Arytmia serca
| Data publikacji: 02-12-2006 Autor:Anna Kategoria:Opowiadania Ods³on:4489 |
Srebrne ostrze no¿a b³ysnê³o w jej d³oni. Trzyma³a go pewnie, powstrzymuj±c nasilaj±ce siê z ka¿d± sekund± dr¿enie rêki. Powoli odwróci³a siê w stronê pokoju i rozgl±daj±c siê w ró¿nych kierunkach ostro¿nie ruszy³a naprzód. Mimo i¿ nie by³a pewna tego, co us³ysza³a, ba³a siê. Wspomnienia z zesz³ego roku przepe³nia³y j± strachem. Ten strach by³ zupe³nie irracjonalny lecz prawdziwy. Opar³a rêkê o framugê drzwi i powoli ogarnê³a spojrzeniem ca³y pokój. Nie zauwa¿y³a nic szczególnego, nic co mog³oby j± utwierdziæ w przekonaniu, ¿e kto¶ niepostrze¿enie wtargn±³ do domu. Zrobi³a kolejny krok. Oddycha³a powoli, mimo i¿ serce bi³o jak oszala³e nie chcia³a straciæ zupe³nie kontroli nad swoimi odruchami. Wyostrzy³a zmys³y. Stanê³a po ¶rodku pokoju i spokojnie obejrza³a siê za siebie, po czym powoli ruszy³a w kierunku sypialni. Teraz nie s³ysza³a nic; jakby ca³y ¶wiat zamar³ obserwuj±c jej ka¿dy ruch. Jednak ona by³a pewna, ¿e on tu jest. Zjawi³ siê ponownie; ponownie wprowadzaj±c niepokój i zamieszanie w jej, z tak wielkim trudem pouk³adane ¿ycie. Poczu³a kropelkê potu sp³ywaj±c± po skroni. Przez przymkniête okno wdar³ siê delikatny powiew ciep³ego wiatru, który na chwilê rozproszy³ jej uwagê. Stanê³a przy ³ó¿ku, zerknê³a w bok i zauwa¿y³a, ¿e drzwi starej szafy s± niedomkniête. W jej g³owie od razu zawita³a my¶l – on tam jest. Teraz, stoj±c twarz± w twarz ze swoim najwiêkszym lêkiem, nie potrafi³a nad sob± zapanowaæ. Rêka nerwowo ¶cisnê³a nó¿, który sta³ siê dla niej jedyn± pewn± rzecz±. Przed oczami pojawi³o siê najgorsze wspomnienie – szelest, skrzypniêcie drzwi i powoli wy³aniaj±ce siê z ukrycia oczy, potem ca³a postaæ wysokiego, potê¿nie zbudowanego mê¿czyzny. Nie mog³a o tym zapomnieæ. Widzia³a ka¿dy jego ruch jakby w zwolnionym tempie i z ka¿d± milisekund± ogarnia³ j± strach. Taki jak teraz. Teraz zobaczy³o go ponownie. Wielkie niebieskie oczy spogl±daj±ce na ni± zza drzwi szafy, pe³ne usta wykrzywione w triumfalnym u¶miechu, szepcz±ce zawsze to samo zdanie: wreszcie jeste¶ moja… £zy sp³ynê³y po jej twarzy a oczy ci±gle wpatrywa³y siê w uchylone drzwi starej szafy. By³a spiêta. Ka¿dy miêsieñ zastyg³ w oczekiwaniu na otwarcie drzwi. Nie mog³a oderwaæ od nich oczu. £zy p³ynê³y coraz obficiej, serce ko³ata³o siê niczym szalone i wtedy us³ysza³a ten szept, szelest jego ubrania, poczu³a jego zapach, jego oddech. Nie mog³a siê ruszyæ, nawet by sprawdziæ, czy ktokolwiek znajduje siê za drzwiami starej szafy. By³a znowu z nim. W jego ramionach. Znowu poczu³a jak j± obejmuje, dotyka, parali¿uje ze strachu. Stoj±c tak w pustym pokoju nie by³a sama. On by³ zawsze z ni±. Uda³o mu siê to, co zamierza³ od tylu lat. Sta³a siê jego w³asno¶ci±. ¯aden mê¿czyzna nie móg³ z ni± byæ, bo stawa³ siê nim. Nawet kiedy nie by³o z ni± nikogo my¶la³a o nim. On sta³ siê jej ¶wiatem. Zaw³adn±³ jej my¶lami i zmys³ami… S³ysza³a go tak wyra¼nie: „jeste¶ tylko moja…¿aden mê¿czyzna oprócz mnie nie ma prawa ciê dotkn±æ…nikt…tylko ja…” Pamiêta³a dok³adnie uczucie ch³odu, gdy jej dotyka³. Ca³e jej ¿ycie sprowadza³o siê do tej jednej chwili, przesz³o¶æ i tera¼niejszo¶æ, która stawa³a siê przesz³o¶ci±.
D¼wiêk klucza otwieraj±cego drzwi wej¶ciowe nagle dotar³ do jej uszu. S³ysza³a dochodz±cy z oddali g³os. Kto¶ wyra¼nie wypowiedzia³ jej imiê. Potem znowu i znowu. Nie mog³a odpowiedzieæ, nie mog³a siê ruszyæ. Nadal wpatrywa³a siê w szafê, mimo i¿ uczucie strachu powoli j± opuszcza³o. Miê¶nie powoli zaczê³y siê rozlu¼niaæ. Nie jest sama. Za chwilê us³ysza³a zbli¿aj±cy siê g³os ciotki:
- Lea, kochanie, jeste¶ tu? Kupi³am co¶ dla ciebie. Na pewno ci siê… - jej g³os zamar³, gdy przekroczy³a próg sypialni. Spojrza³a na ni± stoj±c± przy ³ó¿ku z no¿em kuchennym w rêku. Jej siostrzenica dr¿a³a a twarz by³a mokra od ³ez.
- On tu jest. – Wyszepta³a dr¿±cym g³osem, teraz ju¿ nie mog±c zapanowaæ nad ³zami. Ciotka natychmiast podesz³a do niej, objê³a j± a drug± rêk± delikatnie wyjê³a nó¿ z jej d³oni.
- Ju¿ spokojnie. Jestem przy tobie. Jeste¶ ju¿ bezpieczna.
Opu¶ci³o j± ca³e napiêcie i wybuch³a p³aczem. Objê³a mocno ciotkê i nareszcie poczu³a siê bezpiecznie.
- On ju¿ nigdy nie odejdzie! Ju¿ zawsze bêdzie przy mnie! Ju¿ zawsze!
Kobieta nie odpowiedzia³a, bo ¿adne k³amstwo nie by³o w stanie ukryæ prawdy. Wiedzia³a, ¿e tak ju¿ bêdzie.
- Jutro znowu pójdziemy do dr Johnsona, dobrze? Umówiê nas na wizytê. – spojrza³a spokojnie na dziewczynê. – Nie bój siê, nie zostawiê ciê samej. Stawimy mu czo³o obie. – u¶miechnê³a siê ciep³o. - Chod¼, zaparzê ci herbaty. Poczujesz siê lepiej.
Spa³a niespokojnie. Barwne i ciep³e sny opu¶ci³y j± ju¿ dawno temu i mimo i¿ stara³a siê je ponownie odzyskaæ nie potrafi³a sprawiæ, by powróci³y. Tak bardzo chcia³a poczuæ siê znowu jak dziecko, beztroska i spokojna o przysz³o¶æ, która wydaje siê byæ tak daleko. Tymczasem walka o ten spokój wydawa³a siê nie mieæ koñca. Cotygodniowe wizyty u dr Johnsona prawie dobiega³y koñca ale ich rezultat by³ ledwo wyczuwalny. Tym razem, ze wzglêdu na ostatnie wydarzenia, Lea zmuszona by³a ponownie odwiedziæ jego klinikê.
Dr Henry T. Johnson by³ wybitnym psychiatr± o wielu specjalizacjach. Jego klinika znajdowa³a siê w centrum miasta i utrzymywana by³a w nienagannej czysto¶ci. Lea, która z natury by³a osob± pedantyczn±, lubi³a ten uporz±dkowany styl. Czasami jednak dra¿ni³ j± panuj±cy tam nieopisany ch³ód niczym nieska¿onych pomieszczeñ. Brakowa³o jej ciep³ej, przyjaznej atmosfery, czyjej¶ u¶miechniêtej twarzy za lad± w recepcji, czy chocia¿ bukietu kwiatów na stoliku w poczekalni, na którym pe³no by³o wy³±cznie starych, medycznych czasopism. Odwiedzaj±c to miejsce wiele razy w ci±gu ostatniego roku zauwa¿y³a, ze nic siê tu nie zmienia, mimo zmian pór roku i up³ywaj±cego szybko czasu. Te same twarze asystentek sil±ce siê na wspó³czuj±ce u¶miechy, ci sami szarzy ludzie znikaj±cy za drzwiami swoich ciasnych gabinetów. ¦ciany korytarzy zdobi³y jak zwykle te same stare, zakurzone dyplomy profesorów zdobyte na uczelniach i zagranicznych sympozjach, które pe³ni³y tu pewn± wa¿n± funkcjê: dawa³y ludziom poczucie bezpieczeñstwa, ze oddaj± swe biedne, sko³atane g³owy w dobre rêce.
Dr Johnson by³ terapeut± Lea`i od ponad roku. By³ to cz³owiek grubo po sze¶ædziesi±tce. Mia³ w±skie usta, ma³e zielone oczy ukryte za prostok±tnymi okularami w czarnej oprawie i siwe, gêste w³osy, które upodabnia³y go do sêdziwego staruszka. Siadywa³ jak zwykle za swoim mosiê¿nym biurkiem, sk³ada³ splecione palce na kolanach i opu¶ciwszy nieco g³owê wpatrywa³ siê dobrotliwym wzrokiem w pacjenta, jakby chcia³ w ten sposób odgadn±æ wszystkie trapi±ce go my¶li. W pokoju panowa³a ¶miertelna cisza. Nie dochodzi³y tu nawet odg³osy dzwoni±cych telefonów od ludzi rozpaczliwie pragn±cych umówiæ siê na kolejn± wizytê.
- Twoja ciocia powiedzia³a mi, ¿e mia³a¶ kolejny atak.
Lea, która do tej pory siedzia³a cicho na krze¶le przed biurkiem doktora przytaknê³a lekko pochylaj±c g³owê. Wbi³a wzrok w swe d³onie zaci¶niête na kolanach. Nieznosi³a tych wizyt, bo za ka¿dym razem musia³a przez to przechodziæ, przywo³ywaæ najbole¶niejsze wspomnienia, które chcia³a raz na zawsze zatrzeæ w swej pamiêci.
- Chcia³bym aby¶ opowiedzia³a mi, co teraz czujesz.
Odpowiedzia³o mu tylko g³uche milczenie. Doktor jednak nie rezygnowa³.
- Wiem, ¿e nie jest to ³atwe ale musimy o tym porozmawiaæ.
Jego s³owa rozp³ynê³y siê w powietrzu. On sam pochyli³ siê delikatnie do przodu i cichym, ciep³ym g³osem powtórzy³:
- Opisz mi swoje uczucia.
Minê³o kilka d³ugich minut, podczas których ciszy nie przerwa³ nawet najl¿ejszy d¼wiêk. Nagle Lea podnios³a g³owê i utkwi³a wzrok w suficie. Po policzku sp³ynê³a ³za a pokój wype³ni³ jej delikatny g³os.
- Nie s³ychaæ tu oddechów zmêczonych codzienno¶ci± ludzi. Ludzie dawno ju¿ tu nie istniej±. Umarli. On ich zniszczy³… Odebra³ mi moj± pamiêæ. Dawne my¶li nigdy nie powróc±… Teraz istnieje tu tylko…ciemno¶æ. Ogarnia wszystko, nie pozwala zapomnieæ. Czasem widzê twarze ¶miej±ce siê do mnie z daleka…zaraz jednak dostrzegam, ¿e one siê nie u¶miechaj±…one szydz±. Usta ton± w wyrazie b³ogiego przekonania o swej wy¿szo¶ci…a moje zaci¶niête piê¶ci s± bezsilne. To ja jestem bezsilna…tak jak wtedy…
To miejsce jest zamkniête, sparali¿owane strachem. Czujê ból tak wielki, ze nie potrafiê go ukoiæ my¶lami, które istnia³y kiedy¶. On mi je odebra³. Nigdy ich nie odzyskam.
On mi je zabra³. W zamian da³ mi ciemn± stronê siebie. Jego twarz jest ciemno¶ci±, jego oczy niepokojem, jego usta…ci±gle mówi±, szepcz±, powtarzaj± w nieskoñczono¶æ te same s³owa. On mi je odebra³ i ci±gle mi o sobie przypomina. Niszczy we mnie wszystko, co najcenniejsze. Nie pozosta³o ju¿ nic, poza jednym pragnieniem…
Urwa³a i spojrza³a wprost w oczy doktora, które wpatrywa³y siê w ni± jak zahipnotyzowane. Zapad³o d³ugie milczenie, podczas którego dwie pary oczu wpatrywa³y siê w siebie próbuj±c przenikn±æ ¶wiadomo¶æ drugiej osoby. Doktor Johnson odchyli³ siê i osun±³ na oparcie fotela, po czym…u¶miechn±³ siê i spojrza³ na dziewczynê przyja¼nie.
- Nareszcie – powiedzia³, nie kryj±c zadowolenia – Nareszcie otworzy³a¶ siê przede mn±. Cieszê siê.
Twarz Lea`i nie zdradza³a ¿adnych emocji. Nie mog³a jednak zapieraæ siê przed sob±, ¿e to wyznanie przynios³o jej ulgê.
- Lea, musisz zrozumieæ jak wa¿na dla ciebie w tej chwili jest umiejêtno¶æ wyra¿ania w³asnych uczuæ; mówienia o nich. Zamykasz siê przed ¶wiatem i lud¼mi, poniewa¿ boisz siê, ¿e kto¶ znów ciê skrzywdzi. To zupe³nie normalne po tym, co prze¿y³a¶ ale min±³ ju¿ ponad rok i musisz nauczyæ siê ponownie ufaæ ludziom, bez wzglêdu na to, jak zadanie to wydaje ci siê odleg³e i niemo¿liwe.
Zaufaæ ludziom. Otworzyæ przed nimi serce. Ods³oniæ przed drugim cz³owiekiem nag± my¶l i spogl±daj±c na niego nie widzieæ w zaci¶niêtej d³oni cienkiego sztyletu gotowego zadaæ ostateczny cios. Nie. Nie potrafi³a. Mo¿e raczej nie chcia³a…ale by³a pewna jednego – nigdy ju¿ nikomu nie zaufa. S³owo to ju¿ dawno przesta³o dla niej istnieæ. Ufaæ ludziom mo¿na do pierwszego zawodu. Wtedy pojawia siê rysa. Zaufaæ ponownie i zostaæ zawiedzionym, pozostawia ranê, która szybko siê goi. Podnosisz siê dumnie. Trzeci raz, to blizna, która nie pozwala zapomnieæ. Masz w sobie jednak jeszcze wiarê. Czwarty raz, to pierwsza ceg³a muru twierdzy wokó³ twojego umys³u. Starasz siê wierzyæ, mimo i¿ mur wokó³ ciebie ro¶nie z ka¿dym dniem. Pojawiaj± siê ludzie, którzy potrafi± skruszyæ jego czê¶æ i wpu¶ciæ nieco ¶wiat³a, podaj± pomocn± d³oñ i lecz± stare rany. Jednak, gdy ten mur spada na ciebie w jednej chwili…nie widzisz wyci±gniêtej d³oni…jeste¶ sam…ranisz aby nie zostaæ zranionym.
Doktor Johnson mówi³ dalej, nie zdaj±c sobie sprawy ze szklanej ¶ciany, która powsta³a miêdzy nim a pacjentk±. Lea patrzy³a na niego zamglonym wzrokiem ale nie s³ysza³a jego s³ów, jakby kto¶ wy³±czy³ nagle d¼wiêk. Ocknê³a siê po chwili, kiedy powiedzia³:
- A teraz, je¶li nie masz nic przeciwko, chcia³bym aby¶ opisa³a mi swoje dzieciñstwo. Opowiedz mi o swoich rodzicach, przyja¼niach. Twoja ciocia nie chcia³a poruszaæ tego tematu podczas naszej rozmowy ale s±dzê, ¿e mog³oby to przynie¶æ dalsze postêpy w twojej terapii. Robisz du¿e postêpy ale w nie nie wierzysz. Uwierz w siebie Lea. Przede wszystkim musisz oczy¶ciæ siê z negatywnych emocji. Dzisiaj zrobi³a¶ du¿y krok do przodu ale mo¿e twój problem nie le¿y wy³±cznie w wydarzeniach tej jednej nocy. Widzê, ze razem z ciotk± unikacie tematu twoich rodziców, ale mo¿e to ona nie chce go poruszaæ. – Urwa³ na moment, po czym spyta³. – Mylê siê, Lea?
- Nie. – odpar³a cicho, krêc±c g³ow±. Jej twarz z³agodnia³a, miê¶nie rozlu¼ni³y siê nieco. Mia³ racjê. Nigdy nie rozmawia³a z nikim o przesz³o¶ci a ciotka, mimo i¿ by³a kochana i traktowa³a j± jak rodzon± córkê unika³a tego tematu.
- Spróbuj – Poj±³ dalej. – Je¶li oka¿e siê to dla ciebie zbyt trudne przerwiemy ale daj sobie szansê.
Dziewczyna zamknê³a oczy, delikatnie unios³a g³owê, odetchnê³a g³êboko a s³owa same pop³ynê³y z jej ust.
- Kiedy by³am ma³a, moja mama czêstowa³a mnie kakaowymi ciasteczkami pokrytymi czekoladow± polew±. Nigdy nie zapomnê ich smaku. Potem siada³y¶my wspólnie przy stole i rozmawia³y¶my. Mama by³a moj± najlepsz± przyjació³k±. Pamiêtam jak mówi³a o tacie. Podnosi³a wysoko g³owê i zatapia³a siê we wspomnieniach. Jej oczy b³yszcza³y a g³os stawa³ siê ciep³y i delikatny. Wtedy chcia³am byæ taka jak ona.. Mama g³êboko wierzy³a w mit o ksiêciu na bia³ym rumaku. By³a romantyczk±, nieuleczaln±. Chyba w³a¶nie dlatego…
Nigdy nie zna³am swojego ojca. Podobno zmar³ nagle podczas jednej ze swoich podró¿y. Ludzie gadali. Ludzie zawsze gadaj±. Nie dziwi³am siê. Moja matka przebywa w zak³adzie psychiatrycznym. Odwiedza³am j± z ciotk± raz na dwa tygodnie. Ciotka Klara, pomimo i¿ jest siostr± mojej mamy, nie znosi³a tam przychodziæ. By³o to dla niej brzemiê, które musia³a znosiæ ze wzglêdu na wiêzy krwi i konieczno¶æ opiekowania siê ma³± dziewczynk±, któr± wyrok s±dowy skierowa³ do jej przybytku ciep³a i… Tak siê jej przynajmniej wydawa³o. Najgorsz± rzecz± podczas odwiedzania mamy by³y twarze pracuj±cych tam pielêgniarek. Wszystkie spogl±da³y na mnie z wyrazem ogromnego politowania i wspó³czucia. Potem szepta³y co¶ do siebie, krêci³y z niedowierzaniem g³owami i odchodzi³y wymieniaj±c znacz±ce spojrzenia.
Kocha³am mamê. Nie wiem czemu. Mo¿e dlatego, ze nie by³a jak inni. To inni byli nienormalni i trzeba by³o zamkn±æ ich na klucz. Nie ma gorszych morderców ni¿ ci, którzy zabijaj± spojrzeniem i s³owem. Oni zniszczyli moje pragnienie widywania mamy.
Nie jestem taka jak ona. Czasem nienawidzê ludzi.
Nigdy nie dowiedzia³am siê, dlaczego kobieta, która mnie urodzi³a zaraz po tym straci³a zmys³y. W pewnym momencie przesta³o mnie to obchodziæ. Dzisiaj czasem j± widujê ale ona mnie ju¿ nie rozpoznaje. W jej umy¶le pozosta³ obraz piêcioletniego dziecka, które nie pyta „dlaczego?”, tylko grzecznie siedzi i s³ucha opowie¶ci mamy. Mama mówi tylko o jednym: o nim. Ci±gle mówi.
Doktor Johnson s³ucha³ zapatrzony w dziewczynê. Nie robi³ nawet notatek jak zwykle, tylko skupia³ ca³± swoj± uwagê na jej g³osie i sposobie, w jaki jej cia³o wyra¿a³o nowe emocje. Lea mówi³a dalej.
- Czy mê¿czyzna mo¿e doprowadziæ kobietê do stanu ca³kowitego opêtania, utraty zmys³ów…obsesji? Czêsto siê nad tym zastanawiam.
Alkohol u³atwia przep³yw my¶li. Nie jestem alkoholiczk±, po prostu lubiê czasem wypiæ butelkê dobrego wina aby zrozumieæ ten szum w g³owie i popl±tanie my¶li matki. To nie takie trudne, kiedy traci siê kontrolê nad sob±. Kiedy¶ wierzy³am w mi³o¶æ. Pewnie przez s³owa matki zas³yszane niegdy¶ w szarym zak³adzie dla ob³±kanych. Potem dosz³am do wniosku, ze skoro stamt±d pochodzi³y, takie równie¿ by³y. Skoro moja matka by³a chora, wiêc jej my¶li nie mia³y racji bytu poza murami zak³adu. Potem jednak…pozna³am go. By³ inny ni¿ reszta mê¿czyzn. Zawsze elegancki, szarmancki; zawsze by³, gdy go potrzebowa³am. Zawsze. Wtedy…nigdy nie podejrzewa³am, ¿e móg³by…¿e on móg³by…
Przerwa³a na moment i b³êkitnym rêkawem bluzki otar³a szybkim ruchem oczy, które zrobi³y siê nagle szkliste i wilgotne. Spojrza³a w górê i stara³a siê powstrzymaæ przyp³yw ³ez. To nigdy nie by³o ³atwe. My¶l o nim wywo³ywa³a w niej tak silny napad lêku, ¿e nie potrafi³a zapanowaæ nad sob±. Dr¿enie d³oni, szybkie ko³atanie serca, nawet g³os, który zmienia³ siê nie do poznania. Wszystko to sprawia³o, ¿e nienawidzi³a siebie, nienawidzi³a swojego cia³a, nad którym nie mog³a zapanowaæ. Zupe³nie jakby kto¶ obcy kierowa³ jej emocjami, zabieraj±c ca³y spokój. I te ³zy… Bywa³y poranki, kiedy budzi³a siê mokra od ³ez; bywa³y takie, ¿e gdy tylko otworzy³a oczy, robi³y siê one mokre i ³zy sp³ywa³y po twarzy wielkie jak groch. Nie umia³a tego powstrzymaæ. Trwa³o to ponad pó³ roku.
£zy jednak wysch³y, serce odnalaz³o zgubiony rytm, pozosta³y tylko sny i wspomnienia…
Odwróci³a g³owê i spojrza³a w okno. Szyby by³y mokre od jesiennego deszczu.
- Wie pan, ¿e kiedy go pozna³am – podjê³a znowu nieco uspokojona – pada³ deszcz. Tak jak dzisiaj. To by³ piêkny jesienny dzieñ, a potem spad³ deszcz. Tego dnia dowiedzia³am siê, ¿e mê¿czyzna, z którym mia³am romans ma ¿onê i dwie córki. Nie kocha³am go, to by³ czysty uk³ad ale…nie wiedzia³am. By³ moim profesorem, wyk³adowc± na moim wydziale. Dla niego to by³ tylko sex, dla mnie…sama nie wiem…by³o mi z nim dobrze. Tak naprawdê oszukiwa³am siê, ¿e to mi³o¶æ, bo nigdy nie chcia³am kochaæ…kochaæ to znaczy cierpieæ, a ja ucieka³am od mi³o¶ci, bo nie chcia³am…nie chcia³am byæ taka jak mama…nie chcia³am straciæ nad sob± kontroli. Nie wiem, czy pan to rozumie. Nie oczekujê od pana zrozumienia.
Doktor siedzia³ nieruchomo. Zatopiony w swoim skórzanym fotelu spogl±da³ na dziewczynê spokojnym, ciep³ym wzrokiem, który sprawia³, ¿e chcia³o mu siê opowiedzieæ wszystko, nawet te rzeczy, które u innych ludzi spotka³yby siê ze wzgard± i potêpieniem. By³ dla niej jedyn± przyjazn± osob±, jedyn±, której w tej chwili chcia³aby zaufaæ. Jednak przez ca³y rok nie mog³a siê przed nim otworzyæ. Nie chcia³a. Ba³a siê, ¿e to kolejna poza, próba u¶pienia jej czujno¶ci. Dzisiaj zrozumia³a, ¿e je¶li mu nie zaufa, nie zaufa ju¿ nikomu. A poza tym…przecie¿ za to mu p³ac±, za budowanie kruchej skorupki ufno¶ci miêdzy nim a pacjentem i za dochowanie tajemnicy. Ale za zrozumienie…nie dostaje ani centa.
- Ma dwie piêkne córki. Starsza jest do niego bardzo podobna ale usta…usta ma po matce. Ca³e popo³udnie przesiedzia³am w parku i nie zauwa¿y³am nawet, kiedy spad³ deszcz. La³o jak z cebra, ludzie uciekali do domów lub kryli siê pod ciasnymi przystankami autobusowymi a ja nawet nie zauwa¿y³am, ¿e jestem przemoczona. Nie my¶la³am o nim. My¶la³am o jego ¿onie i dzieciach, i o tej cudownej rodzinie, która mog³a byæ idealna, gdyby nie ja. Gdybym nie zosta³a jego kochank± on by³by idealnym mê¿em a ona idealn± ¿on±, której nikt nie zdradza. Dlaczego on im to zrobi³? Dlaczego pozwoli³ mi…? Dlaczego nie kocha³ ich bardziej?
By³am w¶ciek³a, bo by³am bezsilna. Nie mog³am cofn±æ czasu. Nie mog³am ich uratowaæ. Nie mog³am uratowaæ ich przed sob±!
Nagle poczu³am, ¿e kto¶ okrywa mnie ciep³± marynark±. Obok mnie sta³ wysoki brunet o niebieskich oczach, u¶miecha³ siê i mówi³ co¶ ciep³ym g³osem. Nie pamiêtam, co powiedzia³.
¯a³ujê, ze pozwoli³am mu odprowadziæ siê do domu. ¯a³ujê, ¿e spotka³am go po kilku dniach i ¿a³ujê kawy wypitej z nim tamtego popo³udnia.
Przez kolejne dwa lata on zawsze by³ obok. Wtedy nie chcia³am pamiêtaæ czasu przed nim a teraz… chcia³abym pamiêtaæ tylko te lata, kiedy nie by³o go przy mnie…
Pomaga³ mi we wszystkim. Odprowadza³ mnie na zajêcia; co miesi±c kupowa³ jedn± herbacian± ró¿ê, moj± ulubion±, na pami±tkê dnia, kiedy siê poznali¶my; odwozi³ ciotkê na badania do kliniki w innym mie¶cie, kiedy tylko by³a taka potrzeba. To on poszed³ do mojego profesora i za³atwi³ mi przeniesienie do innej grupy, bo ja nie chcia³am zostaæ z nim sam na sam i spojrzeæ mu w oczy. By³ ciekawy, dlaczego ale nigdy o to nie zapyta³. By³ zawsze. Zawsze dawa³ ale…nigdy nie dosta³ ode mnie nic oprócz wdziêczno¶ci. Zamiast dotyku d³oni dostawa³ u¶miech; pragn±³ mi³o¶ci i oddania a otrzyma³ przyja¼ñ. Potem…potem nie chcia³ czekaæ a¿ co¶ otrzyma, postanowi³ wzi±æ to sam. Powoli i po cichu. Gdy pomaga³ mi wk³adaæ p³aszcz, w±cha³ moje w³osy lub mimowolnie dotyka³ je ustami. Pomagaj±c mi wysi±¶æ z samochodu chwyta³ mnie za rêkê i ju¿ jej nie puszcza³.
Pó¼niej…im czê¶ciej go unika³am, tym stawa³ siê gwa³towniejszy. Im bardziej siê przed nim zamyka³am, tym g³êbiej siê wdziera³. Zna³ mnie przecie¿ jak nikt inny. By³ przy mnie tak d³ugo i czy tego chcia³am, czy nie, da³am mu to, czego tak bardzo potrzebowa³…moje zaufanie. Ale to mu wci±¿ nie wystarcza³o. On chcia³…chcia³ byæ jedyny i najwa¿niejszy. Kiedy tego nie dosta³…wzi±³ to sam…
Tamtej nocy nie pada³ deszcz. By³am sama a on by³ bardzo silny…
Kiedy le¿a³am w szpitalu, policja przez kilka dni bada³a miejsce zbrodni. Jego cia³o przewieziono do miejscowej kostnicy, gdzie rozpozna³o go kilka innych kobiet. Nie by³am jedyna. Dwie z nich zosta³y jego ofiarami podczas naszej znajomo¶ci; wtedy, gdy by³ przy mnie, gdy ufa³am mu najbardziej…
Nie pamiêtam momentu, gdy zada³am pierwszy cios. Nawet teraz widzê to jak za mg³±. Pamiêtam tylko krew. Pamiêtam, ¿e by³am ca³a we krwi. Moja krew p³yn±ca z ran, jakie mi zada³, zmiesza³a siê z jego… Ta krew ¶ni mi siê najczê¶ciej.
Je¶li jeszcze czego¶ w ¿yciu pragnê, to…nauczyæ siê ¿yæ na nowo.
Anna |