Anioly i ziemniaki
| Data publikacji: 14-08-2007 Autor:Aisa Kategoria:Opowiadania Ods³on:3682 |
Anio³y i Ziemniaki
Rok pañski 2006, gdzie¶ okolice kwietnia
Gdzie¶ w przestrzeni kosmicznej, w oparach mg³y, ¶wiaty tradycyjnie i od tysi±cleci przenika³y siê wzajemnie. Na pozór przeciwstawne sobie potrafi³y wspaniale kooperowaæ. Byæ mo¿e z pewnymi b³êdami, ale zawsze siê stara³y. Typowo materialny ¶wiat czêsto zaprasza³ w swe progi równoleg³ych wspó³braci. Czê¶ciowo dla rozrywki, czê¶ciowo dla eksperymentów poznawa³y siebie. ¦wiaty by³y ciekawe… Kto koordynowa³ te zabawy to ju¿ zupe³nie inna historia i ca³kiem rozs±dnie by³oby nie zadawaæ pytañ.
W³a¶nie w jednym z takich ¶wiatów, ¶wietlistym i duchowym dwie prze¼roczyste istoty wpad³y na siebie. Czy to zderzenie spowodowa³o zamianê ¶wiata duchowego w materialny, czy za sztuczkê tê ponosi³ odpowiedzialno¶æ kto inny, niewiadomo, do¶æ, ¿e oba osobniki znalaz³y siê nagle w szarym i przyt³aczaj±cym otoczeniu.
- to jaki¶ koszmar! – krzyknê³a pierwsza staraj±c siê z³o¿yæ skrzyd³a
- nie, to Polska – odpar³a postaæ bez skrzyde³.
- te¿ zosta³e¶ tu przydzielony?- spyta³ skrzydlaty aspirant na anio³a.
- Có¿ za pytanie? A nie widaæ mnie?
- po³owicznie, trochê jeste¶ prze¼roczysty.
- przygania³ kocio³....., zreszt± ty te¿, a jak niby ma wygl±daæ istota duchowa, dyskretnie pomagaj±ca cz³owiekowi?
- Ej¿e nie masz skrzyde³!
- s± niepraktyczne, zrezygnowa³em. Za du¿e pr±dy energetyczne powstaj± przy przemieszczaniu siê z miejsca na miejsce.
- hmmm – Skrzydlaty nie powiedzia³ nic, za to bardzo wyra¼nie i intensywnie zacz±³ nad czym¶ rozmy¶laæ. Po chwili po prostu zmieni³ temat - Zamierzasz zostaæ Anio³em?
- nie wiem, my¶la³em, ¿e dam radê, ale po tym przydzieleniu do pomocy, to ju¿ sam nie wiem. Niby taki by³ warunek, ¿e jak siê ni± zajmê, to mogê aspirowaæ wy¿ej. W³a¶ciwie to jestem ju¿ w po³owie Anio³em. A teraz jestem Stró¿em
- Co ty powiesz? – pad³o ironicznie wypowiedziane pytanie – a kim ty siê tak opiekujesz, ¿e jak by¶ móg³, to by¶ osiwia³ ze zmartwienia?
- na szczê¶cie nie mogê, przywilej anielski – odci±³ siê Stró¿ – to Cecylia ognistoch³odna – doda³
- co? – Skrzydlaty oniemia³ z wra¿enia – i ty siê zgodzi³e¶? To ta, co j± wiecznie nosi, na miejscu nie mo¿e usiedzieæ. To najtrudniejsza robota. Cz³owieku!...... tego, no… ch³opie...., tfu… - nie wiadomo jak siê zwracaæ do rozmówcy. W koñcu jeszcze nie anio³, a ju¿ nie cz³owiek.
- masz racjê – powiedzia³ smutno Stró¿ jakby czytaj±c w my¶lach. - Ju¿ nie cz³owiek, anio³ te¿ nie, zupe³nie jak kundel, który nigdzie nie nale¿y… - ale ‘ch³opie’ mo¿e byæ – rozja¶ni³ siê z u¶miechem – wiesz, by³em mê¿czyzn± – wyzna³ konspiracyjnym szeptem.
- ja te¿, ale…. Pozwolili ci…. No wiesz… zachowaæ… ? – pytanie wyra¿a³o zdumienie.
- pozwolili – Ledwo s³yszalnie pad³a odpowied¼.
- cholera – wrzasn±³ Skrzydlaty
- cicho, nie przeklinaj, bo odejmuj± punkty
- a czort ich… najwa¿niejsze ju¿ mi odjêli.
- jak to?
- nic, nic, muszê i¶æ
- poczekaj, to siê da za³atwiæ, nie pytali ciê na pocz±tku?
- no pytali, ale nie mia³em odwagi powiedzieæ, my¶la³em, ¿e wszystkich pozbawiaj± p³ci. A tobie pozwolili?
- no wiesz, dla mnie to jak zachowanie resztek godno¶ci w obliczu ¶mierci – wyzna³ Stró¿
- Ta…
- no a kim ty siê opiekujesz? – spyta³ Stró¿
- a, kaszka z mleczkiem! – rozchmurzy³ siê Skrzydlaty – Aldon± Bogobojn±. Starsza pani, ponad sze¶ædziesiêcioletnia, dziarsko biega do ko¶cio³a. Codziennie wyobra¼ sobie! Nie rozumiem do tej pory co takiego interesuj±cego jest w ko¶cio³ach. Nie ma z ni± problemu, maniakalnie wierz±ca w swoje pojêcie Boga. Trochê straszy otoczenie surowym Bogiem. Widocznie naczyta³a siê za du¿o Starego Testamentu.
- a potem, to ju¿ bêdziesz Anio³em?
- nie wiem, ale ponoæ mam szansê. Zaraz po ¶mierci przyszed³ do mnie taki jeden, te¿ prze¼roczysty, ale ¶wieci³ jak jasna cholera… to sobie pomy¶la³em, ¿e te¿ bym chcia³ byæ taki szlachetny. Poza tym powiem ci, ¿e z pocz±tku nie wiedzia³em, czy to kobieta czy facet. ¦wieci³ siê jak ¿arówka, a nie wypada³o pytaæ, mo¿e to sam Bóg by³, pomy¶la³em. Ale nie, gdzie by Bóg przychodzi³ po takiego jak ja. Ja to sobie po¿y³em, wszystko mia³em, domy, samochody, kobiety, wszystko! Ale nic mi nie pozwolili zabraæ. Najpierw chcia³em zabraæ trochê kobiet. Przyszed³em do kilku, ale one by³y ¶lepe, nie mog³y mnie zobaczyæ. A jedna siê czego¶ przestraszy³a i zaczê³a wrzeszczeæ. Ju¿ my¶la³em, ¿e mnie zobaczy³a, ale jej ch³opak jej udowodni³, ¿e nie ma nikogo. Nigdy nie lubi³em tego go¶cia… no a potem odebrali mi wszystko…. A niech ich… - dokoñczy³ pogr±¿aj±c siê w coraz wiêkszym smutku.
- mówiê ci lepiej nie przeklinaj – przestraszy³ siê Stró¿ i niespokojnie rozejrza³ wokó³ – bo nas jeszcze zdegraduj±.
- a to mo¿na jeszcze ni¿ej?
- cicho, tak sobie gadam,
- cholera nie mo¿ecie ciszej? – niedoszli Anio³owie drgnêli na d¼wiêk wyra¼nie kobiecego g³osu. Pytaj±co spojrzeli na siebie.
- to Cecylia – szepn±³ Stró¿ zdziwiony.
- to ona nas s³yszy?
- nie powinna! - Oburzy³ siê Stró¿ i klasn±³ w d³onie, a Cecylia siê obudzi³a.
- co do cholery! – usiad³a na ³ó¿ku w pe³ni przebudzona i nieco zdezorientowana, jakby kto¶ nagle klepn±³ j± po ramieniu, ale w pokoju nie by³o nikogo.
- Muszê siê zaj±æ Cecyli±. Obudzi³a siê i teraz ju¿ pewnie bêdzie skaranie boskie.
- wspó³czujê, co¶ nieco¶ s³ysza³em, nikt nie chcia³ siê ni± opiekowaæ. Wiesz kim ona by³a? Ona siê magi± zajmowa³a – na prze¼roczystej twarzy Skrzydlatego malowa³o siê prawdziwe przera¿enie i obrzydzenie. – do tego ró¿nymi rodzajami: seksualn± te¿ – tu ju¿ jego oblicze wyra¿a³o bardziej zaciekawienie i entuzjazm ni¿ potêpienie.
- nic nowego mi nie mówisz – spokojnie odpar³ Stró¿ – w tym wcieleniu te¿ sobie nie¼le radzi, chocia¿ na³o¿yli jej taki ciê¿ar, ¿e sam siê dziwiê jak ona tym porusza. W³a¶ciwie to j± lubiê - wyzna³ ciep³o.
- uwa¿aj, tylko siê nie zakochaj – powiedzia³ Skrzydlaty z pogardliwym u¶mieszkiem
- Anio³owie nie maj± takich uczuæ – obruszy³ siê Stró¿
- Ale ty jeszcze nie jeste¶ Anio³em – pozwoli³ sobie zauwa¿yæ Skrzydlaty– ale , ale czy ona nas widzia³a? Spojrza³a na nas! Tak, sam widzia³em.
- wydawa³o ci siê – zaprzeczy³ Stró¿
- s³ysza³a nas na pewno!
- nie s³ysza³a – uspakaja³ Stró¿ bardziej siebie ni¿ Skrzydlatego. Wiedzia³ bowiem, ¿e to niedopuszczalne i jeden z warunków umowy: podopieczna nie widzi opiekuna i nie s³yszy go. Je¶li jest inaczej, zostaj± podjête odpowiednie kroki, naprawiaj±ce tê sytuacjê. Stró¿ nie chcia³ niczego naprawiaæ i zmieniaæ z sobie wiadomych powodów. – to by³ przypadek – doda³ na wszelki wypadek.
Aspirant na Anio³a by³ kiedy¶ wojownikiem, japoñskim mistrzem walki znaj±cym nie tylko tajniki sztuk walki… By³o to kilka epok wcze¶niej, teraz równie¿ nie pró¿nowa³, lecz nie bardzo przekonany by³ do wstêpowania w kr±g hierarchii anielskich. Kiedy¶ mia³ imiê, proste i ostre w wymowie, krótkie, ale to imiê zosta³o zapomniane. Ju¿ wtedy, kiedy ¿y³ spotka³ sw± obecn± podopieczn±, lecz zbli¿enie siê do niej wówczas by³o niemo¿liwe. Nie pochwala³ jej zajêæ. By³a zbyt dumna i okrutnie silna, bardzo egoistyczna, a jej sprawki uznawane by³y jako ciemne. Mroczna to by³a postaæ, krocz±ca w cieniu, któremu rozkazywa³a. Ale dla niego by³a piêkna. Lubi³ j± obserwowaæ, tylko, ¿e z daleka. Pozna³ te¿ jej s³abo¶ci, co czyni³o j± tylko bardziej ludzk± i dawa³o nik³± nadziejê na przysz³o¶æ, ¿e bêdzie móg³ siê ujawniæ. Obecny Stró¿ ju¿ wtedy bowiem pokocha³ dzisiejsz± Cecyliê, a mi³o¶æ ta nie zosta³a zapomniana. Mi³o¶æ ta by³a bardzo stonowana i kontrolowana. Je¶li mi³o¶æ mo¿e byæ m±dra, to ta by³a. By³a te¿ prawie bezwarunkowa. Z jego strony bi³a kontrolowana têsknota. Ona emanowa³a ogromn± samotno¶ci±. Ale on bardzo uwa¿a³, by siê nie zdradziæ. Pozna³ j± wystarczaj±co dobrze, by przewidzieæ jej reakcjê. A on nie chcia³ z ni± walczyæ, co ona z pewno¶ci± by sprowokowa³a. Kiedy by³ w pobli¿u czuwa³ nad ni±. Czasem okrywa³ j± p³aszczem, gdy usnê³a gdzie¶ na wzgórzu wycieñczona manipuluj±c pogod±. Kto j± tego nauczy³? To by³a mistyczna wiedza, nieujawniona nawet najznamienitszym uczniom jego klasztoru. Czy wiedzia³a jakie s± konsekwencje? Mieszka³a sama, w grocie w górach. Rzadko schodzi³a do wioski, a i ludzie siê jej bali, wiêc i ona nie czu³a siê tam bezpieczna.
Z zamy¶lenia wyrwa³a Stró¿a wpatruj±ca siê w niego Cecylia, która postanowi³a spaæ dalej i teraz w ¶nie widzia³a obu niedosz³ych anio³ów.
- Debile – powiedzia³a cicho, ale raczej bez przekonania. Oboje bardzo siê obruszyli.
- Jak ¶miesz, nie wolno ci przeklinaæ wys³anników anielskich – zaoponowa³ Stró¿
- Bo co? – spyta³a Cecylia
- Bo… Bo ci poka¿emy? – Skrzydlaty wkroczy³ w wyra¼nie bojowy nastrój.
- Co mi poka¿ecie? Z tego co s³ysza³am, to jeden z was nie bardzo ma ju¿ co pokazywaæ.
Skrzydlaty zarumieni³ siê barw± anielsk±, nieco prze¼roczyst± i pogrozi³:
- Poskar¿ê siê na ciebie.
Sytuacja zmierza³a w kierunku niepowo³anym wed³ug Stró¿a, zatem i on siê wtr±ci³:
- no, no, tylko spokojnie, ona nerwowa jest. Ja siê tym zajmê – stara³ siê zadowoliæ kompana. – Ty siê lepiej zajmij… wiesz czym… - znacz±co popatrzy³, a Skrzydlaty jako¶ szybko zrozumia³, bo rozp³yn±³ siê w powietrzu.
- Nie wolno ci mnie s³yszeæ – zwróci³ siê teraz do Cecylii niczym instruktor nauki jazdy podczas pierwszej lekcji.
- Za to ty mnie mo¿esz, a ja lubiê sobie pogadaæ. – powiedzia³a zaczepnie Cecylia po czym doda³a nieco ³agodniej – pójd¼my na kompromis, mo¿emy udawaæ, ¿e siê nie s³yszymy i nie widzimy.
- no… - Stró¿ wyra¼nie siê zastanawia³, zbyt d³ugo czeka³ na kontakt z Cecyli±, wiekami mu to nie wychodzi³o, zatem teraz mia³by straciæ tak± okazjê? – wystarczy jak bêdziemy udawaæ przed innymi.
- Dobra, stoi – zgodzi³a siê Cecylia
- Co stoi? – zaniepokoi³ siê Stró¿ i nerwowo rozejrza³ wokó³. Czy¿by Skrzydlaty ju¿ wróci³…
- no, umowa, ¿e siê zgadzamy – wyt³umaczy³a zdezorientowana Cecylia, ale na wszelki wypadek te¿ siê rozejrza³a.
- a, to – odetchn±³ Stró¿.
*****
Skrzydlaty zmierza³ ku ¶wiat³u. To proste, kierowa³ siê wprost do centrum o¶lepiaj±cej plamy, rozpostartej gdzie¶ w przestrzeni kosmicznej.
Wyrazi³ my¶l± chêæ spotkania z zwierzchnikiem i oczekiwa³ natychmiastowej reakcji niebios. W³a¶ciwie to by³ z³y i czu³ siê oszukany. Jak oni mogli? Wtem pojawi³a siê ¶wietlista postaæ, ciep³o siê u¶miechaj±c na powitanie. Skrzydlaty odebra³ to jako sarkastyczny grymas na ja¶niej±cej, prze¼roczystej twarzy.
- dobra, dobra, nie udawaj sympatycznego go¶cia, oszukali¶cie mnie – wyp³yn±³ z niego skondensowany ¿al.
- A co chodzi? – w pytaniu tym s³ychaæ by³o wiele troski.
- Odebrali¶cie mi….. moj± godno¶æ.
- a, o to chodzi – u¶miechn±³ siê szerzej Wys³annik ¦wiat³a w poczuciu ulgi, ze rozumie ¶miertelnika, co raczej czêsto sprawia³o mu k³opot. – My¶la³em, ¿e tego chcia³e¶, sam wyrazi³e¶ tak± wolê.
- To teraz moj± wol± jest to odzyskaæ.
- Jak sobie ¿yczysz…
- E.., naprawdê? To mo¿liwe?
- raczej tak, sprawd¼ sam.
Skrzydlaty odwróci³ siê nieco ty³em do rozmówcy i czym prêdzej sprawdzi³.
- Czy teraz jeste¶ zadowolony? – spyta³ Wys³annik, staraj±c siê, by wszystko by³o na miejscu tak jak za ¿ycia jego podopiecznego.
- no… tego…. W³a¶ciwie to nie wiem jak to powiedzieæ… no czy…. Czy móg³bym mieæ jeszcze jedn± pro¶bê?
- Na pewno tak, pró¶b mo¿na mieæ, wiele – dyplomatycznie odpar³ Wys³annik
- chodzi mi o… rozmiar, no wiesz… trochê wiêkszy
- to równie¿ jest do zrobienia…
Skrzydlaty wyra¼nie uradowany poszed³ szukaæ Aspiranta, a Wys³annik ¦wiat³a wróci³ do swojej pracy, kompletnie nie rozumiej±c jak mo¿na nadawaæ takie znaczenie rzeczy, która praktycznie jest martwa.
- Uwa¿aj, Skrzydlaty wraca, pamiêtaj, ¿e nie s³yszysz nas
- dobra, dobra, a mogê patrzeæ?
- udawaj , ¿e nie widzisz.
- to bêdê zerkaæ – Cecylia odwróci³a siê od anielskich aspirantów, ale nie kompletnie.
- No witam, witam szanownego Stró¿a, jestem teraz stuprocentowym mê¿czyzn±.
- Czy¿by? – pow±tpiewa³ Stró¿
- W zaufaniu ci powiem, ¿e nawet zyska³em nieco wiêcej – szaleñcza satysfakcja malowa³a siê na obliczu Skrzydlatego.
- Ach tak? A co ci to daje, ¿e nast±pi³a taka zmiana w samopoczuciu. Pamiêtaj, ¿e jeste¶ martwy i niewidoczny dla wiêkszo¶ci ludzi. Bêdziesz uprawia³ duchowy ekshibicjonizm czy jak ?
- Wiesz, co? Ty to prawie ka¿d± rado¶æ potrafisz zepsuæ. Daj siê nacieszyæ. O tych innych sprawach, pomy¶lê potem.
- niech ci bêdzie… - zrezygnowa³ Stró¿
- a wiesz co? czy mi siê wydaje, czy Cecylia na nas patrzy?
- wydaje ci siê – to stwierdzenie wyra¿one zosta³o zbyt szybko, za to ostatnio do¶æ czêsto zaczyna³o byæ maniakalnie powtarzane.
- Chod¼my st±d, czas na chwilê przerwy dla nas. - Niedoszli anio³owie siê oddalili, a Cecylia nieznacznie u¶miechnê³a siê we ¶nie.
W prze¼roczystej g³owie Skrzydlatego zacz±³ siê kszta³towaæ pewien plan. W umy¶le Cecylii rozbudzi³a siê pewna ciekawo¶æ…
*********************
Spa³a snem zwyczajnym, ziemskim. Nagle odczu³a tak znajome nieprzyjemne odczucie ciê¿ko¶ci w³asnego cia³a, otworzy³a oczy i rozejrza³a siê po pokoju. Zobaczy³a ¶wiec±cego mê¿czyznê, który z anielskim u¶miechem na twarzy zabawia³ siê swoj± mêsko¶ci±.
- Co za okaz – my¶l przemknê³a szybko – i ¶wieci. Jeszcze czego¶ takiego nie ogl±da³am
- Widzisz mnie? – powiedzia³ Skrzydlaty z nadziej±
- O tak! – przytaknê³a
- Jestem twoim Stró¿em – przedstawi³ siê, niepewnie rozgl±daj±c wokó³, ale w³a¶ciwy Stró¿ naprawdê gdzie¶ znikn±³.
- A pewnie! – przytaknê³a zadowolona, nie zwracaj±c uwagi, ¿e w³a¶nie sk³ama³. By³a przyzwyczajona, ¿e mê¿czy¼ni k³ami±, a temu widaæ nawyki ziemski zbyt mocno wesz³y w krew za ¿ycia i teraz mu co nieco zosta³o – Podejd¼ bli¿ej - zachêca³a. Skrzydlaty sprawia³ wra¿enie nieco wystraszonego, Cecylia wrêcz przeciwnie.
- Mogê dotkn±æ? – spyta³a raczej z grzeczno¶ci, bo jej rêka ju¿ siêga³a w jednym kierunku. Mêsko¶æ przysz³ego anio³a jeszcze bardziej siê wyprê¿y³a pod wp³ywem dotyku, a jej w³a¶ciciel westchn±³. Znów z niepokojem rozejrza³ siê wokó³.
Nie powinienem czuæ tego, co czujê, dociera³o do niego powoli. Ale to czujê. Jak mi dobrze, lepiej ni¿ za ¿ycia, przymkn±³ swe anielskie powieki.
Nag³y d¼wiêk telefonu przerwa³ te igraszki. Pó³ przytomna Cecylia usiad³a na ³ó¿ku i podnios³a s³uchawkê.
- Pomy³ka – powiedzia³a po kilku sekundach wyra¼nie rozczarowana.
- no nie! , a tak dobrze sz³o… - Skrzydlaty oddala³ siê do swojej podopiecznej czym prêdzej. W koñcu on te¿ jeszcze mia³ obowi±zki. – znów bêdê siê nudzi³ w tym ko¶ciele – rozmy¶la³ – ile razy mo¿na ogl±daæ to samo…
Pani Aldona siedzia³a w pierwszym rzêdzie jednego w warszawskich ko¶cio³ów i modli³a siê z pasj±. Czy to zbytnie podniecenie czy te¿ s³abe serce Aldony, Skrzydlaty nie wiedzia³. Dowiedzia³ siê natomiast jak wygl±da opuszczanie cia³a w tempie ekspresowym. W ogromnym szoku sta³ i nie reagowa³. Wys³annik ¦wiat³a pojawi³ siê natychmiast jakby przygotowany na tê okoliczno¶æ.
- spokojnie – Wys³annik ¦wiat³a - najpierw zwróci³ siê do przysz³ego anio³a – przecie¿ ju¿ to przechodzi³e¶
- no tak, ale jeszcze tego nie ogl±da³em
Aldona sta³a obok wpatruj±c siê w Wys³annika ze szczerym uwielbieniem.
- czy to ty Bo¿e? – spyta³a
- niezupe³nie – jak zwykle odpowied¼ by³a dyplomatyczna
- jak to? – uwielbienie szybko zniknê³o z oblicza Aldony. – gdzie jest Bóg? – ¿±da³a odpowiedzi.
- … e… no.. Bóg oczekuje ciebie – odpar³ Wys³annik - jestem jego przedstawicielem - usi³owa³ siê przedstawiæ.
- a co mnie obchodzi jaki¶ przedstawiciel – ja do Boga siê modli³am ca³e ¿ycie to czego¶ od niego oczekujê nie? – Aldona okaza³a siê osob± konkretn± i jak siê okaza³o w swej dewocji mia³a ¶ci¶le okre¶lony interes.
- a to jest twój Anio³ Stró¿, który by³ przy tobie przez ca³e twoje ¿ycie – niezra¿ony Wys³annik – wyja¶nia³ dalej jak siê rzeczy maj±, je¶li ju¿ jakkolwiek.
- ty draniu! – Aldona ruszy³a w kierunku Skrzydlatego, zamachnê³a siê rêk± i z ca³ej si³y uderzy³a. Jej rêka g³adko przesz³a przez prze¼roczystego Skrzydlatego, który i tak z przera¿eniem odskoczy³.
- mówi³em, ¿e to wariatka! – krzykn±³
- spokojnie – tylko Wys³annik nerw nie utraci³, z prostej przyczyny, takowych nie posiada³. – nie czas na k³ótnie teraz. Aldono Bogobojna, chcia³em ciê powiadomiæ, ¿e w³a¶nie umar³a¶. Od tej pory cokolwiek zrobisz i uczynisz zostanie wziête pod uwagê na s±dzie Trójcy ¦wiêtej. A teraz pod±¿aj za mn± w stronê ¶wiat³a. – Wys³annik odwróci³ siê i powoli zacz±³ i¶æ. Aldona niepewnie spojrza³a na Skrzydlatego, który pokaza³ jej jêzyk.
- On pokaza³ mi jêzyk – krzyknê³a graj±c na zw³okê i pilnie rozgl±daj±c siê czy nie ma drogi ucieczki. Jako¶ nie kwapi³a siê do uczestniczenia w s±dach. Za ¿ycia zbyt czêsto siê procesowa³a z s±siadkami w s³usznej wed³ug niej sprawie, a znajomy sêdzia przes±dza³ wynik rozpraw na jej korzy¶æ. Sporo zreszt± na tym zarobi³a. Wiedzia³a zatem jak s±dy wygl±daj±, a jako¶ nie mog³a sobie przypomnieæ, by zna³a kogo¶ w niebiañskich krêgach.
- Skrzydlaty – Wys³annik odwróci³ siê i gro¼nie spojrza³ na podopiecznego – upominam ciê! – Skrzydlaty pokornie z³o¿y³ skrzyd³a i przybra³ niewinne oblicze.
- gdzie¶ ty by³ jak mi m±¿ z domu uciek³? – dopytywa³a siê teraz Aldona. Polaz³ z jak±¶ kurw±! I nie wróci³, a tyle siê modli³am, ¿eby psia maæ j± wziê³a – Aldona wylewa³a swój ¿al.
- Aldono, upominam i ciebie – grzmia³ teraz Wys³annik, bo sytuacja powoli wydawa³a siê wymykaæ spod jego kontroli.
- A se upominaj! – krzycza³a Aldona – ja dobrze ¿y³am, inni mi chcieli zaszkodziæ, ale ja siê nie dam. Ja do Boga siê codziennie modli³am i co? Gdzie on jest? Gówno mi z tego przysz³o
- Nie przeklinaj – Wys³annik upomina³
- bo co? Bêdê! Co mi zrobisz? - Kur.. kut… pierd…. – zaczê³a wariacjê ³aciñsk±
- bo dost±pisz degradacji – pogrozi³ Wys³annik - chcia³em ci przypomnieæ, ¿e nadal jeste¶my w ko¶ciele – próbowa³ odwo³aæ siê do jej uczuæ religijnych.
- pó³ ¿ycia tu spêdzi³am i co mi z tego przysz³o?
- no, modli³a¶ siê – podpowiedzia³ Skrzydlaty – to chwalebne – doda³ na pocieszenie, bo jako by³y cz³owiek doskonale rozumia³ punkt widzenia Aldony. Samemu trudno by³o mu zostawiæ domy, samochody, kochanki, które nawiedza³ po nocach, bo tak bardzo nie chcia³ odej¶æ. Zostawiaæ takie ¿ycie? No Aldona na co¶ liczy³a widocznie za ¿ycia, a wraz ze ¶mierci± okaza³o siê pewnie, ¿e siê przeliczy³a.
- pewnie, ¿e siê modli³am, ale o co¶, dla samych mod³ów do ko¶cio³a nie biega³am. Spadek po kochanku siê szykowa³, wszystko mi zapisa³, zszed³ tydzieñ temu, dziêkowa³am dzisiaj, bogata od tygodnia by³am, cholernie bogata, a tu takie zej¶cie nagle. Najpierw my¶la³am, ¿e o¶wiecenia dozna³am z tej modlitwy, ale widzê, ¿e cia³o mi tam le¿y i zwyczajnie zesz³am! – jej frustracja siêga³a granic wytrzyma³o¶ci. – gdzie¶ by³ draniu? Powtarzam
- a sk±d ja mog³em wiedzieæ, dobrze ci sz³o – broni³ siê Skrzydlaty. Taka bogobojna siê wydawa³a¶
- pozory myl± – wtr±ci³ siê Wys³annik – a teraz czas na s±d
- ja nie chcê s±dów, ja chcê moj± kasê – ³ka³a Aldona
- to nie by³a twoja kasa – stara³ siê ¶wiadomo¶æ Wys³annik
- ale mog³aby byæ moja – Aldona rozumowa³a inaczej – co oni tam robi± na tym s±dzie – spyta³a nagle przypomniawszy sobie, ¿e ¶mieræ to nie koniec
- nic – odpar³ Wys³annik, a Skrzydlaty zacz±³ nagle siê pociæ prze¼roczystymi kropelkami. – u¶wiadamiaj±.
- jak to? – dopytywa³a siê
- sama zobaczysz, faktem ³agodz±cym jest, ¿e rodzina denata poda³a ci truciznê. W³a¶nie dlatego twoje zej¶cie do przypadkowych nie nale¿a³o..
- a to moczymordy! – ¿achnê³a siê Aldona - jak oni mogli, a ja tak o nich dba³am, nieba bym im przychyli³a, ka¿dym siê interesowa³am
- o nie w±tpiê, ale w moim raporcie pe³no by³o intryg i plotek
- to nie prawda, ja chcia³am dobrze! Dobra by³am !!! prawda? Czy ja by³am dobra – Aldona poczu³a siê nagle mniej pewnie i usilnie szuka³a potwierdzenia dla swego dobrze prze¿ytego ¿ycia.
- stara³a¶ siê – Wys³annik znów okaza³ siê mistrzem dyplomacji – a teraz je¶li pozwolisz, chod¼my ju¿.
Aldona powoli ruszy³a za Wys³annikiem.
- A co ze mn±? – spyta³ Skrzydlaty, który spe³ni³ ju¿ swoje zadanie.
- na razie pomó¿ Stró¿owi czasem. Wydaje siê, ¿e bêdzie potrzebowa³ pomocy, ale nieoficjalnie, pomagaj dyskretnie, to bardzo ambitny przysz³y anio³ i dobrze siê zapowiada.
Zadowolony Skrzydlaty wirowa³ w ¶wiecie duchowym. Teraz bêdzie ciekawiej, rozmy¶la³. Jednak ¿al mu siê zrobi³o Aldony. Postanowi³ zapytaæ siê o ni±. Dopiero po ¶mierci móg³ j± poznaæ i przekonaæ siê jak barwna to by³a postaæ. Nagle zrozumia³ czemu to on mia³ siê ni± zajmowaæ. ¯al mu by³o Aldony. Jej przypadek nagle wyda³ mu siê bliski temu co on przechodzi³ i dopiero teraz zatêskni³ za ni±. Jak móg³ tak ma³o uwagi jej po¶wiêciæ. No có¿, przecie¿ nie wiedzia³, ¿e ona mia³a tak interesuj±ce ¿ycie. No i ¿e mia³a osobowo¶æ, uczucia, cele i pragnienia. Wydawa³o siê, ¿e ona tylko siê modli… Spryciara, nie¼le go oszuka³a…
***********************************************8
Rok pañski 2006 wrzesieñ, Holandia
Pi±tek 8 wrzesieñ
Cecylia siedzia³a przy stoliku w jednej z leidenowskich knajpek. By³a przera¿ona i zasmucona swoj± sytuacj± ¿yciow±, usi³owaniem osiedlenia siê w Holandii i szukaniem pracy, które dawa³o ma³o efektów. Zrobi³a ju¿ co mog³a, zrobi³a wiele, wszêdzie spotyka³a siê z odmow±, b±d¼ wstrzymaniem decyzji. By nie poddaæ siê czarnym my¶lom pisa³a afirmacje. Wedle zasady: co ukryjesz, przepadnie na wieki, stara³a siê nie przyznawaæ przed sob± sam±, ¿e jest ¼le, a zapowiada siê gorzej. Ale pod¶wiadomo¶æ g³upia nie by³a. Cecylia chcia³a dobrze, ale pod¶wiadomo¶æ nie chcia³a.
Cecyliowy Anio³ Stró¿ siedzia³ naprzeciwko, ale ona go nie dostrzega³a. Jak zwykle patrzy³ na ni± z trosk±, uwag± i mi³o¶ci±. Te fale mi³o¶ci wysy³a³ zapamiêtale ostatnio, bo chcia³ pomóc, co Cecylia odczuwa³a jako dziwne drgania gdzie¶ w okolicy serca i wszechogarniaj±c± ochotê na p³acz oraz têsknotê za przyjacielem, któremu mog³aby siê rzuciæ w ramiona i tak pozostaæ.
Obok Stró¿a przysiad³ siê Skrzydlaty
- gdzie jeste¶my? – spyta³ dla lepszej orientacji przestrzenno – ¶wiatowej
- ziemia – Europa, Holandia, Leiden
- aha, spoko toæ kapujê, ¿e zmiana zasz³a i na Holandiê ciê wyrzuci³o. Tylko kilka godzin temu by³ Rijnsburg
- to jeszcze bêdzie, i bêdzie Haga i Amsterdam, a jutro Rotterdam
- dobra, i tak trafie, nie potrzebujê nawet mapy
- to co siê durnie pytasz
- dla podtrzymania konwersacji… Jak my¶lisz – Skrzydlaty zmieni³ temat – da³oby siê j± jako¶ roz¶mieszyæ
- nie bardzo, zobacz, ³zy jej siê cisn± do oczu, spogl±da nieco w górê by sobie nie rykn±æ zdrowo. To sumie nie naj³atwiejszy okres w jej ¿yciu – Stró¿ komentowa³ ¿ycie Cecylii – du¿e ryzyko i ogromny znak zapytania. Moje zadanie to pomóc, by wyl±dowa³a w miarê miêkko, tylko, ¿e to bêdzie awaryjne l±dowanie. – Stró¿ zamilk³, a Skrzydlaty ju¿ dawno przesta³ s³uchaæ, bo jego uwagê przyci±gnê³o co innego.
- Ty debilu – wolno powiedzia³ Stró¿ kiedy zorientowa³ siê co robi Skrzydlaty
- no co? – obruszy³ siê tamten nie przestaj±c zabawiaæ siê swoim narzêdziem godno¶ci, uzyskanym stosunkowo niedawno od w³adz anielskich – odk±d mi zwrócili mêsko¶æ i to taki rozmiar, to chyba mi wolno, wiedzieli chyba co robi± – doda³ na swoje usprawiedliwienie. – co mam na pó³kê od³o¿yæ czy co?
- robisz to publicznie! – Stró¿ oskar¿ycielsko zmarszczy³ brew
- spoko, nikt nie widzi
- ja widzê!
- i wcale mnie to nie cieszy, gdyby¶ chocia¿ by³ kobiet±
- oni tam w górze kompletnie nie kontroluj± kogo bior± w swe krêgi anielskie – skomentowa³ Stró¿
- kompletnie! – potwierdzi³ Skrzydlaty wzdychaj±c cicho.
Nie¶wiadoma niczego Cecylia cicho p³aka³a pisz±c swoje afirmacje, Stró¿ siê z³o¶ci³, a Skrzydlaty nie przerywa³ raz podjêtej akcji.
- zobaczmy, mo¿e Cecylia zwróci uwagê i siê ucieszy – Skrzydlaty nieopatrznie wtargn±³ na grunt ¶liski niczym lód i niebiañsko niebezpieczny – zawsze j± to cieszy³o… - urwa³ i umilk³. Niestety zbyt pó¼no zda³ sobie sprawê z tego, ¿e powiedzia³ o kilka s³ów za du¿o.
- co¶ powiedzia³? – Stró¿ by³ ju¿ bardzo z³y, a teraz jeszcze do sprawy w³±czy³o siê jak¿e ludzkie uczucie, a na imiê mu by³o zazdro¶æ. – jak to cieszy³o? Cecylia jest moja…. moj± podopieczn± – poprawi³ siê szybko
- no tak – przytakn±³ Skrzydlaty – moja podopieczna odesz³a w spokoju, mo¿e niezupe³nym i chwale bo¿ej, te¿ niezupe³nie. Jaka to ¶wiêta osoba by³a… - oddycha³ coraz ciê¿ej, posapywa³ coraz g³o¶niej – o tak – mówi³ przeci±gle – a¿ strach o seksie by³o pomy¶leæ przy niej. Oooooo Panie! ¦wieæ… - trysnê³o, a Skrzydlaty przymkn±³ swe anielskie powieki
- ty kretynie , zachlapa³e¶ stolik
- jakbym nie chcia³ , to bym nie zachlapa³. A jakie to ma znaczenie.
Stró¿ ponownie spogl±da³ gro¼nie. Napiêcie pomiêdzy dwoma anio³ami osi±gnê³o punkt, którego przekroczenie grozi³o bijatyk±. Do bijatyki nie dosz³o, bo Cecylia nagle roze¶mia³a siê dziko i bezg³o¶nie. Chwilê potem zamy¶lenie i smutek ponownie zago¶ci³y na jej twarzy.
- widzia³e¶? - Skrzydlaty nie dawa³ za wygran± – widzia³a to!
- gówno widzia³a – zaoponowa³ Stró¿
- no gówna to ja nie zrobi³em – ¿achn±³ siê Skrzydlaty – ona nie taka ¶lepa jak wiêkszo¶æ, ona widzi
- nie widzi
O ma³o znów nie dosz³oby do coraz czêstszych ju¿ k³ótni pomiêdzy przysz³ymi anio³ami, gdyby nie Cecylia, która unios³a g³owê i spojrza³a wprost na swojego Stró¿a
- to jednak tu siedzisz ze mn± – jej my¶l zosta³a podchwycona natychmiast
- tak oczywi¶cie – spogl±da³ na ni± z ogromem mi³o¶ci nie tylko czysto anielskiej – dotkn±³ Cecyliowego ramienia i równie telepatycznie spyta³
- czy ty go naprawdê widzisz? – doskonale wiedzia³, ¿e tak, ale nadziejê mo¿na mieæ zawsze
- tylko czasami – odpar³a Cecylia zgodnie z prawd±, lecz nad u¶miechem zapanowaæ nie potrafi³a
- widzisz, widzisz – wtr±ci³ siê Skrzydlaty, bo ju¿ i tak za du¿o powiedzia³, a te¿ chcia³ byæ dostrzegany. Mówi³em, ¿e to nie debilka, a ju¿ na pewno nie dewotka.
- dobra, to teraz zostaw nas samych – poprosi³ Stró¿
- dobra, ju¿ mnie nie ma, ptaszki sobie chc± poæwierkaæ, to siê zmywam, to znaczy te… go³±bki – u¶miechn±³ siê pewny swojej wygranej w dyskusji ze Stró¿em i po prostu znikn±³.
- przepraszam za niego
- nic nie szkodzi – wymienili uwagi grzeczno¶ciowe jakie wypada³o – on jest specyficzny – Cecylia u¶miechnê³a siê
- o tak, bardzo, a ja… - Stró¿ urwa³, bo o sobie mówiæ nie lubi³, a pewnie i nie umia³, a ju¿ tym bardziej o swoich s³abo¶ciach, które mia³ pokonaæ, by i¶æ wy¿ej – nie wiedzia³em, ¿e to taka robota… ach te ludzkie cechy – zakoñczy³
Cecylia patrzy³a pytaj±co stanowczo oczekuj±c rozwiniêcia tematu
- jestem zazdrosny, a nie powinienem – powiedzia³ w koñcu tre¶ciwie – to bardzo nie po anielsku
- to bardzo po ludzku – Cecylia znów lekko siê u¶miechnê³a – patrzy³a na niego i do¶wiadcza³a znajomego uczucia, ¿e zna go tak dobrze, chocia¿ zdecydowanie nie spotkali siê wcze¶niej – dobrze, ¿e jeste¶, strasznie mi tu samotnie i niepewnie – chcia³a, ¿eby wiedzia³, ¿e ona go docenia.
- to trudny okres dla ciebie, a ja wcale nie mam z tob± ³atwo
- ja jestem trudna dla ciebie? – spyta³a kokieteryjnie
- nie o to chodzi
- mo¿e w³a¶nie dlatego opiekujesz siê mn±, wiedz, ¿e ja ciê potrzebujê… i to bardzo – doda³a
- to chyba obopólne, jak ci nie pomogê, to nie pójdê wy¿ej – za¿artowa³ – ale teraz nie bardzo mi zale¿y na chodzeniu wy¿ej , po prostej czy tak gdziekolwiek w dó³. Ja bym niczego nie zmienia³…
- dobrze, to chod¼my razem dalej. Nie wiem jak ty, ale ja muszê siusiu.
- to ja poczekam
- te¿ dobrze. Byliby¶my bardzo zgodn± par± – zauwa¿y³a
- no tego to ju¿ mówiæ nie powinna¶, miej lito¶æ kobieto…
**********************
Aisa |