Żebyś wiedział jak jest
| Data publikacji: 05-10-2003 Autor:Lifu Kategoria:Opowiadania Odsłon:7995 |
(Z serii 'Osiedle Ziomy [c]')
bo z nim do klasy chodzilem
oo!
o szwagrze mowa
wlasnie!
ze mna do klasy chodziles?
to ten..
no
na foki chodzilismy
kurwa ja sie nie uczylem w oceanarium
;)))
To jest tak. Robię sobię kolację o 2-3 w nocy, kładę się spać. Leżę i nie mogę zasnąć, rozpiera mnie energia, milion myśli na minutę, bilion planów na urządzenie kolejnego dnia, na zrobienie tego czego nie zrobilem jeszcze dzisiaj, teraz, w ogóle. Uuu.. Takie słodkie plany, tak słodko. Uu myślę sobie, cudownie, cudownie. I długo długo myślę, dlaczego dopiero teraz zrozumialem na czym polega życie. Szkoda, że nie mogłem na to wpaść wcześniej. Skąd te wszystkie depresje, kompleksy? Ee.. dalej nie rozumiem. Życia plan, życia plan - ta chwila, teraz, chwytam, łapię, wyciskam. Tylko ten moment, nic wiecej. Nie rozpamiętuję, nie chcę pamietać. To wszystko tutaj jest, ale nie wracam do tego, nie identyfikuje sie z tym czego juz nie ma. I nie będzie.
A potem zasypiam.
I tak płynę sobie po moich myślach, delikatny mix wspomnień, strzępy deja vu, tego co będzie, tego co już było. Budzę się i gubię się w rzeczywistości, dalej zastanawiam się, co jest prawdziwe. Cudowna rzecz. A później powolutku wyłapuje okruchy deja vu, strzępy wizji, to mnie czasami zadziwia. Takie uczucie - to już bylo, to mi się śniło. Tylko czasami, rzadko. Ale zdarza sie. Ponoć każdemu.
Budzę się, przeciągam się, śpię dalej. Wstaję. Boli mnie głowa. Kolejny głęboki wdech. Cudownie, nowy dzień. Ten ból głowy jest cudowny, kocham wszystko, nawet to co mnie boli. Boli, więc istnieję, istnieję, więc jest cudownie. Siadam do kompa, czytam książkę, robię śniadanie, idę na trening, biegam, myśle o czymśtam, słucham muzyki, wyciskam słowa, cośtam czasami zapiszę, myślę, analizuję. Cudnie. Żyję. Czego chcieć wiecej?
I widzę tych wszystkich nieszczęśliwych, żalosnych, żenujacych. Statystyczni, nieszczęśliwi, nie widzący promieni słońca, tego co w nich najcudowniejsze. Wszystko trzeba przeżyc, a oni ciągle siedzą w domach, ciągle płaczą i kwiczą nad swoim losem. Szczerze? Mam to gdzieś, tlumaczę, mówię, nigdy do nich nie dotrze, nigdy nie załapią tego... Czasami komuś się uda, ale reszta statystycznych, zazdrosnych o jego szczęście od razu sprowadzi go na ziemię, przywiąże tonę cegieł - kompleksow do nogi i spuści wodę w klopie brudnej osobowości.
?!
Nie no tak nie będzie! Mam to gdzieś! Samotność? Jaka samotność?! Każdy człowiek rodzi sie sam i umiera sam. No i co? Wszystko czego pragniemy to czyjaś obecność, zatarcie świadomosci tego, że zawsze będziemy sami. Przyjemności fizyczne, uu.. no dobra? Czemu nie? Ale po co kwiczeć, że jesteśmy samotni, to jak walka z naturą, każdy jest samotny i tak powinno być. Kwiczenie, narzekanie do niczego nie prowadzi tylko jeszcze bardziej przygniata do ziemi i nie pozwala na wzrost ku slońcu, tylko dalsze gnicie na poziomie chwastowym.
Energia. To jest to, to jest szczęście. Energia chociaż do tego jednego uśmiechu, nic więcej nie trzeba, do tego błysku w oku. Jest źle, jest bardzo źle. Dalej sie śmiejesz, w twoich oczach widać że jest ciężko, ale dajesz radę, dajesz radę i nigdy się nie poddasz. Nigdy. Bo jak to powiedział Monk, tylko słabi sie poddają, weterani zostają do końca. Konstruktorzy własnego życia, hodowcy szczęścia, osobniki niesamowite, dla których nie istnieje coś takiego jak samobójstwo, dla ktorych załamanie jest tylko piętnastosekundowym pyłkiem na ego, który trzeba szybciutko zdumchnąć cieplutkim oddechem szczęścia.
Cierpieć potrafi każdy, mogłoby sie wydawać, że człowiek został stworzony do cierpienia, w końcu to takie łatwe. Ale my nie jesteśmy łatwi, jesteśmy hardkorowi, idziemy pod prąd, łapiemy życie. Wiele razy sie przewrócilem, obdarłem sobie kolana na twardym chodniku codzienności. Wstaje i idę dalej. W końcu mam inny wybór?
Mam, jasne. Poddać się, dać się zdeptać ponurym myślom. Podciąć żyly, skoczyć z dachu bloku, kwiczeć każdej nocy i nienawidzić siebie.
Nie. Po prostu nie. Nigdy.
Lifu |