodzisz siê, ¿e takie umiejêtno¶ci przydadz± siê w doros³ym ¿yciu?
- Na pewno. Ale co ma zrobiæ cz³owiek, np. rodzic, którego dziecko chodzi do zwyk³ej szko³y?
- Niestety musi dzieciakowi za³atwiæ jakie¶ zajêcia pozaszkolne, które bêd± rozwijaæ te dodatkowe umiejêtno¶ci. Ale czemu ograniczasz siê do dzieci? Przecie¿ m³odzie¿, ba, doro¶li równie¿ potrzebuj± dodatkowej nauki.
- Doro¶li s± chyba na to za starzy.
- Nic podobnego. Poza tym doros³ym takie umiejêtno¶ci s± bardziej potrzebne, gdy¿ od razu mog± je wykorzystaæ w swoim ¿yciu.
- Ale co w takim razie ma zrobiæ doros³y cz³owiek, który chcia³by np. nauczyæ siê publicznie przemawiaæ? Wiem, ¿e s± prowadzone na ten temat profesjonalne kursy. Ale ich ceny raczej nie s± na przeciêtn± kieszeñ.
- Mo¿e np. skorzystaæ z dzia³aj±cych w naszym kraju Klubów Ludzi Sukcesu.
- Pierwsze s³yszê o takich klubach.
- Nie ty pierwszy. Faktycznie s± one dosyæ ma³o znane. Ale za to doskonale pokazuj±, jak ludzie sami mog± wzajemnie rozwijaæ u siebie nowe umiejêtno¶ci, nawet je¿eli nie s± ekspertami w danej dziedzinie.
- No znaczy co? Te kluby prowadz± amatorzy?
- Mo¿na tak to uj±æ.
- Ale w takim razie to bez sensu. Jak mo¿na siê tam czego¶ nauczyæ, skoro nie mo¿na uzyskaæ opinii czy te¿ porady zawodowego nauczyciela?
- Wbrew pozorom mo¿na. Kluby takie dzia³aj± na takiej zasadzie, ¿e uczestnicy poprzez wzajemne obserwowanie siê ucz± siê od siebie. I to siê sprawdza.
- Czy w Warszawie jest taki klub?
- Jest i to ju¿ od 7 lat. Chcesz tam pój¶æ?
- Czy ja wiem. Generalnie nie mam problemu z publicznym wys³awianiem siê.
- Tam mo¿na nauczyæ siê te¿ innych umiejêtno¶ci, np. tolerancji w stosunku do opinii innych, mo¿na zyskaæ pewno¶æ siebie, jak równie¿ mo¿na zdobyæ umiejêtno¶ci przywódcze. Tak naprawdê to to, co z tego klubu wyniesiesz zale¿y wy³±cznie od ciebie.
- Brzmi dosyæ ciekawie. A kto tam g³ównie chodzi. Biznesmeni?
- Wcale nie. Chodz± tam zwykli ludzie.
- Co rozumiesz pod pojêciem zwyk³ych ludzi?
- Licealistów, studentów, doros³ych i nawet emerytów.
- Czyli s± tam ludzie z ka¿dego przedzia³u wiekowego.
- Tak. I dziêki temu mo¿na tam siê nauczyæ komunikowaæ z lud¼mi z innych grup wiekowych. I na podobnej zasadzie jak te kluby mo¿na by tworzyæ grupy ludzi, którzy bêd± uczyæ siê wzajemnie innych potrzebnych im umiejêtno¶ci. My¶lê, ¿e to na dzisiaj wystarczy. Darku mo¿esz nam pokazaæ, gdzie bêdziemy spaæ.
- Jasne.
Wszyscy wstaj± od sto³u i Darek prowadzi Mistrza i ucznia na pierwsze piêtro domu.
Rozdzia³ 9
Darek zaprowadza Mistrza i ucznia do pokoju go¶cinnego. Gdy Darek wychodzi, uczeñ rozgl±da siê po pokoju z niezbyt weso³± min±.
- Ten dom przypomina mi moje dzieciñstwo. Brrr
Uczeñ otrz±sa siê. Mistrz pyta siê go.
- By³o a¿ tak ¼le?
- Lepiej nie pytaj.
Uczeñ macha z rezygnacj± rêk±. Mistrz udaje, ¿e nie zauwa¿a tego gestu.
- No co ty. Nie pêkaj tylko opowiadaj.
- A niby co mam opowiadaæ? ¯e moi starzy byli wredni?
- Czyli raczej nie przepadasz za nimi?
- £agodnie mówi±c - uczeñ krzywi siê ¶miesznie.
Mistrz kiwa smutno g³ow±.
- Oj niedobrze.
- Da siê z tym ¿yæ.
- Jeste¶ pewien?
- Spoko.
- Niestety musze ciê rozczarowaæ. Je¿eli ¿ywisz negatywne uczucia do swoich rodziców, to masz przechlapane.
- Dlaczego?
- Mo¿esz sobie z tego nie zdawaæ sprawy, ale te negatywne uczucia mog± mieæ negatywny wp³yw na ciebie, twoje samopoczucia oraz relacje z innymi lud¼mi.
To zreszt± nie wszystko. Dopóki nie przebaczysz swoim rodzicom, dopóty nie bêdziesz w stanie obiektywnie spojrzeæ na ich b³êdy. A to oznacza, ¿e je¿eli sam zostaniesz kiedy¶ rodzicem, to bêdziesz pope³nia³ te same b³êdy co oni.
- To co w takim razie powinienem zrobiæ?
- Spróbuj im po prostu przebaczyæ.
- £atwo powiedzieæ.
- Có¿. Osoby, które wierz± w reinkarnacjê, wierz± te¿ w to, ¿e sami decydujemy gdzie i kiedy przychodzimy na ten ¶wiat w kolejnych wcieleniach. Oznacza to, ¿e sami wybieramy sobie rodziców. Co wiêcej, dobieramy ich sobie bardzo starannie, gdy¿ to od ich i tego jaki wp³yw bêd± mieli na nas w dzieciñstwie i okresie dorastania, zale¿eæ bêdzie w du¿ej mierze to, jak uda nam siê zrealizowaæ cele, które postawili¶my sobie przed wcieleniem.
- Niedok³adnie rozumiem.
- To proste. Wybierasz takich rodziców, którzy s± dla ciebie najlepsi.
- Je¶li to prawda, to ja musia³em byæ nie¼le pijany jak wybiera³em moich!
- Czy aby na pewno? Spróbuj siê przez chwilê zastanowiæ jaki wp³yw mieli na ciebie twoi rodzice. I przede wszystkim, jaki wp³yw mieli oni na to, gdzie obecnie siê znajdujesz.
- O tu masz ca³kowit± racjê. Jestem kompletnie sp³ukany, bez pracy i mieszkania. Faktycznie, to zas³uga moich rodziców.
- Mo¿esz na obecn± sytuacjê spojrzeæ oczywi¶cie w taki sposób. Ale mo¿esz te¿ spojrzeæ na ni± z innej perspektywy.
- Niby jakiej?
- Dziêki twojej obecnej sytuacji spotka³e¶ mnie i dowiedzia³e¶ siê czego¶ nowego o swoim ¿yciu.
Uczeñ krzywi siê.
- Ale ja póki co jeszcze nie wierzê w reinkarnacjê. Wiêc jak chcesz mnie przekonaæ?
- Ale wierzysz w Boga.
- Tak.
- A wierzysz, ¿e Bóg jest wszechmocny?
- ¯e mo¿e wszystko? Raczej tak.
Mistrz ci±gnie swój wywód.
- A wiêc skoro Bóg mo¿e wszystko, to chyba mo¿e te¿ podj±æ decyzjê, która dusza wcieli siê w jakie cia³o. No nie?
- Czy ja wiem?
- Naprawdê wierzysz, ¿e Bóg nie mia³ wp³ywu na to, w której rodzinie siê urodzi³e¶?
Uczeñ milczy.
- A mo¿e uwa¿asz, ¿e Bóg pope³nia b³êdy i ¿e to przez pomy³kê skierowa³ ciê do takich rodziców?
- Chyba w³a¶nie tak by³o.
- O nie mój mi³y. Je¿eli wierzysz we wszechmog±cego Boga, to musisz zaakceptowaæ to, ¿e to on zdecydowa³, do jakiej rodziny trafi³e¶. Wiem, ¿e to nie jest ³atwe, ale spróbuj zaakceptowaæ swoich rodziców takich, jakimi s±, z ich wadami, ale i zaletami.
- Zobaczê co da siê zrobiæ.
- Dobrze. Pora spaæ.
W pokoju jest jedno ³ó¿ko. Mistrz k³adzie siê na lewej jego czê¶ci, a uczeñ na prawej. Mistrz odwraca siê lekko do ucznia.
- Tylko mnie nie obmacuj w nocy.
- Nie ma obawy. Staruszku.
Mistrz gasi ¶wiat³o.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Zapada cisza. No prawie cisza. Osoby o dobrym s³uchu powinny us³yszeæ jak nasi bohaterowie oddychaj±. Jednak po chwili "cisza" ta zostaje brutalnie przerwana przez Mistrza.
- Zapomnia³em ciê jeszcze o co¶ spytaæ.
Uczeñ najchêtniej by nie reagowa³ na s³owa Mistrza, ale nie chce wyj¶æ na gbura.
- Tak?
- Zastanów siê i rano mi odpowiesz. Czy wszechmog±cy Bóg mo¿e stworzyæ kamieñ, którego nie bêdzie w stanie podnie¶æ?
Rozdzia³ 10
Punktualnie o godzinie 8 w³±cza siê budzik. Mistrz pierwszy otwiera oczy. Chwilê potem robi to uczeñ. Mistrz odzywa siê jako pierwszy.
- I co. Wiesz ju¿, czy Bóg mo¿e stworzyæ kamieñ, którego nie bêdzie w stanie podnie¶æ?
- Nie mam zielonego pojêcia.
- Czy wiesz co to jest dychotomia?
- Nie.
- To sytuacja, gdy mamy do czynienia z wykluczaj±cymi siê zdarzeniami. Tak dok³adnie jest w zagadce, któr± ci zada³em. Z punktu widzenia logiki tej zagadki nie da siê rozwi±zaæ. Ale to nie oznacza, ¿e opisana w niej sytuacja jest niemo¿liwa. Rzeczy, które z naszej, ludzkiej perspektywy wykluczaj± siê, mog± siê jednak wydarzyæ przy pomocy si³ wy¿szych. Dlatego staraj siê mniej polegaæ na logice, a wiêcej na intuicji.
- Dlaczego?
- Bo intuicja jest jednym z jêzyków, którymi pos³uguje siê dusza.
- Co to oznacza?
- To, ¿e poprzez intuicjê twoja dusza, jak zreszt± inne dusze, np. twoi duchowi opiekunowie komunikuj± siê z twoim ¶wiadomym umys³em.
- A wiêc mam polegaæ na intuicji.
- Tak, aczkolwiek bez przesady. Je¿eli intuicja podpowie ci, aby¶ skoczy³ z 20 piêtra, to ...
- To skoczê z parteru.
- W³a¶nie.
W tym momencie do pokoju wchodzi Darek.
- Widzê, ¿e ju¿ wstali¶cie. W takim razie zapraszam was na ¶niadanie.
Rozdzia³ 11
Mistrz, uczeñ, Agnieszka i Darek siadaj± do sto³u. Gdy tylko usiedli, Darek zwraca siê do ucznia.
- S³uchajcie. Tak siê z Agnieszk± zastanawiali¶my. Je¿eli faktycznie masz teraz takie du¿e k³opoty, to mogliby¶my ci pozwoliæ spaæ w pokoju go¶cinnym przez jaki¶ czas, a¿ staniesz znowu na nogi. Co ty na to?
Uczeñ jest zaskoczony propozycj±.
- Naprawdê by³aby taka mo¿liwo¶æ?
- Jasne, gdy ja by³em uczniem Mistrza, mi te¿ wielu ludzi pomog³o stan±æ na nogi.
- To super. Jestem wam bardzo wdziêczny.
Wtr±ca siê Mistrz.
- No widzisz. I jeden problem masz ju¿ z g³owy.
- Tak, teraz jeszcze tylko potrzebujê znale¼æ pracê.
Darek zwraca siê do ucznia.
- Teraz nawet w Warszawie nie jest ³atwo o pracê. Mam znajom±, która zanosi swoje podania, gdzie tylko mo¿e. Czêsto okazuje siê, ¿e w danej firmie na rozpatrzenie czeka przynajmniej kilkaset innych podañ.
- Dlatego w³a¶nie lepiej mieæ co¶, co bêdzie ciê wyró¿niaæ spo¶ród innych ludzi szukaj±cych pracy - wtr±ca siê Mistrz.
- Np. co?
- W twoim przypadku mog± to byæ twoje pomys³y.
- Jestem dok³adnie tego samego zdania. Ale co maj± zrobiæ osoby, które powiedzmy nie s± zbyt utalentowane?
- Mylisz siê. Ka¿dy cz³owiek ma jaki¶ talent. Tylko niestety wielu ludzi nie potrafi go odkryæ.
- Dlaczego?
- Powodów mo¿e byæ wiele. Wina mo¿e le¿eæ po stronie rodziców lub szko³y, które nie pozwoli³y danej osobie rozwin±æ w pe³ni jej potencja³u.
- To takie osoby jako doro¶li ludzie ju¿ raczej nie bêd± w stanie rozwin±æ tych talentów.
- Jak to nie? Pamiêtaj, ¿e ¿yjemy po kilkadziesi±t lat. Zapewniam ciê, ¿e to wystarczaj±co du¿o aby odkryæ w sobie przynajmniej kilka talentów.
- Tak siê zastanawiam. Mo¿e by rozkrêciæ jaki¶ w³asny biznes? Tylko sk±d wzi±æ na niego pieni±dze i co to mia³oby byæ?
- Mo¿esz zacz±æ od wymy¶lenia jakiego¶ sposobu na udoskonalenie ju¿ dzia³aj±cego biznesu. Dziêki temu mo¿esz uczyæ siê na cudzych b³êdach, ale równocze¶nie bêdziesz mia³ przewagê nad innymi, którzy prowadz± ten sam biznes.
- To co mia³bym np. robiæ?
- To zale¿y wy³±cznie od ciebie. Ja mogê ci podaæ przyk³ad ludzkiej kreatywno¶ci. Chcesz?
- Pewnie.
- Jaki¶ czas temu czyta³em, ¿e w G³ogowie powsta³ nowy zak³ad fryzjerski. Ze wzglêdu na du¿± konkurencjê na tym rynku, jego w³a¶ciciele wpadli na pomys³ jak uatrakcyjniæ swój zak³ad. Polega on na tym, ¿e pracuj±ce w nim fryzjerki nosz± tylko bieliznê oraz przezroczyste halki.
- A to pech. Nie móg³ ten zak³ad powstaæ w Warszawie?
- Mo¿e ty za³o¿ysz taki zak³ad u nas.
- To jest my¶l. Oczywi¶cie ¿artujê.
- Dlaczego. Ja bym chêtnie wybra³ siê do takiego fryzjera. A wracaj±c do tematu. Mo¿esz sobie sporz±dziæ listê ró¿nych zawodów czy te¿ biznesów i nastêpnie staraj siê je jako¶ kreatywnie rozwin±æ.
- Czemu nie?
Mistrz zerka na zegarek.
- Mamy dzisiaj wiele pracy do zrobienia. Musimy siê zbieraæ.
Rozdzia³ 12
Mistrz i uczeñ id± ulic±. W pewnym momencie mocniej zaczyna wiaæ wiatr i lec±ca z wiatrem kartka gazety trafia prosto w twarz ucznia. Ten zirytowany zdziera kartê z twarzy i chce j± wyrzuciæ, ale Mistrz chwyta go za rêkê.
- Zaczekaj. Nie pamiêtasz, o czym niedawno rozmawiali¶my?
Uczeñ odpowiada z ironi±.
- ¯e nie nale¿y za bardzo ufaæ gazetom?
- To te¿. Ale chodzi mi o to, ¿e nic nie zdarza siê przez przypadek.
- Chcesz powiedzieæ, ¿e ta gazeta specjalnie mnie zaatakowa³a?
- Dok³adnie.
- Tylko po co?
- Mo¿emy to sprawdziæ. Zobacz co jest w ¶rodku.
Uczeñ zaczyna przegl±daæ gazetê. Jego wzrok zatrzymuje siê na stronie z horoskopem.
- O sprawd¼my, co mnie spotka w najbli¿szym czasie. Rak.
Uczeñ zaczyna czytaæ tekst swojego znaku zodiaku.
- Jezu, co za bzdura. Czy kto¶ w ogóle wierzy w co¶ takiego? - wskazuje g³ow± na horoskop.
- Zdziwi³by¶ siê jak wielu, mimo tego, ¿e takie gazetowe horoskopy s± czêsto ma³o warte.
- Dlaczego?
- Te horoskopy s± pisane pod masowego odbiorcê. Je¿eli faktycznie chcesz odkryæ, co w gwiazdach piszczy, musisz skupiæ siê na sobie.
- To znaczy?
- Musisz mieæ horoskop zrobiony specjalnie dla ciebie.
- Czyli twierdzisz, ¿e jednak astrologia mo¿e pomóc przewidywaæ nasz± przysz³o¶æ?
- Zgadza siê. Czy w to tak trudno uwierzyæ?
- ¯eby¶ wiedzia³.
- Ok. Jakby ciê tu przekonaæ. Skoro wierzysz w Boga, to znaczy, ¿e wierzysz te¿, ¿e to on stworzy³ ten wszech¶wiat. Prawda?
- No tak.
- A zatem skoro wszech¶wiat zosta³ stworzony przez Boga, to Bóg chyba móg³ tchn±æ w niego trochê swojej bosko¶ci i stworzyæ w nim pewne mechanizmy, maj±ce dla cz³owieka naturê cudu?
- Mo¿e i tak.
- Tak wiêc spróbuj zaakceptowaæ, ¿e to Bóg stworzy³ taki porz±dek ¶wiata, w którym stworzone przez niego cia³a niebieskie oddzia³uj± na ludzi i ich ¿ycie.
- £atwiej powiedzieæ ni¿ zrobiæ.
- Nie wiem czy wiesz, ale naukowcy ju¿ dawno odkryli, ¿e ró¿ne cia³a niebieskie maj± wp³yw na nasze ¿ycie.
- Pierwsze s³yszê.
- Opowiem ci dowcip. Co by siê sta³o, gdyby ksiê¿yc kr±¿y³ wokó³ Ziemi 28 razy szybciej?
- Nie wiem.
- Kobiety krew by zala³a!
- Powiedzmy, ¿e to by³o ¶mieszne. Tylko co to ma wspólnego z tym, o czym mówimy.
- Cia³a niebieskie, takie jak Ksiê¿yc czy S³oñce maj± wp³yw na funkcjonowanie naszych organizmów. Nie wchodz±c w szczegó³y, ten wp³yw mo¿e okre¶laæ jak funkcjonujemy. Czy np. jeste¶my pe³ni energii czy te¿ przyklapniêci. Oczywi¶cie na poszczególnych ludzi to oddzia³ywanie jest bardzo zró¿nicowane.
- Dobrze, od dzisiaj bêdê kierowa³ siê gwiazdami.
- Ja wcale ciê nie zachêcam do stosowania astrologii.
- Naprawdê? A ja g³upi da³em siê nabraæ, ¿e to w³a¶nie próbujesz zrobiæ.
- W gruncie rzeczy chodzi mi o co¶ innego. Chodzi o tolerancjê na pogl±dy innych ludzi. Np. tych którzy wierz± w astrologiê. Nawet je¿eli dla nas ich pogl±dy s± kompletn± bzdur±, to powinni¶my zaakceptowaæ ich odmienne podej¶cie przynajmniej z dwóch powodów. Ponadto kiedy¶ mo¿e siê okazaæ, ¿e to jednak oni maj± racjê. We¼my najlepszy tego przyk³ad. Jak wiesz, kiedy¶ s±dzono, ¿e ca³y wszech¶wiat krêci siê wokó³ Ziemi. Kto g³osi³ inny pogl±d, móg³ nawet straciæ g³owê. A jednak to w³a¶nie ci "bezg³owi" mieli racjê. Zreszt± to dotyczy niemal ca³ej nauki. Gdy kto¶ dokonywa³ jakiego¶ nowego odkrycia, czêsto jego odkrycie by³o wy¶miewane i nieakceptowane. Tak wiêc nie traktujmy ludzi o innych pogl±dach jak wariatów. Bo kiedy¶ mo¿e siê okazaæ, ¿e wariantami byli¶my my.
- O ile siê orientujê to ko¶ció³ katolicki nie uznaje astrologii.
- Mhm.
- Mam w takim razie Mistrzu do ciebie jeszcze jedno pytanie. Zadaje je sobie chyba ka¿dy mieszkaniec tej planety.
- S³ucham?
- Która religia jest t± prawdziw± religi±?
- Co masz na my¶li mówi±c prawdziwa?
- No ta, która zosta³a stworzona przez Boga i której wyznawcy mog± jako jedyni liczyæ na niebo?
- Moim zdaniem nie ma takiej religii, ale wyznawcy poszczególnych religii pewnie siê ze mn± nie zgodz±.
- Jak to nie ma?
- Moim zdaniem nie ma jedynie s³usznej drogi do Boga. Czy nie mo¿na przyj±æ za³o¿enia, ¿e Bóg móg³ stworzyæ wiele religii, które ró¿ni± siê miêdzy sob±?
- Tylko po co?
- Chocia¿by po to aby daæ ludziom wybór. Ka¿dy mo¿e sobie wybraæ t± religiê, która mu najbardziej odpowiada.
- No tak, tylko z powodu istnienia ró¿nych religii dochodzi do wielu nieszczê¶æ, np. wojen religijnych.
- Tak, ale wina le¿y po stronie ludzi, którzy nie s± na tyle tolerancyjni, aby zaakceptowaæ w pe³ni ludzi o innym systemie wierzeñ. Gdyby ka¿dy cz³owiek na tej planecie akceptowa³ prawo drugiego cz³owieka do wyznawania takiej religii, jaka mu odpowiada, to ten ¶wiat by³by znacznie lepszy.
- Chyba masz racjê. Ale jak w takim razie przekonaæ ludzi do wiêkszej tolerancji na inne religie?
- Mo¿na im u¶wiadomiæ kilka rzeczy.
- Co na przyk³ad?
- Np. to, ¿e nawet wyznawcy tej samej religii ró¿ni± siê w swoim podej¶ciu do niej. Gdyby wzi±æ dowoln± grupê wyznawców jakiej¶ religii i zadaæ im bardzo szczegó³owe pytania na temat ich ¿ycia i wiary, to oka¿e siê, ¿e przy odpowiednio du¿ej liczbie pytañ nie znajdzie siê dwóch ludzi o dok³adnie tych samych pogl±dach.
- Sk±d to wynika?
- St±d, ¿e ka¿dy cz³owiek interpretuje religiê na swój w³asny sposób. Nie zastanawia³o ciê, dlaczego wyznawcy tej samej religii mog± postêpowaæ w dok³adnie odwrotny sposób? Tak mój drogi. Mimo ¿e wiêkszo¶æ ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy, to ka¿dy z nas sam decyduje, jak interpretowaæ ¶wiête pisma czy przykazania. Wiesz co to oznacza w praktyce?
Odpowied¼ ucznia jest zdecydowana.
- Nie.
- To, ¿e na tym ¶wiecie mamy tak naprawdê tyle religii ilu jest ludzi. Czy¿ to nie wspania³e?
- Czy ja wiem?
- Dla mnie jest to wspania³y dar od Boga - dar wolnego wyboru.
- W zwi±zku z religi± nasun±³ mi siê jeszcze jeden temat do dyskusji.
- Jaki?
- Temat ¶mierci.
- Straaaaaasznie fajny temat. Boisz siê ¶mierci?
- Jak ka¿dy.
- To nieprawda. Ja siê jej nie bojê.
- Ale ty jeste¶ Mistrzem.
- Pochlebiasz mi, ale to nie oto chodzi.
- Znam wielu ludzi, którzy nie boj± siê o swoje ¿ycie, a nawet o ¿ycie swoich bliskich.
- Jak im siê to udaje?
- Du¿a rolê odgrywaj± tutaj w³a¶nie wierzenia religijne. Ja np. wierzê w reinkarnacjê. Dla mnie pobyt w ciele jest czym¶ w rodzaju wycieczki, po której wracam do swojej prawdziwej postaci ducha. Tak wiêc ¶mieræ jest dla mnie w³a¶ciwie powrotem do domu.
- A jak kto¶ nie wierzy w reinkarnacjê, to co ma zrobiæ?
- Wykorzystaæ swoje wierzenia. Wed³ug religii chrze¶cijañskich, je¿eli byli¶my za ¿ycia grzeczni, to po kopniêciu w kalendarz trafiamy do czy¶æca lub do nieba. S± to mi³e miejsca, wiêc nie ma powodu aby ich siê baæ.
- Powiedzmy, a co z bliskimi? Dlaczego mia³bym siê nie baæ ich ¶mierci?
- Z tego samego powodu - po ¶mierci trafiaj± do lepszego ¶wiata, wiêc zamiast ich op³akiwaæ, cieszmy siê, ¿e tam trafiaj±.
- No nie wiem, czy przekonasz do tego kogo¶, kto straci³ blisk± osobê i cierpi z tego powodu.
- No có¿, wielu ludzi cierpi nie dlatego, ¿e ¿al im utraconej osoby, ale z pobudek egoistycznych.
- Jak to?
- Tak, tak. Wiele osób rozpacza dlatego, ¿e musi ¿yæ bez zmar³ej osoby. I tak naprawdê to rozpaczaj± nad sob±, a nie utracon± osob±. I tym osobom mogê jedynie doradziæ, aby bardziej uwierzy³y w siebie, swoje mo¿liwo¶ci, ¿e s± w stanie radziæ sobie w ¿yciu o w³asnych si³ach.
- A je¿eli kto¶ naprawdê cierpi, bo boi siê o los straconej osoby?
- Takie osoby mog± np. spróbowaæ postawiæ siê w sytuacji osoby, któr± stracili.
- Nie rozumiem.
- To proste. Wyobra¼ sobie, ¿e jeste¶ dusz± zmar³ej, bliskiej ci osoby, i ¿e ta dusza obserwuje ciê z za¶wiatów. Jak my¶lisz, czego taka duszy by ci ¿yczy³a?
- Sk±d mam wiedzieæ?
- Pomy¶l. Chcia³aby aby¶ cierpia³ z powodu jej odej¶cia, czy te¿ wola³aby aby¶ cieszy³ siê ¿yciem?
- Raczej to drugie.
- No w³a¶nie. I jak sobie co¶ takiego pomy¶limy, to od razu ra¼niej nam siê zrobi na duszy.
- Chyba masz racjê.
Mistrz zmienia temat.
- Zaczyna mi burczeñ w brzuchu. Zapraszam ciê na przek±skê. Ja stawiam.
- Nie obra¼ siê Mistrzu, ale o ile siê orientujê, to jeste¶ sp³ukany.
- Ja tak, ale dosta³em parê groszy od Darka. W koñcu do czego ma siê by³ych uczniów?
- Dobrze. Ale tym razem ja wybieram lokal.
- Ok. To gdzie idziemy?
- Jest kawa³ek st±d fajny lokal z kuchni± wietnamsk±. I jak jest ciep³o, to wystawiaj± stoliki na dwór.
- W takim razie prowadzaæ uczniu.
Rozdzia³ 13
Mistrz i uczeñ siedz± przy stoliku na dworze. Uczeñ z du¿± przyjemno¶ci± zajada gor±cego hot doga.
- Mistrzu, tak siê zastanawiam. Co warunkuje, ¿e jedni ludzie odnosz± sukces, a inni nie? To znaczy wiem, ¿e liczy siê tu sposób my¶lenia, ale to chyba nie wszystko?
- Na sukces sk³adaæ siê mo¿e wiele elementów. Jednym z podstawowych jest umiejêtno¶æ przezwyciê¿ania pora¿ek. Je¿eli kto¶ chce co¶ osi±gn±æ, to od czasu do czasu mo¿e mu siê podwin±æ noga, tak jak tobie ostatnio.
- No w³a¶nie. W tej chwili nie mam raczej ochoty wspinaæ siê do góry, wiedz±c jak mogê pó¼niej bole¶nie spa¶æ.
- Tak, ale to minie. Zobaczysz. Jak przebolejesz swoj± obecn± pora¿kê, to znowu przyjdzie ci ochota na realizowanie nowych pomys³ów.
- Sk±d to wiesz?
- Znam siê trochê na ludziach. I ta umiejêtno¶æ podnoszenia siê z pora¿ek wyró¿nia ludzi sukcesu. Zapewniam ciê, ¿e ka¿dy z nich w swoim ¿yciu odniós³ niejedn± pora¿kê, ale nie poddawali siê, tylko szli dalej lub zaczynali od pocz±tku. Poza tym na pora¿kê mo¿na spojrzeæ w sposób pozytywny.
- A niby jak?
- Je¿eli ponios³e¶ pora¿kê, to oznacza to, ¿e mia³e¶ odwagê co¶ zrobiæ. Wielu ludzi tak bardzo boi siê pora¿ek, ¿e wol± nic nie robiæ w ¿yciu.
- Masz racjê Mistrzu. Ale nawet ludzie sukcesu musz± siê obawiaæ w jakim¶ stopniu pora¿ki.
- Na pewno. Ale mo¿na siê na ni± przygotowaæ.
- W jaki sposób?
- Nale¿y pomy¶leæ, co siê stanie gdy poniesiesz pora¿kê, a nastêpnie przedsiêwzi±æ kroki, które pozwol± j± jak naj³agodniej znie¶æ. A wiêc je¿eli np. pora¿ka bêdzie oznaczaæ, ¿e stracisz pracê i mieszkanie, to zawczasu dogadaj siê z jakim¶ znajomym, ¿e w razie problemu z mieszkaniem bêdziesz móg³ u niego trochê pomieszkaæ. Mo¿esz te¿ przygotowaæ sobie awaryjny plan szukania pracy. I gdy to zrobisz, to ewentualna pora¿ka od razu wyda ci siê o wiele mniej straszna. Poza tym pamiêtaj o jeszcze jednej wa¿nej rzeczy.
- Jakiej?
- Wiêkszo¶æ rzeczy, którymi siê zamartwiamy, nigdy siê nie wydarza.
- Chyba tak faktycznie jest.
- A tak w ogóle to niektórzy ludzie boj± siê realizowaæ swoje marzenia, gdy¿ samo my¶lenie o marzeniach ju¿ ich uszczê¶liwia. Wiêc dochodz± do wniosku, ¿e je¶li urzeczywistniliby swoje marzenia, straciliby powód do szczê¶cia.
- Tak, chyba masz racjê. Przypomina mi siê fragment pewnego amerykañskiego filmu, gdzie jeden z bohaterów mówi sam do siebie. "Od dawna my¶lê o tym, aby pope³niæ samobójstwo. I ta my¶l trzyma mnie przy ¿yciu."
- Innym powodem, dla którego ludzie boj± siê realizowaæ swoje cele i marzenia jest obawa przed krytyk±. Je¿eli co¶ zaczynamy robiæ, to jest szansa, ¿e znajdzie siê kto¶, komu to nie spodoba siê.
- No w³a¶nie. Znam to z w³asnego do¶wiadczenia. Sk±d bierze siê u ludzi taka du¿a chêæ krytykowania innych?
- Powodów mo¿e byæ wiele. Dla czê¶ci ludzi wszelkie zmiany s± czym¶ negatywnym, gdy¿ oznaczaæ mog± koniec ich ustabilizowanego, chocia¿ czêsto ¿a³osnego ¿ycia. I gdy kto¶ próbuje dokonywaæ jakich¶ zmian, które nawet tylko teoretycznie mog± spowodowaæ zmiany w ¿yciu tych ludzi, oni zaczynaj± siê broniæ m.in. przez krytykowanie. Innym powodem mo¿e byæ chêæ pomniejszenia zas³ug innych ludzi, tak aby w³asne pora¿ki nie bi³y ich samych za bardzo w oczy.
- To jak mo¿na siê broniæ przed krytyk±?
- Nie ma wiêkszego sensu staraæ siê walczyæ z krytykuj±cymi ciê lud¼mi. W ten sposób mo¿esz tylko pogorszyæ swoj± sytuacjê - ich nie przekonasz do zmiany zdania, a sam nie¼le siê wkurzysz. Najlepiej wyrobiæ u siebie nawyk ignorowania krytyki, oczywi¶cie tej z³o¶liwej. Bo czasami zdarza nam siê us³yszeæ krytykê jak najbardziej konstruktywn± i taka krytyka mo¿e byæ dla nas prawdziwym skarbem, gdy¿ pozwala nam wyeliminowaæ nasze b³êdy. Za ka¿dym razem, gdy pod naszym adresem pada jaka¶ z³o¶liwa krytyka, mo¿emy powtarzaæ sobie powiedzenie, ¿e nie kopie siê tylko zdech³ego psa. I taka z³o¶liwa krytyka mo¿e byæ miar± naszego sukcesu.
- Rzeczywi¶cie. Tu nawet przychodzi mi na my¶l przyk³ad zespo³u "Ich Troje". Wprawdzie ja nie przepadam za ich muzyk±, ale trudno mi zrozumieæ, dlaczego wielu ludzi tak krytycznie siê o nich wypowiada.
- Masz racjê. Ten zespó³ jest chyba poddawany najwiêkszej krytyce w naszym kraju. Niestety wielu ludzi postanowi³o na nich wylaæ swoje ¿ale. To w³a¶ciwie pokazuje jak wielka jest w naszym kraju frustracja ludzi.
- Czy to mo¿na jako¶ zmieniæ?
- Normalny, tolerancyjny i szczê¶liwy cz³owiek nie potrzebuje na wszelkie sposoby krytykowaæ innych. Tak wiêc gdy ludzie stan± siê naprawdê szczê¶liwi, to potrzeba krytykowania innych zaniknie.
- No tak. Ale w naszym kraju to raczej nieszybko nast±pi.
- Pamiêtaj o tym, ¿e my sami te¿ mo¿emy uszczê¶liwiaæ innych ludzi.
- W jaki sposób?
- S± tysi±ce sposobów.
- Poproszê ich listê.
- Mo¿esz np. wysy³aæ mi³e SMSy do swoich znajomych.
- Sprecyzuj Mistrzu s³owo "mi³e".
- Podam ci przyk³ad. Spotka³e¶ siê ze znajomymi. Nastêpnego dnia mo¿esz do nich wys³aæ SMSa o tre¶ci. "Wczorajsze spotkanie by³o super. Ciesze sie, ze moglismy siê razem spotkac." I to wystarczy. Nawet mo¿esz wysy³aæ SMSy bez jakie¶ okazji. Np. "Naprawde robisz wiele wspanialych rzeczy. Tak trzymac." Oczywi¶cie tre¶æ SMSa musi byæ zgodne z prawd±.
- No tak, tylko pamiêtaj o tym, ¿e to kosztuje.
- Ach te wymówki. Znajdziesz dziurê we wszystkim.
- Có¿. Ka¿dy ma jaki¶ talent.
- Naprawdê jak trochê pomy¶lisz, to mo¿esz znale¼æ wiele sposobów na uszczê¶liwianie innych. Mo¿e podam ci jeszcze jeden przyk³ad.
- S³ucham.
- Jak uszczê¶liwiæ kobietê nie dotykaj±c jej?
- Mo¿na powiedzieæ jej jaki¶ komplement.
- A co¶ bardziej oryginalnego?
- Nie wiem.
- W takim razie patrz i ucz siê uczniu.
Mistrz wstaje, podchodzi do innego stolika i chwilê rozmawia z siedz±c± tam dziewczyn±. Dziewczyna wybucha w pewnym momencie ¶miechem, wstaje i idzie za Mistrzem. Podchodz± oni do ucznia. Dziewczyna u¶miecha siê do ucznia i pyta siê Mistrza.
- Co mam robiæ?
- Wystarczy ¿e usi±dziesz i zamkniesz oczy. Je¿eli przestanie ci siê to podobaæ, to po prostu otwórz oczy.
Dziewczyna kiwa potakuj±co g³ow±.
- Dobrze.
I zamyka oczy. Mistrz zbli¿a swoj± twarz do twarzy dziewczyny na odleg³o¶æ 1-2 centymetrów i zaczyna ustami wydmuchiwaæ powietrze prosto na twarz dziewczyny. Zaczyna od czo³a. Powiew powietrza delikatnie muska jej czo³o, przy okazji powoduj±c falowanie grzywki. Z pocz±tku Mistrz kieruje powietrzem od jednej strony czo³a do drugiej. Nastêpnie zatrzymuje siê na kolejnych czê¶ciach czo³a i okrê¿nymi ruchami masuje je powietrzem. Po czole przychodzi kolej na nos. Mistrz powoli przesuwa strumieñ powietrza od góry do do³u nosa, z równoczesnym przemieszczaniem go w poprzek od lewej do prawej jego strony. W koñcu strumieñ dociera do do³u nosa. Mistrz nieco obni¿a swoj± g³owê tak, aby lekki strumieñ powietrza móg³ wpadaæ prosto do dziurek nosa.
Widaæ, ¿e masa¿ powietrzem coraz bardziej podoba siê dziewczynie.
Mistrz przechodzi teraz do oczu. Najpierw muska powietrzem lew± powiekê od jednego brzegu do drugiego. Nastêpnie to samo robi z drugim okiem. Potem przechodzi do prawego ucha. Delikatnie ruchem okrê¿nym masuje powietrzem ucho od jego zewnêtrznej czê¶ci, stopniowo zbli¿aj±c siê do jego ¶rodka. W koñcu strumieñ powietrza uderza prosto do ¶rodka ucha. Dziewczynê przechodzi dreszcz.
Mistrz przesuwa siê teraz w stronê drugiego ucha i robi z nim dok³adnie to samo. Nastêpnie zaczyna masowaæ lewy policzek. Robi to ruchami okrê¿nymi. Po policzku lewym przychodzi kolej na prawy policzek. Co bêdzie nastêpne? Ku zaskoczeniu ucznia Mistrz nastêpnie przechodzi do masa¿u prawej strony szyi. I stopniowo przesuwa siê na jej ¶rodek a potem lew± jej czê¶æ. Gdy tutaj wszystko jest ju¿ zrobione, powoli przemieszcza siê w stronê podbródka. Podbródek masuje ruchami okrê¿nymi zgodnie ze wskazówkami zegara.
A¿ w koñcu nadchodzi czas na masowanie najwa¿niejszej czê¶ci twarzy. Tak tak. Mistrz przesuwa strumieñ powietrza w stronê ust. Zaczyna od bardzo lekkiego masowania dolnej wargi. Nastêpnie równie lekko masuje wargê górn±. Potem ju¿ nieco mocniej zaczyna masowaæ obydwie wargi ruchem okrê¿nym. A¿ w koñcu zaczyna dmuchaæ powietrze w sam ¶rodek ust. Dziewczyna mimowolnie rozchyla je. Jest ju¿ bardzo podniecona. A¿ w koñcu Mistrz koñczy masa¿.
Dziewczyna w pierwszej chwili nie zdaje sobie sprawy z tego, ¿e to ju¿ koniec. Wygl±da jakby gdzie¶ odlecia³a. Mistrz odsuwa siê od niej i z ciekawo¶ci± siê jej przygl±da. Trwa to oko³o 30 sekund. W koñcu dziewczyna zaczyna wracaæ do siebie, tak jakby siê budzi³a po d³ugim ¶nie. Przeci±ga siê i otwiera oczy. Jest rozpromieniona.
- £a³. To by³o niesamowite.
Pochyla siê w stronê Mistrza i ca³uje go w policzek mówi±c.
- Dziêkujê.
Dziewczyna odchodzi i wraca do swojego stolika. Mistrz zwraca siê do ucznia.
- Teraz twoja kolej.
- Kolej na co?
- Na masa¿ powietrzem.
- Mam ci Mistrzu zrobiæ taki masa¿?
- Nie mi idioto. Jakie¶ dziewczynie.
- Nie wiem czy sobie poradzê.
- Jest tylko jeden sposób aby to sprawdziæ. Wybierz sobie dziewczynê.
Uczeñ przygl±da siê osobom siedz±cym przy stolikach. W koñcu pokazuje rêk± na pewn± dziewczynê.
- Mo¿e byæ ta?
- Czemu nie?
- No dobrze, ale jak mam j± przekonaæ, aby tu przysz³a?
- Na pewno co¶ wymy¶lisz. Zaufaj intuicji.
Uczeñ odpowiada z mieszanymi uczuciami.
- No dobrze.
Uczeñ wstaje i podchodzi do wybranej dziewczyny mrucz±c pod nosem.
- Zaufaj intuicji.
Nastêpnie odzywa siê g³o¶no do dziewczyny.
- Przepraszam bardzo, czy móg³bym ciê ... dmuchn±æ?
Dziewczyna robi siê czerwona na twarzy, a nastêpnie z ca³ej si³y rêk± daje uczniowi po twarzy. Uczeñ pocieraj±c bol±cy policzek wraca do Mistrza i komunikuje mu.
- Ten ¶wiat schodzi na psy.
- Co¶ ty jej takiego powiedzia³?
Uczeñ próbuj±c ukryæ speszenie.
- Nic takiego. To pewnie jaka¶ wariatka. Tak, na pewno uciek³a z psychiatryka.
- No có¿ mia³e¶ pecha. Wybierz w takim razie inn± dziewczynê.
- O nie, dziêkujê, mam ju¿ do¶æ na dzisiaj. To uszczê¶liwianie ludzi nie jest wcale takie przyjemne.
- A tak w ogóle to twoim zdaniem od czego zale¿y szczê¶cie?
- Wydaje mi siê, ¿e mo¿e zale¿eæ od wielu rzeczy.
- No na przyk³ad jakich?
- Chocia¿by od tego, czy ma siê pracê, mieszkanie, kogo¶ bliskiego.
- A wiêc brak tych rzeczy mo¿e powodowaæ, ¿e trudno byæ szczê¶liwym?
- Dok³adnie.
- A czy ja jestem wed³ug ciebie cz³owiekiem nieszczê¶liwym?
- Czy ja wiem?
- Nie wiesz?
- No có¿, wygl±dasz na szczê¶liwego, ale to mog± byæ tylko pozory.
- A niby dlaczego mia³bym udawaæ szczê¶liwego?
Uczeñ odpowiada niepewnie.
- ¯eby byæ mniej nieszczê¶liwym?
- Na pewno rozumiesz co mówisz?
- Pewnie mnie zaraz przekonasz, ¿e mówiê same bzdury.
- Bzdury to mo¿e nie, ale rzeczy, które s± dalekie od prawdy. Czy ci siê podoba czy nie, ja uwa¿am siê za cz³owieka naprawdê szczê¶liwego. I to mimo tego, ¿e nie mam pracy, mieszkania, ¿ony. I pewnie siê zastanawiasz jak to mo¿liwe?
- Jeste¶ jasnowidzem czy co? - uczeñ nie mo¿e siê powstrzymaæ od z³o¶liwo¶ci.
Mistrz z u¶miechem spogl±da na ucznia, nie reaguj±c na jego z³o¶liwo¶æ. Po chwili zaczyna swój wyk³ad.
- Istniej± dwa g³ówne sposoby dochodzenia do szczê¶cia. Pierwszy sposób jest ci dobrze znany. Polega ona na tym, ¿e szczê¶liwi bêdziemy wtedy, gdy np. bêdziemy mieli mieszkanie, du¿o pieniêdzy, wielu przyjació³. A wiêc szczê¶cie uzale¿niamy od czynników zewnêtrznych.
- A co w tym z³ego?
- Nie powiedzia³em, ¿e to co¶ z³ego. Jednak to rozwi±zanie ma swoje wady, czego ty jeste¶ najlepszym przyk³adem. Gdy stracimy zewnêtrzne przyczyny naszego szczê¶cia, tracimy i samo szczê¶cie. To nie wszystko. Czêsto w pogoni za szczê¶ciem d±¿ymy do rzeczy, które tak naprawdê nas nie uszczê¶liwi±. Mog± to byæ np. pieni±dze. Oczywi¶cie s± ludzie, którzy dziêki temu, ¿e maj± du¿o pieniêdzy, s± bardziej szczê¶liwi. Ale jest te¿ wiele osób, którym pieni±dze nie tylko nie pomog³y w zdobyciu szczê¶cia, ale jeszcze im odebra³y to szczê¶cie, które ju¿ mia³y.
- Dlaczego?
- Zarabianie pieniêdzy mo¿e byæ bardzo nieszczê¶liwym zajêciem, szczególnie gdy nie lubimy swojej pracy i kosztuje nas ona bardzo wiele wysi³ku.
- Czy sugerujesz, ¿e lepiej nie staraæ siê zarabiaæ du¿ych pieniêdzy?
- Nic podobnego. Sugerujê tylko, aby robiæ to m±drze, aby ju¿ sama praca by³a dla nas czym¶ przyjemnym i dawa³a nam szczê¶cie. Bo w przeciwnym wypadku mo¿emy siê bardzo rozczarowaæ, gdy po latach ciê¿kiej, unieszczê¶liwiaj±cej nas pracy, oka¿e siê, ¿e osi±gniêty przez nas cel wcale nam szczê¶cia nie przyniós³.
- To nawet ma sens.
- Ciekawe czy zgodzisz siê z dalsz± czê¶ci± wywodu. Czy wiesz w jakim kraju ludzie s± najbardziej szczê¶liwi?
- W Polsce?
- Widzê, ¿e wraca ci poczucie humoru. To dobrze. Wed³ug przeprowadzonych w 2002 roku badañ, najszczê¶liwsi s± Gwatemalczycy. Wiesz, w ogóle, gdzie le¿y Gwatemala?
- Nie za bardzo.
- W Ameryce ¦rodkowej. Ale to nie ma w³a¶ciwie znaczenia. Wa¿ne jest to, ¿e nie jest to zbyt bogaty kraj, a mimo to a¿ 71 procent jego mieszkañców uwa¿a siê za ludzi szczê¶liwych. Dla porównania w USA za szczê¶liwych uwa¿a siê 64 procent.
- Czyli niedu¿o mniej.
- Tak, tylko dochód na mieszkañca w USA jest znacznie wiêkszy ni¿ w Gwatemali. Nie ciekawi ciê, jaki procent Polaków jest szczê¶liwy?
- Ciekawi.
- 28 procent.
- Czyli nie jest tak tragicznie.
- Mo¿na tak na to spojrzeæ. Ale dla porównania w Czechach wynosi on 41 procent.
- Szczê¶ciarze.
- Ale to nie wszystko. Czesi s± te¿ bardziej zadowoleni ze swoich pensji, mimo, ¿e zarabiaj± mniej ni¿ Polacy. Jak s±dzisz? Dlaczego tak jest?
- Nie mam pojêcia.
- Pomy¶l
- Ju¿ wiem! To dlatego, ¿e w Czechach jest znacznie tañsze piwo. I za mniejsz± pensjê mog± kupiæ wiêcej piwa ni¿ my.
- Spytam z ciekawo¶ci. Jeste¶ alkoholikiem?
- Nie.
- Odpowied¼ na moje pytanie jest nastêpuj±ca. To nie ma znaczenia. Wa¿ne jest, ¿e pieni±dze nie przes±dzaj± o tym, jacy jeste¶my szczê¶liwi.
- Ale zgodzisz siê, ¿e kto¶ kto nie ma grosza przy duszy, tak jak ja, ma powody aby nie czuæ siê szczê¶liwym?
- Raczej kto¶ taki jak ty potrzebuje nieco wiêcej wysi³ku, aby poczuæ siê szczê¶liwym.
- £agodnie powiedziane.
- Dobrze, dobrze. Chyba trochê za bardzo poszli¶my w stronê pieniêdzy. Proponujê wróciæ do pocz±tku. Jak wiêc ju¿ mówi³em, nasze szczê¶cie mo¿emy uzale¿niaæ od czynników zewnêtrznych.
Uczeñ wtr±ca.
- Takich jak pieni±dze.
Mistrz zerka na niego gro¼nie.
- To uzale¿nienie mo¿e powodowaæ, ¿e staniemy siê zwyk³ym niewolnikiem, którym inni bêd± w stanie dowolnie manipulowaæ.
- Chyba trochê przesadzasz.
- Czy¿by? Jestem ciekaw, co by³by¶ gotów teraz zrobiæ, aby dostaæ pracê?
- Na pewno sporo rzeczy.
- A widzisz. Zapewniam ciê, ¿e w pewnych sytuacjach takie zniewolenie mo¿e prowadziæ cz³owieka do najgorszych rzeczy, nawet do morderstwa.
- Znowu przesadzasz.
- Podam ci konkretny przyk³ad. Pewien W³och podczas rozprawy rozwodowej wyci±gn±³ pistolet i zastrzeli³ swoj± ¿onê. By³ on tak od niej uzale¿niony, ¿e nie móg³ znie¶æ tego, ¿e ona mog³aby od niego odej¶æ. I wola³ j± zabiæ ni¿ pozwoliæ jej cieszyæ siê ¿yciem.
- To okropne. Czyli nie powinni¶my naszego szczê¶cia uzale¿niaæ od innych?
- Tak by by³o najlepiej. Ale wymaga to du¿o pracy. Lepiej najpierw skupiæ siê na tym, aby czynniki zewnêtrzne wykorzystywaæ w najlepszy dla nas sposób.
- To znaczy?
- To oznacza, ¿e to my powinni¶my nad nimi panowaæ, a nie one nad nami. Zapewniam ciê, ¿e je¿eli kiedy¶ uda ci siê to opanowaæ, staniesz siê w du¿ym stopniu wolnym cz³owiekiem.
- W du¿ym stopniu?
- Aby staæ siê wolnym ca³kowicie, musisz pój¶æ znacznie dalej. I tutaj dochodzimy do drugiego sposobu dochodzenia do szczê¶cia.
- Mam nadziejê, ¿e jest ³atwiejszy w realizacji.
- Jest banalnie ³atwy.
Mistrz milknie na chwilê. Zniecierpliwiony uczeñ ponagla go.
- To znaczy jaki?
Mistrz u¶miecha siê.
- Wystarczy, ¿e zdecydujesz siê byæ szczê¶liwy.
Uczeñ mimowolnie powtarza s³owa Mistrza.
- Wystarczy, ¿e zdecydujesz siê byæ szczê¶liwy.
Uczeñ przez chwilê analizuje s³owa w my¶lach, po czym wybucha ¶miechem.
- Prawie da³em siê nabraæ. Ale ja naprawdê chcê poznaæ t± drug± mo¿liwo¶æ.
- W³a¶nie j± us³ysza³e¶.
- Wolne ¿arty.
- Nic podobnego. Na pewno znasz zagadnienie zwi±zane z nape³nion± do po³owy szklank±.
- A tak. Dla optymisty ta szklanka jest w po³owie pe³na, a dla pesymisty w po³owie pusta.
- Dok³adnie. To my decydujemy o tym, jak interpretujemy ró¿ne wydarzenia, jakie wywo³uj± w nas emocje. Zauwa¿, ¿e i optymista i pesymista maj± racjê ze swojego punktu widzenia. Czy zatem nie lepiej wybieraæ taki punkt widzenia, który bêdzie nas uszczê¶liwia³?
- Chyba tak. Ale to nie jest takie proste.
- Oczywi¶cie, ale to jest kwestia odpowiedniej praktyki - mówienia sobie, ¿e mogê zdecydowaæ siê byæ szczê¶liwym, gdy¿ szczê¶cie jest stanem umys³u.
- No czy ja wiem.
- Aby sobie pomóc, mo¿esz wykorzystaæ np. inteligencjê emocjonaln±. Wiesz co to jest?
- Nie za bardzo.
- Terminem tym okre¶la siê piêæ rodzajów dzia³añ. Pierwsze z nich to znajomo¶æ w³asnych emocji, pozwalaj±ca na rozpoznawanie emocji w momencie, gdy siê one pojawiaj±. Drugie to kierowanie emocjami - zdaj±c sobie sprawê z tego, jakie emocje w danej chwili maj± miejsce, mo¿emy staraæ siê nad nimi zapanowaæ. Nastêpne dzia³anie to zdolno¶æ motywowania siê, daj±ca mo¿liwo¶æ koncentracji uwagi, samomotywacji, opanowania i twórczej pracy. Czwarte polega na rozpoznawaniu emocji u innych czyli empatia. I ostatnie dzia³anie to nawi±zywanie i podtrzymywanie zwi±zków z innymi.
Warto opanowaæ te wszystkie dzia³ania, gdy¿ jak twierdz± zwolennicy inteligencji emocjonalnej, w znacznie wiêkszym stopniu decyduje ona czy kto¶ odniesie w ¿yciu sukces, ni¿ poziom ilorazu inteligencji. Ale wracaj±c do szczê¶cia. Pierwszym dzia³aniem wchodz±cym w sk³ad inteligencji emocjonalnej jest krytyczne z naszego punktu widzenia. To w³a¶nie znajomo¶æ w³asnych emocji jest kluczem do ich kontrolowania. No bo jak mo¿na kontrolowaæ co¶, czego nie znamy?
- Nie do koñca rozumiem.
- Nie do koñca? Po twojej minie widaæ, ¿e nic nie rozumiesz.
Uczeñ lekko siê zaczerwienia.
- Chodzi o to, ¿e aby zmieniæ nasze emocje, najpierw musimy sobie zacz±æ zdawaæ sprawê z ich istnienia i ich wp³ywu na nas. Wyobra¼ sobie tak± sytuacjê. K³ócisz siê z kim¶. Bardzo trudno w takiej sytuacji jest siê samemu uspokoiæ. A wiesz dlaczego? Poniewa¿ koncentrujesz siê na drugiej osobie i walce z ni±. Gdyby¶ zamiast tego skoncentrowa³ siê na swoich my¶lach i emocjach, by³by¶ w stanie siê uspokoiæ.
- Brzmi to zbyt prosto.
- Ale tak to wygl±da w praktyce. Je¿eli w trakcie k³ótni zaczniesz analizowaæ swoje emocje, automatycznie twój gniew i wola walki siê zmniejsz±, gdy¿ przestajesz siê w pe³ni skupiaæ na samej walce. To oczywi¶cie jeszcze nie wystarczy aby siê uspokoiæ. Nastêpnie musisz podj±æ decyzjê: czy chcesz nadal siê k³óciæ, czy te¿ postanawiasz zachowaæ zimn± krew.
- I to wystarczy?
- Tak, ale staraj±c siê przej±æ kontrolê nad swoimi emocjami musisz uzbroiæ siê w cierpliwo¶æ. To nie jest umiejêtno¶æ, któr± udaje siê opanowaæ w tydzieñ czy miesi±c. Z pocz±tku na pewno nie bêdzie ci to zbyt dobrze wychodziæ. W stanach wzburzenia po prostu nie bêdziesz pamiêta³ o tym, ¿e masz panowaæ nad emocjami. Jednak za ka¿dym razem, gdy emocje ju¿ opadn±, nie staraj siê winiæ siebie za to, tylko dok³adnie przeanalizuj swoje wybuchy emocji i postanów, ¿e nastêpnym razem spróbujesz pamiêtaæ o panowaniu nad emocjami. To mo¿e zaj±æ sporo czasu, a¿ uda ci siê po raz pierwszy np. podczas k³ótni przypomnieæ sobie o kontroli emocji. I to ju¿ bêdzie twój du¿y sukces. Je¿eli bêdziesz stale nad tym pracowa³ to zauwa¿ysz, ¿e z biegiem czasu coraz czê¶ciej, gdy tylko zaczn± siê w tobie burzyæ negatywne emocje, przypomnisz sobie o mo¿liwo¶ci ich kontrolowania. I w koñcu kiedy¶ mo¿e nadej¶æ taki dzieñ, gdy bêdziesz w stanie panowaæ nad emocjami w ka¿dej sytuacji.
- Mam pewn± w±tpliwo¶æ.
- W±tpiæ jest rzecz± ludzk±.
- Je¿eli nie wybuchnê gniewem, to czy moje negatywne emocje, nie maj±c mo¿liwo¶ci uj¶cia, bêd± dusiæ mnie od ¶rodka? Podobno tak jest w przypadku niektórych ludzi, którzy hamuj± swoje emocje, a¿ w koñcu tyle siê ich w nich gromadzi, ¿e wybuchaj± z ogromn± si³±.
- Istnieje takie niebezpieczeñstwo, ale to o czym mówiê nie polega na d³awieniu emocji, tylko na ich zmianie. Pomy¶l. K³ócisz siê z kim¶. Po k³ótni czujesz siê z regu³y ¼le. Masz ¿al do tej drugiej osoby. Je¿eli jednak uda ci siê unikn±æ k³ótni lub te¿ zakoñczyæ j± w pozytywny sposób, wtedy nie ma negatywnych emocji, które móg³by¶ w sobie d³awiæ. Tak wiêc warto panowaæ nad negatywnymi emocjami, ale w taki sposób, aby je przemieniaæ w emocje pozytywne. KaPeWu?
Uczeñ w³a¶nie skoñczy³ je¶æ posi³ek.
- To co robimy teraz Mistrzu?
- Jest taka ³adna pogoda, ¿e proponujê i¶æ na spacer.
- Jestem za.
Mistrz i uczeñ wychodz± z lokalu i ruszaj± przed siebie.
Rozdzia³ 14
Mistrz i uczeñ spaceruj± sobie po warszawskich ulicach i rozmawiaj±. (nie mówi± o niczym wa¿nym, wiêc nie ma sensu tego tu przytaczaæ - przyp. Autor) Uczeñ niemal ju¿ zapomnia³ o swojej nienajlepszej sytuacji.
W koñcu Mistrz zwraca siê do ucznia ze s³owami.
- Przekaza³em ci ju¿ sporo wiedzy. Ale przyda ci siê jeszcze kilka praktycznych rad, które mo¿esz wykorzystaæ w ¿ycie.
- Zamieniam siê w s³uch.
- Proponujê aby¶ zainteresowa³ siê empati±. Umiejêtno¶æ zrozumienia punktów widzenia innych ludzi mo¿e byæ bardzo przydatna. Uczy tolerancji. Poza tym dziêki niej bêdziesz w stanie niemal odgadywaæ my¶li kobiet.
- A mê¿czyzn?
- Z odgadywaniem my¶li mê¿czyzn nikt nie powinien mieæ problemów.
- Dlaczego?
- Przecie¿ wiadomo, ¿e faceci my¶l± tylko o jednym.
- Naprawdê zabawne.
- Wiem.
- A jak mam rozwijaæ empatiê?
- To dosyæ proste. W codziennym ¿yciu staraj siê zastanawiaæ nad sposobem my¶lenia innych ludzi. Staraj siê niemal odgadywaæ ich my¶li, ich pragnienia, cele i motywacje. I to mo¿esz robiæ w stosunku do ka¿dego - sprzedawczyni w sklepie, swojej rodziny, osoby publicznej, a nawet przestêpcy. Jest to nie tylko ¶wietny trening, ale i niez³a zabawa.
- Faktycznie mo¿e byæ to ciekawe.
- Inna rada, która mogê ci daæ polega na tym, aby¶ dzieli³ siê z innymi tym co masz.
- W chwili obecnej raczej nie mam czym siê dzieliæ.
- Nic podobnego. To przecie¿ nie musi byæ jakie¶ dobro materialne. Mo¿esz np. obdarowywaæ innych u¶miechem czy pogod± ducha. To ju¿ naprawdê co¶. Nie wiem czy znasz powiedzenie, ¿e to co dajemy innym, wraca do nas zwielokrotnione.
- A tak. Widzia³em kiedy¶ kampaniê na ten temat w MTV.
- To powiedzenie obrazuje pewn± prawdê.
- Jak±?
- ¯e podobne przyci±ga podobne. A wiêc je¿eli bêdziesz pogodny i u¶miechniêty to bêdziesz przyci±ga³ do siebie podobnych ludzi. I odwrotnie, je¿eli bêdziesz ci±gle marudzi³, to w twoim otoczeniu zaroi siê od marud.
- Dobrze. Co dalej?
- Staraj siê szukaæ inspiracji do rozwoju, gdzie tylko mo¿esz. Mo¿e to byæ cokolwiek, jaka¶ ksi±¿ka, film.
- A jakie filmy mi mo¿esz poleciæ?
- Czy widzia³e¶ film Matrix?
- No jasne! To jeden z moich ulubionych filmów.
- Czy wiesz, ¿e dla wielu ludzi ten film niesie przekaz o wa¿nych prawdach ¿yciowych?
- Kpisz sobie ze mnie?
- Nic podobnego. Radzê ci jeszcze raz obejrzeæ ten film i przyj±æ, ¿e przedstawione tam wydarzenia s± artystyczn± wizj± funkcjonowania naszego ¿ycia.
- Czemu nie. A nie wiem czy wiesz Mistrzu, ale w kinach pojawiaj± siê dwie kolejne czê¶ci tego filmu.
- Oczywi¶cie, ¿e o tym wiem. (Mistrz ³¿e jak najêty, ale uczeñ o tym nie wie - przyp. Autor)
- A jakie s± jeszcze inne mo¿liwo¶ci zmian w naszym ¿yciu?
- To mo¿e byæ cokolwiek. Np. poprawa naszej kondycji fizycznej. Podam ci dwa przyk³ady.
- S³ucham.
- Uprawiasz jaki¶ sport?
- W tej chwili nie.
- Jak wiele innych osób. Tymczasem wystarczy tylko trochê chêci i mo¿na dziêki sportowi poprawiæ funkcjonowanie swojego organizmu, a przy okazji zwiêkszyæ motywacjê do pracy nad sob±.
- No tak, tylko ¿e uprawianie sportu wymaga czasu i czêsto jakich¶ pieniêdzy.
- Wcale tak nie musi byæ. Wiele lat temu nale¿a³em do ludzi, których zainteresowanie sportem ogranicza³o siê do ogl±dania go w telewizji. Ale w koñcu postanowi³em sobie, ¿e muszê jako¶ zacz±æ dbaæ o zdrowie i zacz±æ co¶ æwiczyæ. I zdecydowa³em siê na bieganie. Tak siê sk³ada³o, ¿e obok mojego domu by³ bardzo ³adny park. Wiêc postanowi³em zacz±æ tam biegaæ. Niestety po pierwszym dniu mia³em do¶æ.
- Dlaczego?
- Okaza³o siê, ¿e bez odpowiedniego przygotowania kondycyjnego, jestem w stanie przebiec zaledwie kilkaset metrów. Poza tym nie odpowiada³o mi to, ¿e ludzie trochê dziwnie na mnie patrzyli oraz ¿e musia³em traciæ czas na przebieranie siê przed i po powrocie z dworu.
- Czyli nic z tego nie wysz³o?
- Wysz³o, gdy zmieni³em miejsce biegania. Postanowi³em, ¿e do parku bêdê chodzi³ dla przyjemno¶ci aby podziwiaæ przyrodê, a biegaæ bêdê w domu.
- W domu? Czyli co, kupi³e¶ sobie tak± ruchom± bie¿niê?
- Sk±d¿e. Szkoda mi by³o na to pieniêdzy. Po prostu zacz±³em biegaæ po pod³odze w miejscu lub po ca³ym mieszkaniu. Brzmi to mo¿e trochê dziwnie, ale tak naprawdê nie ró¿ni siê to zbytnio od biegania na dworze. No mo¿e tylko tym, ¿e jest mniej wyczerpuj±ce. Aczkolwiek i tak z pocz±tku by³em w stanie biec tylko przez 1-2 minuty. Ale po tygodniu takiego biegania, gdy ju¿ siê do tego przyzwyczai³em, zacz±³em zwiêkszaæ czas biegania o 10 sekund dziennie. I w rezultacie po 3 miesi±cach doszed³em do 15 minut biegania.
- Dosta³e¶ za to jaki¶ medal?
- Nie, ale mia³o to bardzo pozytywny wp³yw na moj± psychikê.
- Czemu?
- Jak ju¿ ci mówi³em, na pocz±tku by³em w stanie biec przez zaledwie 2 minuty. Trudno mi by³o wtedy uwierzyæ, ¿e kiedy¶ bêdê w stanie biec ponad 7 razy d³u¿ej. A jednak okaza³o siê to mo¿liwe i to bez wiêkszego wysi³ku. I w³a¶ciwie ka¿dy cz³owiek mo¿e to osi±gn±æ.
- No tak, tylko takie bieganie w domu musi byæ strasznie nudne.
- Wcale nie. Mo¿na np. pu¶ciæ sobie muzykê czy nawet w³±czyæ telewizor. Je¿eli mamy w domu kota czy psa, to zapewniam ciê, ¿e oni chêtnie siê do ciebie do³±cz±.
- No dobrze. A drugi sposób na poprawê zdrowia?
- Jest on przeznaczony dla osób pal±cych papierosy.
- Ja nie palê papierosów.
- To masz szczê¶cie. Ale palacze te¿ maj± szczê¶cie, gdy¿ maj± prosty sposób na poprawê swojego zdrowia - mog± rzuciæ palenie.
- Z tego co wiem, rzucanie palenia wcale nie jest takie ³atwe.
- Oczywi¶cie. Aby to zrobiæ, potrzebna jest odpowiednia motywacja. Czêsto sama chêæ rzucenia nie wystarcza.
- To co mo¿e byæ skuteczn± motywacj±?
- Mo¿e to byæ chêæ kontrolowania swojego ¿ycia. Bo je¿eli palimy papierosy, to oznacza to, ¿e na³óg kontroluje nas. No dobrze to tyle z mojej strony.
Uczeñ nawet nie zauwa¿y³, ¿e weszli na teren parku. Mistrz siada na najbli¿szej ³awce i zaczyna obserwowaæ park.
Rozdzia³ 15
Przez d³u¿sz± chwilê Mistrz i uczeñ obserwuj± co dzieje siê w parku. Jaki¶ staruszek karmi go³êbie. Matka z dzieckiem bawi siê w berka. W powietrzu czuæ zapach zbli¿aj±cej siê powoli wiosny. Jest naprawdê bardzo przyjemnie.
W koñcu uczeñ odzywa siê.
- Tak sobie my¶lê.
- To dobrze, ¿e my¶lisz. Niektórzy nie robi± nawet tego. A przecie¿ my¶lenie nie boli.
- No w³a¶nie. Tak sobie my¶lê, ¿e warto by³oby wiedzê, któr± mi przekaza³e¶, udostêpniæ te¿ innym ludziom. Gdyby tak ka¿dy cz³owiek wiedzia³ tyle co ja teraz, to ten ¶wiat by³by na pewno lepszy.
- Co stoi na przeszkodzie, aby¶ przekazywa³ t± wiedzê innym?
Uczeñ zaczyna siê drapaæ jedn± rêk± po g³owie.
- Czy ja wiem? Chyba bym nie podo³a³. A poza tym jak mia³bym to zrobiæ?
- Mo¿liwo¶ci masz wiele. Mo¿esz np. napisaæ ksi±¿kê, której bêdziesz g³ównym bohaterem i w której opiszesz swoj± historiê od momentu poznania mnie.
Uczeñ przez chwilê zastanawia siê nad propozycj± Mistrza. Po chwili na jego twarzy pojawia siê coraz wiêkszy u¶miech. Widaæ, ¿e ogarnia go entuzjazm.
- Fantastyczny pomys³! (ja te¿ tak s±dzê - przyp. Autor)
Ale nagle mina mu rzednie.
- No tak, ale samo napisanie ksi±¿ki to pó³ biedy. Co potem? Gdzie znajdê wydawcê? Mo¿e ty Mistrzu znasz kogo¶, kogo mog³aby zainteresowaæ taka ksi±¿ka?
Mistrz popatrzy³ na ucznia szelmowsko.
- A znam jednego. Ty zreszt± te¿.
Uczeñ ze zdziwienia ¶ci±ga brwi i próbuje w pamiêci odszukaæ jakie¶ informacje na temat takowej osoby.
- Powa¿nie? Jak on siê nazywa?
- Internet.
- Internet? To jaka¶ ksywa?
- Nie. Mo¿esz swoj± ksi±¿kê wydaæ w Internecie.
- A o to ci chodzi. Tylko, ¿e wtedy na tym zbyt du¿o nie zarobiê.
- Ale z ciebie chciwy drañ.
- Niech ci bêdzie. Nie wezmê za ni± ani grosza.
- Ale¿ wcale nie o to chodzi. Jak najbardziej mo¿esz braæ za t± ksi±¿kê pieni±dze. W koñcu bêdziesz musia³ na jej napisanie po¶wiêciæ sporo czasu i wysi³ku.
- No w³a¶nie. To jak mogê na niej zarobiæ?
- Ja ci mogê tylko zasugerowaæ pewne rozwi±zanie.
- S³ucham uwa¿nie.
- Najpierw ksi±¿kê opublikujesz w sieci. Ka¿dy internauta bêdzie móg³ j± przeczytaæ za darmo. W ksi±¿ce zamie¶cisz informacjê, ¿e je¿eli czytelnikowi ksi±¿ka siê spodoba i dziêki niej odniesie jakie¶ korzy¶ci, to ¿e bêdziesz wdziêczny, je¿eli taka osoba ciê jako¶ za to wynagrodzi. Np. wyp³aci ci 1 lub 2 z³otówki.
- To niedu¿o.
- Tyle dostaje ¶rednio autor za sprzeda¿ swojej papierowej ksi±¿ki.
- No dobrze. Ale je¿eli bêdzie to dobrowolne, to czy ktokolwiek zdecyduje siê mi zap³aciæ?
- To bêdziesz musia³ ju¿ sam sprawdziæ. Bêdzie to niez³y test na to jak ludzie zrozumiej± tre¶æ twojej ksi±¿ki. Je¿eli j± zrozumiej± to zap³ac±, jak nie to nie zap³ac±.
- To nie jest zbyt zachêcaj±ca perspektywa.
- Ale to dopiero pocz±tek. Je¿eli ksi±¿ka bêdzie dobra, a ja my¶lê, ¿e bêdzie, to zyska sobie du¿± popularno¶æ w sieci. A wtedy bêdzie ci ³atwiej przekonaæ do jej wydania na papierze jakie¶ wydawnictwo.
- Zaraz, zaraz. Je¿eli ka¿dy bêdzie móg³ j± mieæ za darmo z sieci, to nikt jej nie kupi w ksiêgarni.
- Jeste¶ tego pewien?
- Oczywi¶cie.
- Musisz siê jeszcze sporo nauczyæ. Przede wszystkim nie ka¿dy ma dostêp do Internetu i nie ka¿dy ma komputer. Po drugie, czê¶æ osób nie lubi czytaæ na ekranie komputera i bêdzie wola³a ksi±¿kê papierow±. Po trzecie, ksi±¿ka papierowa nadaje siê doskonale na prezent dla kogo¶, w odró¿nieniu od bezp³atnej ksi±¿ki elektronicznej. Po czwarte, do ksi±¿ki papierowej mo¿na wpisywaæ dedykacje, a jest grupa osób, która lubi je otrzymywaæ. I w koñcu po pi±te, ksi±¿ka papierowa mo¿e zawieraæ wiêcej tekstu ni¿ wersja elektroniczna. Mo¿esz j± np. uzupe³niæ o sugestie zg³aszane przez internautów.
- Ok. Zrobiê tak. Tylko jaki tytu³ mia³aby mieæ ta ksi±¿ka?
- A o czym ona tak naprawdê by opowiada³a?
- O wielu rzeczach.
- Jakby¶ mia³ te wszystkie rzeczy zsumowaæ w jedn±, to co byæ wybra³?
- Czy ja wiem? Chyba bym uzna³, ¿e chodzi o poszukiwanie sensu ¿ycia.
- I masz ju¿ tytu³.
- Mia³aby siê nazywaæ "O poszukiwaniu sensu ¿ycia"?
- Mo¿esz tytu³ nieco skróciæ.
- Ju¿ wiem. Bêdzie siê nazywaæ "Sens ¿ycia"!
- Bingo!
- £a³. Ju¿ widzê te t³umy wbiegaj±ce do ksiêgarñ w poszukiwaniu mojej ksi±¿ki. Te autografy i dedykacje. To jest naprawdê niez³y pomys³!
- Tylko ¿eby s³awa nie uderzy³a ci za bardzo do g³owy.
- Spoko, spoko. Poradzê sobie.
- Zobaczymy.
- Mam jeszcze jedno pytanie Mistrzu.
- Tak?
- Domy¶lam siê, ¿e nie bêdziesz chcia³ Mistrzu udzia³u w zyskach ze sprzeda¿y tej ksi±¿ki?
- Twoja domy¶lno¶æ jest niesamowita.
- To nic wielkiego - odpowiada skromnie uczeñ.
Mistrz powoli wstaje z ³awki. Uczeñ idzie w jego ¶lady.
- Koniec tego dobrego. Czas na nas.
Mistrz i uczeñ opuszczaj± park.
Rozdzia³ 16
Mistrz i uczeñ staj± przy przej¶ciu dla pieszych. ¦wieci siê czerwone ¶wiat³o. Mistrz odzywa siê.
- Mam jeszcze do ciebie gor±c± pro¶bê. Mam tu co¶ dla znajomego.
Mówi±c to Mistrz wyjmuje z kieszeni marynarki kopertê.
- Niech zgadnê - ³apóweczka?
- Zgaduj dalej. Czy bêdziesz móg³ j± komu¶ zanie¶æ? Na kopercie jest adres.
Uczeñ bierze kopertê do rêki i jej siê przygl±da.
- To jest jaki¶ profesor na uniwerku?
- Dok³adnie. Mia³em mu to daæ ju¿ dawno temu, ale jako¶ wylecia³o mi z g³owy.
- No tak. Staro¶æ nie rado¶æ.
- Znowu próbujesz udawaæ m±drego. Czyli mogê na ciebie liczyæ?
- Jasne.
- Super. W takim razie ¿egnaj.
- ¯e co proszê?
- ¯egnaj. Chyba wiesz co to s³owo oznacza?
- Wiem. I dlatego nie wiem po co je wypowiadasz.
- Wyja¶niê ci to najpro¶ciej jak potrafiê. Moja rola jako twojego Mistrza w³a¶nie dobieg³a koñca. Nie oznacza to, ¿e wiesz ju¿ wszystko. Ale wiesz wystarczaj±co du¿o, aby znowu stan±æ na w³asnych nogach.
- No to nie mog³e¶ mnie wcze¶niej uprzedziæ, ¿e bêdziemy razem tylko dwa dni?
- Takie jest ¿ycie ma³y. Ci±gle nas zaskakuje.
- A mo¿na spytaæ, gdzie siê teraz Mistrzu wybierasz?
- Jasne. Wracam do mojego kochanego ¶mietnika. Na pewno siê za mn± stêskni³. Nie s±dzisz?
- Oooo. Na pewno.
- No to pa.
Wypowiadaj±c te s³owa Mistrz rusza przed siebie (w³a¶nie zapali³o siê zielone ¶wiat³o). Po dwóch krokach zatrzymuje siê jednak i odwraca w stronê naszego bohatera.
- Zapomnia³bym o najwa¿niejszym.
- Tak?
- Ta dziewczyna, która mo¿e zostanie kiedy¶ twoj± ¿on±, ma na imiê Ró¿a. Zapamiêtasz?
- Jasne.
- No to trzymaj siê i nie zapomnij dorêczyæ kopertê.
Mistrz odwraca siê i szybkim krokiem przechodzi przez ulicê. Bohater stoi jak wryty. Po chwili Mistrz znika za rogiem. Bohater krêci z niedowierzania g³ow±. Ten Mistrz to naprawdê niez³y numer. Bohater chowa do kieszeni kopertê od Mistrza i rusza wolnym krokiem przed siebie.
Rozdzia³ 17
Nasz bohater szybkim krokiem wbiega do budynku uczelni i pod±¿a za wskazówkami Mistrza. Bez problemu znajduje odpowiedni pokój. Puka i s³ysz±c "Proszê" wchodzi do ¶rodka. Przy stole siedzi mê¿czyzna oko³o 50-tki. Bohater zwraca siê do niego.
- Przepraszam, czy to Pan profesor?.
- Tak to ja. W czym mogê pomóc?
- Mam dla Pana przesy³kê od starego znajomego.
- Czyli od kogo?
- Od Mistrza.
- Od Mistrza? No proszê. W koñcu sobie o mnie przypomnia³. Co tam u niego s³ychaæ? Nadal szuka naiwniaków, którzy chcieliby zostaæ jego uczniami?
Bohater chwilkê siê zastanawia zanim udziela odpowiedzi.
- Ju¿ nie. Teraz na uczniów bierze tylko bardzo inteligentnych ludzi.
- Rozumiem. Zobaczmy co tam dla mnie ma.
Bohater podaje profesorowi kopertê. Profesor bierze no¿yczki i otwiera kopertê. Ze ¶rodka wypada pojedyncza kartka. Profesor ogl±da j± uwa¿nie z obydwu stron. W koñcu odzywa siê.
- Dziwne. Ta kartka jest pusta. Na pewno nie otwiera³e¶ tej koperty? Mo¿e w ¶rodku by³y pieni±dze i je podwêdzi³e¶?
Bohater bladnie na my¶l, ¿e mo¿e zostaæ oskar¿ony o kradzie¿. Widz±c to profesor szybko dodaje.
- To by³ ¿art. W³a¶ciwie nie powinno mnie to dziwiæ. To zupe³nie w stylu Mistrza. Robi co¶, co na pierwszy rzut oka jest zupe³nie bez sensu. Ale jak byæ mo¿e wiesz, wszystko ma sens, bo w naszym ¿yciu nie ma przypadków. Czyli pewnie kiedy¶ dowiemy siê, po co by³a ta kartka. Nie s±dzisz?
- Pewnie tak - wystêkuje bohater i zerka niepewnie na zegarek.
- Ja muszê ju¿ niestety i¶æ.
- Nie zatrzymujê ciê ch³opcze. A jak spotkasz Mistrza to pozdrów go ode mnie i podziêkuj za wspania³y prezent.
- Na pewno tak zrobiê.
Bohater szybko wychodzi z pokoju. No nie¼le go Mistrz urz±dzi³. Nastêpnym razem musi pamiêtaæ, aby uwa¿aæ na pro¶by Mistrza. Zamy¶lony bohater nie zauwa¿a, ¿e w³a¶nie wychodzi z bocznego korytarza na g³ówny korytarz uczelni i wpada na jak±¶ dziewczynê. Bohater rozpoznaje dziewczynê i wystêkuje:
- Ró¿a!
Ró¿a bacznie mu siê przygl±da.
- Czy my siê znamy?
- Nie, jeszcze nie.
- To sk±d znasz moje imiê?
- To trochê trudno wyja¶niæ.
Ró¿a u¶miecha siê na te s³owa.
- Spróbuj.
- Wierzysz w jasnowidzenie?
- Jeste¶ jasnowidzem?
- Ja nie, ale zna³em jednego.
- I on ci zdradzi³ moje imiê?
- Co¶ w tym rodzaju.
- A jak ty masz na imiê?
- Znajomi mówi± na mnie ... Mistrzu.
Ró¿y ledwo udaje siê powstrzymaæ wybuch ¶miechu.
- Co w takim razie robisz drogi Mistrzu na mojej uczelni?
Bohater, a w³a¶ciwie ¶wie¿o upieczony Mistrz odpowiada bez zaj±kniêcia.
- Szukam uczniów.
- Tak, a jakich?
- Takich, którzy bêd± chcieli poznaæ sens ¿ycia.
- O, to jaki¶ nowy przedmiot. Gdzie siê mo¿na na niego zapisaæ?
- Tylko u mnie. Przy czym prowadzê zajêcia wy³±cznie indywidualnie.
Rozbawiona Ró¿a zastanawia siê chwilê.
- Idê na dó³ do kawiarni co¶ zje¶æ. Mo¿e siê do³±czysz Mistrzu i udzielisz mi pierwszej lekcji?
- Czemu nie.
Ró¿a rusza korytarzem. Mistrz rusza za Ró¿±, obydwoje schodz± po schodach do kawiarni i znikaj± z pola widzenia.
Pewnie siê zastanawiacie co z tego wyniknie. Czy Mistrz i Ró¿a zakochaj± siê w sobie? Czy wezm± kiedy¶ ¶lub? Czy pojawi siê ten trzeci? Czy Mistrz znajdzie pracê? Na te i inne pytania znacie odpowied¼ sami. O wszystkim decyduje bowiem przeznaczenie.
Aleksander £amek |