Supergirl - Ewa
| Data publikacji: 27-09-2007 Autor:Monika Kategoria:Ksi±¿ki Ods³on:4670 |
Zapach kwiatów mdli³ mnie, a¿ robi³o mi siê s³abo. Brak ¶wie¿ego powietrza, duchota i ten upa³ przyprawia³y mnie o zawrót g³owy. W ma³ej kapliczce nie by³o czym oddychaæ. Zapach kwiatów miesza³ sie z odorem rozk³adaj±cych siê cia³. Do tego dochodzi³ strach i czu³am, jak poma³u robi mi siê s³abo. By³ gor±cy lipcowy dzieñ i s³oñce pra¿y³o z niesamowit± moc±. Rozejrza³am siê po ma³ej kaplicy. Niewielu nas zosta³o. ¯a³osne, gdy siê pomy¶li ilu ludzi nas opu¶ci³o i z jakiego powodu. Fana z Kaktusem siedzieli w pierwszym rzêdzie. Petrus sta³ po drugiej stronie ³awek i obserwowa³, jak zawsze wszystko dok³adnie. Fiolka szlocha³a tak g³o¶no, ¿e nawet ja, stoj±c przy samych drzwiach s³ysza³am j±. Jagoda siedz±ca samotnie na brzegu lawki. To prawie wszystko co z nas zosta³o.
Poczu³am czyj±¶ d³on na swoim ramieniu. Zadr¿a³am ze strachu i w tej sekundzie zaczê³am ¿a³owaæ, ¿e siê tu zjawi³am. Wiedzia³am, ¿e ryzykujê. ¯e mia³am wiele do stracenia. Ale z drugiej strony czu³am siê w jakim¶ stopniu zobowi±zana do tego. To by³o moje ¿ycie. Moi wspólnicy, moi przyjaciele, moja rodzina. Prze¿y³am przecie¿ w tej paczce tyle czasu. Prze¿y³am z nimi z³e i dobre dni. Z nimi siê ¶mia³am, z nimi p³aka³am. Z nimi dzieli³am moje problemy.
Odwróci³am siê powoli i ujrza³am Magdê. Kamieñ spad³ mi z serca i poczu³am, jak nagle moje nogi uginaj± siê pode mn±. Opar³am siê o ¶cianê. Magda poklepa³a mnie po ramieniu i ruszy³a w stronê trumny. Wokó³ podestu, na którym sta³a trumna, le¿a³y dwa wieñce z bia³ych lilii. Betti uwielbia³a lilie. Kocha³a je, bo Kordian je kocha³. A ona kocha³a to, co kocha³ on. Ksi±dz nie rozprawia³ d³ugo o ¿yciu Betti. Nie mia³ o czym mówiæ. Nie zna³ jej. Nikt jej tu nie zna³. Nikt nie wiedzia³, jak siê wogóle znalaz³a w naszym mie¶cie. Nikogo to nie obchodzi³o. Poprostu by³a. Mo¿e tylko Kordian zna³ prawdê o niej. Kim by³a, sk±d siê zjawi³a, ile mia³a lat, jak siê naprawdê nazywa³a. Mnie nie obchodzi³o to. Nigdy. Betti by³a, zawadza³a, teraz zniknê³a. Poczu³am ulgê po jej ¶mierci. Nie wiem dlaczego ale zrobi³o mi siê lepiej. Jakby kto¶ zdj±³ ze mnie cie¿ar, który nosi³ jej imie. Betti... gdy my¶lê o niej, o jej niewinnej drobnej twarzy, niebieskich wielkich oczach, d³ugich rzêsach i drobnych blond loczkach ... Sprawia³a zawsze wra¿enie ma³ej, nieporadnej i niewinnej dziewczynki. Ale w jej g³êbi, w jej sercu, w jej duszy, w jej g³owie to jakby sam diabe³ zamieszka³. Czasami czu³am do niej nienawi¶æ. Czasami litowa³am siê nad ni±, bo wydawa³o mi siê, ¿e dzieje jej siê krzywda. Z³o bez powodu. Ale ona ca³y ten czas gra³a swoj± grê. Udawa³a, oszukiwa³a aby doj¶æ do celu.
W paczce nie by³o wielu osób, które znosi³y jej wybryki. Niekiedy S³awi znajdywa³ z ni± wspólny jêzyk. Ale i to nie trwao d³ugo a po jego ¶mierci skoñczy³o siê na dobre. Podesz³am do trumny. Betti wkoñcu wygl±da³a na spokojn±. Ostatnie dni jej ¿ycia, pe³ne alkoholu, narkotyków, k³ótni i bijatyk pozostawi³y na niej ¶lady. Siniak pod okiem zatuszowany pudrem a mimo to widoczny i rana na ustach. Gdyby wiedzia³a, co j± czeka, nie pope³ni³aby tego b³êdu. Ale teraz by³o ju¿ na wszystko za pó¼no. Zawsze chcia³a byæ na pierwszym miejscu, w centrum uwagi. Dzi¶ to osi±gnê³a w pelni. Tylko niewielu przyszlo aby jej t± uwagê po¶wieciæ. „To twoje ¶wiêto, Betti” wyszepta³am stoj±c przed ni±. „Dzisiaj mo¿esz siê rozkoszowaæ tym. To twój dzieñ!”. W rêkê wcisnê³am jej czerwon± ró¿ê, chocia¿ doskonale wiedzia³am, ¿e nienawidzi tych kwiatów. Ale teraz nie mia³o to ju¿ ¿adnego znaczenia. Petrus rzuci³ mi spojrzenie pe³ne pogardy. U¶miechnê³am siê szyderczo, chocia¿ wcale nie by³o mi do ¶miechu.
Czterech mê¿czyzn podnios³o trumnê i kierowa³o siê do wyj¶cia. Wszyscy ruszyli powoli za nimi. Petrus z³apa³ mnie w drzwiach za ramiê i wci±gn±³ z powrotem do ¶rodka kaplicy. - M³oda, mi³o, ¿e jeste¶. Co s³ychaæ? Dawno ciê nie widzieli¶my.
- Odwal siê Petrus! – wykrztusi³am przez zaci¶niête zêby.
- O, nie ³adnie! Chcia³em ci tylko powiedzieæ, ¿eby¶ nie ucieka³a potem tak szybko. Kordian napewno bêdzie chcia³ z tob± porozmawiaæ.
- Nie masz nic lepszego do roboty? Pó¶æ mnie idioto!
- M³oda, przed nim nie uciekniesz. Sama o tym dobrze wiesz. Prêdzej czy pó¼niej dopadnie ciê a wtedy bêdziesz musia³a s³ono zap³aciæ.
- Grozisz mi? – spyta³am, zatrzymuj±c siê na chwilê. – To nie twoje zadanie. Od tego mamy Kordiana.
- No prosze, jaka zabawna. Dam sobie rêkê uci±æ, ¿e trzêsiesz portkami a zgrywasz wielk± bohaterkê. On i tak ciê dopadnie!
- Nie twój problem! – odpowiedzia³am i wyrwa³am siê z jego u¶cisku.
Popatrzy³ na mnie ze z³o¶ci± i za¶mia³ siê.
- Taaa, to twój problem. Twój wielki problem.
Sta³am jeszcze przez chwilê oparta o ¶cianê i nie mog³am z³apaæ tchu. Dobrze wiedzia³am, ¿e Petrus ma racjê. Nie zgrywa³am bohaterki. Chcia³am utrzymaæ fason. Chcia³am poprostu prze¿yæ ten dzieñ, te kilka minut i wróciæ bezpiecznie w swój k±t. Ukryæ siê w nim i nie musieæ my¶leæ o tym, co mog³o mi siê tutaj staæ. Chcia³am tylko wróciæ.
B³êkitne niebo zakry³o sie ciemnymi chmurami, gdy wkoñcu zebra³am si³ê aby wyj¶æ z kaplicy i ruszyæ w kierunku grobu. Zaczê³o padaæ. Najpierw powoli, chwilê pó¼niej lunê³o. Tak, jakby Betti p³aka³a na po¿egnanie. Wylewa³a swoje ³zy i ubolewa³a nad tym, ¿e nie mo¿e z nami byæ i ¿yæ tym parszywym ¿yciem. Wegetacj± z dnia na dzieñ. Wieczn± obaw± o swoje ¿ycie. Deszcz zmy³ kurz z drzew i nagle wszystko zrobi³o siê zieleñsze, b³yszcz±ce. Powietrze ch³odniejsze, oczyszczone z kurzu i jakby z tego ca³ego ciê¿aru, który na mnie spoczywa³. Wszystko sta³o siê mokre. Ma³ymi ¶cie¿kami w dó³ cmentarza sp³ywa³y pod moje nogi strumyki wody. Moje ubranie zupe³nie przesi±kniête lepi³o mi siê do cia³a. Mokre w³osy opada³y na twarz. Gdy dotar³am do grobu by³am ca³a mokra. Spojrza³am na innych. Oprócz Petrusa nikt nie zwraca³ uwagi na mnie.
Kordian pojawi³ siê, gdy Betti ju¿ zakopywano. Widzialam go juz w bramie. Chcialam uciec. Ale nie moglam sie poruszyc. Stalam jakby wmurowana w ten maly skrawek ziemi i czekalam na jego reakcje. W rêku trzyma³ bukiet bia³ych lilii. Uwielbia³ je. Uwielbia³ ich zapach. Przypomina³y mu o ¶mierci. To sta³o siê ju¿ tradycj±, ¿e Kordian sk³ada³ na grobie ludzi z naszej paczki bia³e lilie. Zastanawia³am siê, czy na moim grobie kiedy¶ te¿ po³o¿y biale lilie. Czy kiedy¶ dojdzie do tego.
- Mi³o, ¿e przysz³a¶, Ewo. Obawia³em siê, ¿e opu¶cisz t± okazjê. – wyszepta³ przechodz±c obok.
Serce stanê³o mi na u³amek sekundy. Ten g³os... Jego szept... Tak bardzo pragnê³am uwolniæ siê od niego. Zapomnieæ. Nie s³yszeæ jego s³ów, jego szeptu. Nie widzieæ jego nienawi¶ci do mnie. Rozczarowania i chêci pozbycia sie mnie. Jeszcze wieksza cisza ogarnê³a ca³y cmentarz. Przez u³amek sekundy wydawa³o mi siê, ¿e ptaki przesta³y ¶piewaæ, krople deszczu spada³y bez odg³osu na ziemiê, samochody zamik³y. Wszyscy patrzyli na Kordiana. ¦ledzili ka¿dy jego ruch, jego spojrzenie. Po³o¿y³ kwiaty na grobie Betti. Odsun±³ delikatnie wieñce i dotkn±³ rêk± ma³ej tabliczki. Zamar³am. Nawet z tej odleglo¶ci by³am w stanie odczytaæ to, co na niej sta³o. Lilianna Kruszelnicka. Lat 16. Lilianna Kruszelnicka! „Co jest do cholery” pomy¶la³am. „Co jest grane? Jakim sposobem Kruszelnicka?” To by³a przecie¿ Betti, ¿adna Lilianna. Dlaczego Lilianna? Sk±d wiedzia³, jak siê nazywa³a, ile mia³a lat? Dlaczego nosi³a jego nazwisko. Czu³am w sobie z³o¶æ. Niesamowit± z³o¶æ. Nie potrafi³am zrozumieæ tego wszystkiego. Nie potrafi³am sobie wyt³umaczyæ. Nie by³am w stanie nawet okre¶liæ, czy ta z³o¶æ by³a dlatego, ¿e ona nosi³a jego nazwisko czy dlatego, ¿e ukry³ przed nami prawdê. Jej prawdziw± to¿samo¶æ. Jej wiek. Jej imiê. Jego nazwisko. Przez tyle lat! Czu³am, ¿e zaraz wybuchnê. £zy cisnê³y mi siê do oczu. Zaczê³am schodziæ w dó³ cmentarza. Najpierw powoli, pó¼niej co raz szybciej. Czu³am na mojej jeszcze mokrej od deszczu twarzy ciep³e ³zy. Nie mog³am ich d³u¿ej powstrzymaæ. Nie mog³am ju¿ nawet i¶æ. Opar³am siê o drzewo i p³aka³am.
- Tak bez po¿egnania? Nie ³adnie, nie ³adnie. Nie po¿egnasz siê nawet ze swoim mê¿em?
- Nie masz mi nic do powiedzenia? – doda³ po chwili - Najwyra¼niej nie. Wiesz, ja ci±gle czekam Ewo. Pamiêtaj o tym.
Sta³am nadal w tej samej pozycji, gdy Kordian szed³ ju¿ w kierunku swojego samochodu. Nadal p³aka³am i on widzia³ te ³zy. Wiedzia³, ¿e mnie tym zrani³ jeszcze mocniej, ni¿ latami wspólnego ¿ycia. Tymi wszystkimi tajemnicami, k³amstwami. Wszytskim innym. Ja chcia³am byæ tylko szczê¶liwa. Chcia³am kochaæ i byæ kochana. Chcia³am mieæ spokój, ¿yæ normalnie. Stworzy³ potwora. Kobietê zdoln± do wszystkiego. Pe³n± nienawi¶ci w sercu, rozczarowania, bólu. Stworzy³ na nowo Ewe. Tym razem jednak nie z ¿ebra Adama. Tym razem z ¿ebra Kordiana...
Monika |