Magazyn M³odych - Strona g³ówna
Antykoncepcja Ksi¹¿ki Na powa¿nie
Opowiadania Poezja Tworzenie WWW
emodi.pl -  Wiele sklepów w jednym miejscu
Okno logowania
L:
H:
Za³ó¿ nowe konto

Szukaj

Teksty
Strona g³ówna
Antykoncepcja
Film
Fotografia
Humor
Ksi±¿ki
Linki
Muzyka
Na powa¿nie
Opowiadania
Poezja
Sport
Tworzenie WWW
Wywiady

Reklama


Redakcyjne
Strona g³ówna
Newsy
Nasze banery
Dodawanie tekstów
Redakcja
Reklama
Linki

Subskrycja
Twój email


Polityka prywatno¶ci

STATy:)

o2u.pl - 
darmowe liczniki
Tekstów: 341
Komentarzy: 1221
Twórców: 110 osób
Soft: cmsMM v 2.0

Chcesz dodaæ swój artyku³?


MM >> Opowiadania >> Anioly i ziemniaki

Anioly i ziemniaki


Data publikacji: 14-08-2007
Autor:Aisa
Kategoria:Opowiadania
Ods³on:3685

     Anio³y i Ziemniaki

Rok pañski 2006, gdzie¶ okolice kwietnia


Gdzie¶ w przestrzeni kosmicznej, w oparach mg³y, ¶wiaty tradycyjnie i od tysi±cleci przenika³y siê wzajemnie. Na pozór przeciwstawne sobie potrafi³y wspaniale kooperowaæ. Byæ mo¿e z pewnymi b³êdami, ale zawsze siê stara³y. Typowo materialny ¶wiat czêsto zaprasza³ w swe progi równoleg³ych wspó³braci. Czê¶ciowo dla rozrywki, czê¶ciowo dla eksperymentów poznawa³y siebie. ¦wiaty by³y ciekawe… Kto koordynowa³ te zabawy to ju¿ zupe³nie inna historia i ca³kiem rozs±dnie by³oby nie zadawaæ pytañ.
W³a¶nie w jednym z takich ¶wiatów, ¶wietlistym i duchowym dwie prze¼roczyste istoty wpad³y na siebie. Czy to zderzenie spowodowa³o zamianê ¶wiata duchowego w materialny, czy za sztuczkê tê ponosi³ odpowiedzialno¶æ kto inny, niewiadomo, do¶æ, ¿e oba osobniki znalaz³y siê nagle w szarym i przyt³aczaj±cym otoczeniu.
- to jaki¶ koszmar! – krzyknê³a pierwsza staraj±c siê z³o¿yæ skrzyd³a
- nie, to Polska – odpar³a postaæ bez skrzyde³.
- te¿ zosta³e¶ tu przydzielony?- spyta³ skrzydlaty aspirant na anio³a.
- Có¿ za pytanie? A nie widaæ mnie?
- po³owicznie, trochê jeste¶ prze¼roczysty.
- przygania³ kocio³....., zreszt± ty te¿, a jak niby ma wygl±daæ istota duchowa, dyskretnie pomagaj±ca cz³owiekowi?
- Ej¿e nie masz skrzyde³!
- s± niepraktyczne, zrezygnowa³em. Za du¿e pr±dy energetyczne powstaj± przy przemieszczaniu siê z miejsca na miejsce.
- hmmm – Skrzydlaty nie powiedzia³ nic, za to bardzo wyra¼nie i intensywnie zacz±³ nad czym¶ rozmy¶laæ. Po chwili po prostu zmieni³ temat - Zamierzasz zostaæ Anio³em?
- nie wiem, my¶la³em, ¿e dam radê, ale po tym przydzieleniu do pomocy, to ju¿ sam nie wiem. Niby taki by³ warunek, ¿e jak siê ni± zajmê, to mogê aspirowaæ wy¿ej. W³a¶ciwie to jestem ju¿ w po³owie Anio³em. A teraz jestem Stró¿em
- Co ty powiesz? – pad³o ironicznie wypowiedziane pytanie – a kim ty siê tak opiekujesz, ¿e jak by¶ móg³, to by¶ osiwia³ ze zmartwienia?
- na szczê¶cie nie mogê, przywilej anielski – odci±³ siê Stró¿ – to Cecylia ognistoch³odna – doda³
- co? – Skrzydlaty oniemia³ z wra¿enia – i ty siê zgodzi³e¶? To ta, co j± wiecznie nosi, na miejscu nie mo¿e usiedzieæ. To najtrudniejsza robota. Cz³owieku!...... tego, no… ch³opie...., tfu… - nie wiadomo jak siê zwracaæ do rozmówcy. W koñcu jeszcze nie anio³, a ju¿ nie cz³owiek.
- masz racjê – powiedzia³ smutno Stró¿ jakby czytaj±c w my¶lach. - Ju¿ nie cz³owiek, anio³ te¿ nie, zupe³nie jak kundel, który nigdzie nie nale¿y… - ale ‘ch³opie’ mo¿e byæ – rozja¶ni³ siê z u¶miechem – wiesz, by³em mê¿czyzn± – wyzna³ konspiracyjnym szeptem.
- ja te¿, ale…. Pozwolili ci…. No wiesz… zachowaæ… ? – pytanie wyra¿a³o zdumienie.
- pozwolili – Ledwo s³yszalnie pad³a odpowied¼.
- cholera – wrzasn±³ Skrzydlaty
- cicho, nie przeklinaj, bo odejmuj± punkty
- a czort ich… najwa¿niejsze ju¿ mi odjêli.
- jak to?
- nic, nic, muszê i¶æ
- poczekaj, to siê da za³atwiæ, nie pytali ciê na pocz±tku?
- no pytali, ale nie mia³em odwagi powiedzieæ, my¶la³em, ¿e wszystkich pozbawiaj± p³ci. A tobie pozwolili?
- no wiesz, dla mnie to jak zachowanie resztek godno¶ci w obliczu ¶mierci – wyzna³ Stró¿
- Ta…
- no a kim ty siê opiekujesz? – spyta³ Stró¿
- a, kaszka z mleczkiem! – rozchmurzy³ siê Skrzydlaty – Aldon± Bogobojn±. Starsza pani, ponad sze¶ædziesiêcioletnia, dziarsko biega do ko¶cio³a. Codziennie wyobra¼ sobie! Nie rozumiem do tej pory co takiego interesuj±cego jest w ko¶cio³ach. Nie ma z ni± problemu, maniakalnie wierz±ca w swoje pojêcie Boga. Trochê straszy otoczenie surowym Bogiem. Widocznie naczyta³a siê za du¿o Starego Testamentu.
- a potem, to ju¿ bêdziesz Anio³em?
- nie wiem, ale ponoæ mam szansê. Zaraz po ¶mierci przyszed³ do mnie taki jeden, te¿ prze¼roczysty, ale ¶wieci³ jak jasna cholera… to sobie pomy¶la³em, ¿e te¿ bym chcia³ byæ taki szlachetny. Poza tym powiem ci, ¿e z pocz±tku nie wiedzia³em, czy to kobieta czy facet. ¦wieci³ siê jak ¿arówka, a nie wypada³o pytaæ, mo¿e to sam Bóg by³, pomy¶la³em. Ale nie, gdzie by Bóg przychodzi³ po takiego jak ja. Ja to sobie po¿y³em, wszystko mia³em, domy, samochody, kobiety, wszystko! Ale nic mi nie pozwolili zabraæ. Najpierw chcia³em zabraæ trochê kobiet. Przyszed³em do kilku, ale one by³y ¶lepe, nie mog³y mnie zobaczyæ. A jedna siê czego¶ przestraszy³a i zaczê³a wrzeszczeæ. Ju¿ my¶la³em, ¿e mnie zobaczy³a, ale jej ch³opak jej udowodni³, ¿e nie ma nikogo. Nigdy nie lubi³em tego go¶cia… no a potem odebrali mi wszystko…. A niech ich… - dokoñczy³ pogr±¿aj±c siê w coraz wiêkszym smutku.
- mówiê ci lepiej nie przeklinaj – przestraszy³ siê Stró¿ i niespokojnie rozejrza³ wokó³ – bo nas jeszcze zdegraduj±.
- a to mo¿na jeszcze ni¿ej?
- cicho, tak sobie gadam,
- cholera nie mo¿ecie ciszej? – niedoszli Anio³owie drgnêli na d¼wiêk wyra¼nie kobiecego g³osu. Pytaj±co spojrzeli na siebie.
- to Cecylia – szepn±³ Stró¿ zdziwiony.
- to ona nas s³yszy?
- nie powinna! - Oburzy³ siê Stró¿ i klasn±³ w d³onie, a Cecylia siê obudzi³a.
- co do cholery! – usiad³a na ³ó¿ku w pe³ni przebudzona i nieco zdezorientowana, jakby kto¶ nagle klepn±³ j± po ramieniu, ale w pokoju nie by³o nikogo.
- Muszê siê zaj±æ Cecyli±. Obudzi³a siê i teraz ju¿ pewnie bêdzie skaranie boskie.
- wspó³czujê, co¶ nieco¶ s³ysza³em, nikt nie chcia³ siê ni± opiekowaæ. Wiesz kim ona by³a? Ona siê magi± zajmowa³a – na prze¼roczystej twarzy Skrzydlatego malowa³o siê prawdziwe przera¿enie i obrzydzenie. – do tego ró¿nymi rodzajami: seksualn± te¿ – tu ju¿ jego oblicze wyra¿a³o bardziej zaciekawienie i entuzjazm ni¿ potêpienie.
- nic nowego mi nie mówisz – spokojnie odpar³ Stró¿ – w tym wcieleniu te¿ sobie nie¼le radzi, chocia¿ na³o¿yli jej taki ciê¿ar, ¿e sam siê dziwiê jak ona tym porusza. W³a¶ciwie to j± lubiê - wyzna³ ciep³o.
- uwa¿aj, tylko siê nie zakochaj – powiedzia³ Skrzydlaty z pogardliwym u¶mieszkiem
- Anio³owie nie maj± takich uczuæ – obruszy³ siê Stró¿
- Ale ty jeszcze nie jeste¶ Anio³em – pozwoli³ sobie zauwa¿yæ Skrzydlaty– ale , ale czy ona nas widzia³a? Spojrza³a na nas! Tak, sam widzia³em.
- wydawa³o ci siê – zaprzeczy³ Stró¿
- s³ysza³a nas na pewno!
- nie s³ysza³a – uspakaja³ Stró¿ bardziej siebie ni¿ Skrzydlatego. Wiedzia³ bowiem, ¿e to niedopuszczalne i jeden z warunków umowy: podopieczna nie widzi opiekuna i nie s³yszy go. Je¶li jest inaczej, zostaj± podjête odpowiednie kroki, naprawiaj±ce tê sytuacjê. Stró¿ nie chcia³ niczego naprawiaæ i zmieniaæ z sobie wiadomych powodów. – to by³ przypadek – doda³ na wszelki wypadek.
Aspirant na Anio³a by³ kiedy¶ wojownikiem, japoñskim mistrzem walki znaj±cym nie tylko tajniki sztuk walki… By³o to kilka epok wcze¶niej, teraz równie¿ nie pró¿nowa³, lecz nie bardzo przekonany by³ do wstêpowania w kr±g hierarchii anielskich. Kiedy¶ mia³ imiê, proste i ostre w wymowie, krótkie, ale to imiê zosta³o zapomniane. Ju¿ wtedy, kiedy ¿y³ spotka³ sw± obecn± podopieczn±, lecz zbli¿enie siê do niej wówczas by³o niemo¿liwe. Nie pochwala³ jej zajêæ. By³a zbyt dumna i okrutnie silna, bardzo egoistyczna, a jej sprawki uznawane by³y jako ciemne. Mroczna to by³a postaæ, krocz±ca w cieniu, któremu rozkazywa³a. Ale dla niego by³a piêkna. Lubi³ j± obserwowaæ, tylko, ¿e z daleka. Pozna³ te¿ jej s³abo¶ci, co czyni³o j± tylko bardziej ludzk± i dawa³o nik³± nadziejê na przysz³o¶æ, ¿e bêdzie móg³ siê ujawniæ. Obecny Stró¿ ju¿ wtedy bowiem pokocha³ dzisiejsz± Cecyliê, a mi³o¶æ ta nie zosta³a zapomniana. Mi³o¶æ ta by³a bardzo stonowana i kontrolowana. Je¶li mi³o¶æ mo¿e byæ m±dra, to ta by³a. By³a te¿ prawie bezwarunkowa. Z jego strony bi³a kontrolowana têsknota. Ona emanowa³a ogromn± samotno¶ci±. Ale on bardzo uwa¿a³, by siê nie zdradziæ. Pozna³ j± wystarczaj±co dobrze, by przewidzieæ jej reakcjê. A on nie chcia³ z ni± walczyæ, co ona z pewno¶ci± by sprowokowa³a. Kiedy by³ w pobli¿u czuwa³ nad ni±. Czasem okrywa³ j± p³aszczem, gdy usnê³a gdzie¶ na wzgórzu wycieñczona manipuluj±c pogod±. Kto j± tego nauczy³? To by³a mistyczna wiedza, nieujawniona nawet najznamienitszym uczniom jego klasztoru. Czy wiedzia³a jakie s± konsekwencje? Mieszka³a sama, w grocie w górach. Rzadko schodzi³a do wioski, a i ludzie siê jej bali, wiêc i ona nie czu³a siê tam bezpieczna.
Z zamy¶lenia wyrwa³a Stró¿a wpatruj±ca siê w niego Cecylia, która postanowi³a spaæ dalej i teraz w ¶nie widzia³a obu niedosz³ych anio³ów.
- Debile – powiedzia³a cicho, ale raczej bez przekonania. Oboje bardzo siê obruszyli.
- Jak ¶miesz, nie wolno ci przeklinaæ wys³anników anielskich – zaoponowa³ Stró¿
- Bo co? – spyta³a Cecylia
- Bo… Bo ci poka¿emy? – Skrzydlaty wkroczy³ w wyra¼nie bojowy nastrój.
- Co mi poka¿ecie? Z tego co s³ysza³am, to jeden z was nie bardzo ma ju¿ co pokazywaæ.
Skrzydlaty zarumieni³ siê barw± anielsk±, nieco prze¼roczyst± i pogrozi³:
- Poskar¿ê siê na ciebie.
Sytuacja zmierza³a w kierunku niepowo³anym wed³ug Stró¿a, zatem i on siê wtr±ci³:
- no, no, tylko spokojnie, ona nerwowa jest. Ja siê tym zajmê – stara³ siê zadowoliæ kompana. – Ty siê lepiej zajmij… wiesz czym… - znacz±co popatrzy³, a Skrzydlaty jako¶ szybko zrozumia³, bo rozp³yn±³ siê w powietrzu.
- Nie wolno ci mnie s³yszeæ – zwróci³ siê teraz do Cecylii niczym instruktor nauki jazdy podczas pierwszej lekcji.
- Za to ty mnie mo¿esz, a ja lubiê sobie pogadaæ. – powiedzia³a zaczepnie Cecylia po czym doda³a nieco ³agodniej – pójd¼my na kompromis, mo¿emy udawaæ, ¿e siê nie s³yszymy i nie widzimy.
- no… - Stró¿ wyra¼nie siê zastanawia³, zbyt d³ugo czeka³ na kontakt z Cecyli±, wiekami mu to nie wychodzi³o, zatem teraz mia³by straciæ tak± okazjê? – wystarczy jak bêdziemy udawaæ przed innymi.
- Dobra, stoi – zgodzi³a siê Cecylia
- Co stoi? – zaniepokoi³ siê Stró¿ i nerwowo rozejrza³ wokó³. Czy¿by Skrzydlaty ju¿ wróci³…
- no, umowa, ¿e siê zgadzamy – wyt³umaczy³a zdezorientowana Cecylia, ale na wszelki wypadek te¿ siê rozejrza³a.
- a, to – odetchn±³ Stró¿.

*****

Skrzydlaty zmierza³ ku ¶wiat³u. To proste, kierowa³ siê wprost do centrum o¶lepiaj±cej plamy, rozpostartej gdzie¶ w przestrzeni kosmicznej.
Wyrazi³ my¶l± chêæ spotkania z zwierzchnikiem i oczekiwa³ natychmiastowej reakcji niebios. W³a¶ciwie to by³ z³y i czu³ siê oszukany. Jak oni mogli? Wtem pojawi³a siê ¶wietlista postaæ, ciep³o siê u¶miechaj±c na powitanie. Skrzydlaty odebra³ to jako sarkastyczny grymas na ja¶niej±cej, prze¼roczystej twarzy.
- dobra, dobra, nie udawaj sympatycznego go¶cia, oszukali¶cie mnie – wyp³yn±³ z niego skondensowany ¿al.
- A co chodzi? – w pytaniu tym s³ychaæ by³o wiele troski.
- Odebrali¶cie mi….. moj± godno¶æ.
- a, o to chodzi – u¶miechn±³ siê szerzej Wys³annik ¦wiat³a w poczuciu ulgi, ze rozumie ¶miertelnika, co raczej czêsto sprawia³o mu k³opot. – My¶la³em, ¿e tego chcia³e¶, sam wyrazi³e¶ tak± wolê.
- To teraz moj± wol± jest to odzyskaæ.
- Jak sobie ¿yczysz…
- E.., naprawdê? To mo¿liwe?
- raczej tak, sprawd¼ sam.
Skrzydlaty odwróci³ siê nieco ty³em do rozmówcy i czym prêdzej sprawdzi³.
- Czy teraz jeste¶ zadowolony? – spyta³ Wys³annik, staraj±c siê, by wszystko by³o na miejscu tak jak za ¿ycia jego podopiecznego.
- no… tego…. W³a¶ciwie to nie wiem jak to powiedzieæ… no czy…. Czy móg³bym mieæ jeszcze jedn± pro¶bê?
- Na pewno tak, pró¶b mo¿na mieæ, wiele – dyplomatycznie odpar³ Wys³annik
- chodzi mi o… rozmiar, no wiesz… trochê wiêkszy
- to równie¿ jest do zrobienia…

Skrzydlaty wyra¼nie uradowany poszed³ szukaæ Aspiranta, a Wys³annik ¦wiat³a wróci³ do swojej pracy, kompletnie nie rozumiej±c jak mo¿na nadawaæ takie znaczenie rzeczy, która praktycznie jest martwa.

- Uwa¿aj, Skrzydlaty wraca, pamiêtaj, ¿e nie s³yszysz nas
- dobra, dobra, a mogê patrzeæ?
- udawaj , ¿e nie widzisz.
- to bêdê zerkaæ – Cecylia odwróci³a siê od anielskich aspirantów, ale nie kompletnie.
- No witam, witam szanownego Stró¿a, jestem teraz stuprocentowym mê¿czyzn±.
- Czy¿by? – pow±tpiewa³ Stró¿
- W zaufaniu ci powiem, ¿e nawet zyska³em nieco wiêcej – szaleñcza satysfakcja malowa³a siê na obliczu Skrzydlatego.
- Ach tak? A co ci to daje, ¿e nast±pi³a taka zmiana w samopoczuciu. Pamiêtaj, ¿e jeste¶ martwy i niewidoczny dla wiêkszo¶ci ludzi. Bêdziesz uprawia³ duchowy ekshibicjonizm czy jak ?
- Wiesz, co? Ty to prawie ka¿d± rado¶æ potrafisz zepsuæ. Daj siê nacieszyæ. O tych innych sprawach, pomy¶lê potem.
- niech ci bêdzie… - zrezygnowa³ Stró¿
- a wiesz co? czy mi siê wydaje, czy Cecylia na nas patrzy?
- wydaje ci siê – to stwierdzenie wyra¿one zosta³o zbyt szybko, za to ostatnio do¶æ czêsto zaczyna³o byæ maniakalnie powtarzane.
- Chod¼my st±d, czas na chwilê przerwy dla nas. - Niedoszli anio³owie siê oddalili, a Cecylia nieznacznie u¶miechnê³a siê we ¶nie.
W prze¼roczystej g³owie Skrzydlatego zacz±³ siê kszta³towaæ pewien plan. W umy¶le Cecylii rozbudzi³a siê pewna ciekawo¶æ…

*********************
Spa³a snem zwyczajnym, ziemskim. Nagle odczu³a tak znajome nieprzyjemne odczucie ciê¿ko¶ci w³asnego cia³a, otworzy³a oczy i rozejrza³a siê po pokoju. Zobaczy³a ¶wiec±cego mê¿czyznê, który z anielskim u¶miechem na twarzy zabawia³ siê swoj± mêsko¶ci±.
- Co za okaz – my¶l przemknê³a szybko – i ¶wieci. Jeszcze czego¶ takiego nie ogl±da³am
- Widzisz mnie? – powiedzia³ Skrzydlaty z nadziej±
- O tak! – przytaknê³a
- Jestem twoim Stró¿em – przedstawi³ siê, niepewnie rozgl±daj±c wokó³, ale w³a¶ciwy Stró¿ naprawdê gdzie¶ znikn±³.
- A pewnie! – przytaknê³a zadowolona, nie zwracaj±c uwagi, ¿e w³a¶nie sk³ama³. By³a przyzwyczajona, ¿e mê¿czy¼ni k³ami±, a temu widaæ nawyki ziemski zbyt mocno wesz³y w krew za ¿ycia i teraz mu co nieco zosta³o – Podejd¼ bli¿ej - zachêca³a. Skrzydlaty sprawia³ wra¿enie nieco wystraszonego, Cecylia wrêcz przeciwnie.
- Mogê dotkn±æ? – spyta³a raczej z grzeczno¶ci, bo jej rêka ju¿ siêga³a w jednym kierunku. Mêsko¶æ przysz³ego anio³a jeszcze bardziej siê wyprê¿y³a pod wp³ywem dotyku, a jej w³a¶ciciel westchn±³. Znów z niepokojem rozejrza³ siê wokó³.
Nie powinienem czuæ tego, co czujê, dociera³o do niego powoli. Ale to czujê. Jak mi dobrze, lepiej ni¿ za ¿ycia, przymkn±³ swe anielskie powieki.
Nag³y d¼wiêk telefonu przerwa³ te igraszki. Pó³ przytomna Cecylia usiad³a na ³ó¿ku i podnios³a s³uchawkê.
- Pomy³ka – powiedzia³a po kilku sekundach wyra¼nie rozczarowana.

- no nie! , a tak dobrze sz³o… - Skrzydlaty oddala³ siê do swojej podopiecznej czym prêdzej. W koñcu on te¿ jeszcze mia³ obowi±zki. – znów bêdê siê nudzi³ w tym ko¶ciele – rozmy¶la³ – ile razy mo¿na ogl±daæ to samo…

Pani Aldona siedzia³a w pierwszym rzêdzie jednego w warszawskich ko¶cio³ów i modli³a siê z pasj±. Czy to zbytnie podniecenie czy te¿ s³abe serce Aldony, Skrzydlaty nie wiedzia³. Dowiedzia³ siê natomiast jak wygl±da opuszczanie cia³a w tempie ekspresowym. W ogromnym szoku sta³ i nie reagowa³. Wys³annik ¦wiat³a pojawi³ siê natychmiast jakby przygotowany na tê okoliczno¶æ.
- spokojnie – Wys³annik ¦wiat³a - najpierw zwróci³ siê do przysz³ego anio³a – przecie¿ ju¿ to przechodzi³e¶
- no tak, ale jeszcze tego nie ogl±da³em
Aldona sta³a obok wpatruj±c siê w Wys³annika ze szczerym uwielbieniem.
- czy to ty Bo¿e? – spyta³a
- niezupe³nie – jak zwykle odpowied¼ by³a dyplomatyczna
- jak to? – uwielbienie szybko zniknê³o z oblicza Aldony. – gdzie jest Bóg? – ¿±da³a odpowiedzi.
- … e… no.. Bóg oczekuje ciebie – odpar³ Wys³annik - jestem jego przedstawicielem - usi³owa³ siê przedstawiæ.
- a co mnie obchodzi jaki¶ przedstawiciel – ja do Boga siê modli³am ca³e ¿ycie to czego¶ od niego oczekujê nie? – Aldona okaza³a siê osob± konkretn± i jak siê okaza³o w swej dewocji mia³a ¶ci¶le okre¶lony interes.
- a to jest twój Anio³ Stró¿, który by³ przy tobie przez ca³e twoje ¿ycie – niezra¿ony Wys³annik – wyja¶nia³ dalej jak siê rzeczy maj±, je¶li ju¿ jakkolwiek.
- ty draniu! – Aldona ruszy³a w kierunku Skrzydlatego, zamachnê³a siê rêk± i z ca³ej si³y uderzy³a. Jej rêka g³adko przesz³a przez prze¼roczystego Skrzydlatego, który i tak z przera¿eniem odskoczy³.
- mówi³em, ¿e to wariatka! – krzykn±³
- spokojnie – tylko Wys³annik nerw nie utraci³, z prostej przyczyny, takowych nie posiada³. – nie czas na k³ótnie teraz. Aldono Bogobojna, chcia³em ciê powiadomiæ, ¿e w³a¶nie umar³a¶. Od tej pory cokolwiek zrobisz i uczynisz zostanie wziête pod uwagê na s±dzie Trójcy ¦wiêtej. A teraz pod±¿aj za mn± w stronê ¶wiat³a. – Wys³annik odwróci³ siê i powoli zacz±³ i¶æ. Aldona niepewnie spojrza³a na Skrzydlatego, który pokaza³ jej jêzyk.
- On pokaza³ mi jêzyk – krzyknê³a graj±c na zw³okê i pilnie rozgl±daj±c siê czy nie ma drogi ucieczki. Jako¶ nie kwapi³a siê do uczestniczenia w s±dach. Za ¿ycia zbyt czêsto siê procesowa³a z s±siadkami w s³usznej wed³ug niej sprawie, a znajomy sêdzia przes±dza³ wynik rozpraw na jej korzy¶æ. Sporo zreszt± na tym zarobi³a. Wiedzia³a zatem jak s±dy wygl±daj±, a jako¶ nie mog³a sobie przypomnieæ, by zna³a kogo¶ w niebiañskich krêgach.
- Skrzydlaty – Wys³annik odwróci³ siê i gro¼nie spojrza³ na podopiecznego – upominam ciê! – Skrzydlaty pokornie z³o¿y³ skrzyd³a i przybra³ niewinne oblicze.
- gdzie¶ ty by³ jak mi m±¿ z domu uciek³? – dopytywa³a siê teraz Aldona. Polaz³ z jak±¶ kurw±! I nie wróci³, a tyle siê modli³am, ¿eby psia maæ j± wziê³a – Aldona wylewa³a swój ¿al.
- Aldono, upominam i ciebie – grzmia³ teraz Wys³annik, bo sytuacja powoli wydawa³a siê wymykaæ spod jego kontroli.
- A se upominaj! – krzycza³a Aldona – ja dobrze ¿y³am, inni mi chcieli zaszkodziæ, ale ja siê nie dam. Ja do Boga siê codziennie modli³am i co? Gdzie on jest? Gówno mi z tego przysz³o
- Nie przeklinaj – Wys³annik upomina³
- bo co? Bêdê! Co mi zrobisz? - Kur.. kut… pierd…. – zaczê³a wariacjê ³aciñsk±
- bo dost±pisz degradacji – pogrozi³ Wys³annik - chcia³em ci przypomnieæ, ¿e nadal jeste¶my w ko¶ciele – próbowa³ odwo³aæ siê do jej uczuæ religijnych.
- pó³ ¿ycia tu spêdzi³am i co mi z tego przysz³o?
- no, modli³a¶ siê – podpowiedzia³ Skrzydlaty – to chwalebne – doda³ na pocieszenie, bo jako by³y cz³owiek doskonale rozumia³ punkt widzenia Aldony. Samemu trudno by³o mu zostawiæ domy, samochody, kochanki, które nawiedza³ po nocach, bo tak bardzo nie chcia³ odej¶æ. Zostawiaæ takie ¿ycie? No Aldona na co¶ liczy³a widocznie za ¿ycia, a wraz ze ¶mierci± okaza³o siê pewnie, ¿e siê przeliczy³a.
- pewnie, ¿e siê modli³am, ale o co¶, dla samych mod³ów do ko¶cio³a nie biega³am. Spadek po kochanku siê szykowa³, wszystko mi zapisa³, zszed³ tydzieñ temu, dziêkowa³am dzisiaj, bogata od tygodnia by³am, cholernie bogata, a tu takie zej¶cie nagle. Najpierw my¶la³am, ¿e o¶wiecenia dozna³am z tej modlitwy, ale widzê, ¿e cia³o mi tam le¿y i zwyczajnie zesz³am! – jej frustracja siêga³a granic wytrzyma³o¶ci. – gdzie¶ by³ draniu? Powtarzam
- a sk±d ja mog³em wiedzieæ, dobrze ci sz³o – broni³ siê Skrzydlaty. Taka bogobojna siê wydawa³a¶
- pozory myl± – wtr±ci³ siê Wys³annik – a teraz czas na s±d
- ja nie chcê s±dów, ja chcê moj± kasê – ³ka³a Aldona
- to nie by³a twoja kasa – stara³ siê ¶wiadomo¶æ Wys³annik
- ale mog³aby byæ moja – Aldona rozumowa³a inaczej – co oni tam robi± na tym s±dzie – spyta³a nagle przypomniawszy sobie, ¿e ¶mieræ to nie koniec
- nic – odpar³ Wys³annik, a Skrzydlaty zacz±³ nagle siê pociæ prze¼roczystymi kropelkami. – u¶wiadamiaj±.
- jak to? – dopytywa³a siê
- sama zobaczysz, faktem ³agodz±cym jest, ¿e rodzina denata poda³a ci truciznê. W³a¶nie dlatego twoje zej¶cie do przypadkowych nie nale¿a³o..
- a to moczymordy! – ¿achnê³a siê Aldona - jak oni mogli, a ja tak o nich dba³am, nieba bym im przychyli³a, ka¿dym siê interesowa³am
- o nie w±tpiê, ale w moim raporcie pe³no by³o intryg i plotek
- to nie prawda, ja chcia³am dobrze! Dobra by³am !!! prawda? Czy ja by³am dobra – Aldona poczu³a siê nagle mniej pewnie i usilnie szuka³a potwierdzenia dla swego dobrze prze¿ytego ¿ycia.
- stara³a¶ siê – Wys³annik znów okaza³ siê mistrzem dyplomacji – a teraz je¶li pozwolisz, chod¼my ju¿.
Aldona powoli ruszy³a za Wys³annikiem.
- A co ze mn±? – spyta³ Skrzydlaty, który spe³ni³ ju¿ swoje zadanie.
- na razie pomó¿ Stró¿owi czasem. Wydaje siê, ¿e bêdzie potrzebowa³ pomocy, ale nieoficjalnie, pomagaj dyskretnie, to bardzo ambitny przysz³y anio³ i dobrze siê zapowiada.

Zadowolony Skrzydlaty wirowa³ w ¶wiecie duchowym. Teraz bêdzie ciekawiej, rozmy¶la³. Jednak ¿al mu siê zrobi³o Aldony. Postanowi³ zapytaæ siê o ni±. Dopiero po ¶mierci móg³ j± poznaæ i przekonaæ siê jak barwna to by³a postaæ. Nagle zrozumia³ czemu to on mia³ siê ni± zajmowaæ. ¯al mu by³o Aldony. Jej przypadek nagle wyda³ mu siê bliski temu co on przechodzi³ i dopiero teraz zatêskni³ za ni±. Jak móg³ tak ma³o uwagi jej po¶wiêciæ. No có¿, przecie¿ nie wiedzia³, ¿e ona mia³a tak interesuj±ce ¿ycie. No i ¿e mia³a osobowo¶æ, uczucia, cele i pragnienia. Wydawa³o siê, ¿e ona tylko siê modli… Spryciara, nie¼le go oszuka³a…

***********************************************8

Rok pañski 2006 wrzesieñ, Holandia

Pi±tek 8 wrzesieñ
Cecylia siedzia³a przy stoliku w jednej z leidenowskich knajpek. By³a przera¿ona i zasmucona swoj± sytuacj± ¿yciow±, usi³owaniem osiedlenia siê w Holandii i szukaniem pracy, które dawa³o ma³o efektów. Zrobi³a ju¿ co mog³a, zrobi³a wiele, wszêdzie spotyka³a siê z odmow±, b±d¼ wstrzymaniem decyzji. By nie poddaæ siê czarnym my¶lom pisa³a afirmacje. Wedle zasady: co ukryjesz, przepadnie na wieki, stara³a siê nie przyznawaæ przed sob± sam±, ¿e jest ¼le, a zapowiada siê gorzej. Ale pod¶wiadomo¶æ g³upia nie by³a. Cecylia chcia³a dobrze, ale pod¶wiadomo¶æ nie chcia³a.
Cecyliowy Anio³ Stró¿ siedzia³ naprzeciwko, ale ona go nie dostrzega³a. Jak zwykle patrzy³ na ni± z trosk±, uwag± i mi³o¶ci±. Te fale mi³o¶ci wysy³a³ zapamiêtale ostatnio, bo chcia³ pomóc, co Cecylia odczuwa³a jako dziwne drgania gdzie¶ w okolicy serca i wszechogarniaj±c± ochotê na p³acz oraz têsknotê za przyjacielem, któremu mog³aby siê rzuciæ w ramiona i tak pozostaæ.
Obok Stró¿a przysiad³ siê Skrzydlaty
- gdzie jeste¶my? – spyta³ dla lepszej orientacji przestrzenno – ¶wiatowej
- ziemia – Europa, Holandia, Leiden
- aha, spoko toæ kapujê, ¿e zmiana zasz³a i na Holandiê ciê wyrzuci³o. Tylko kilka godzin temu by³ Rijnsburg
- to jeszcze bêdzie, i bêdzie Haga i Amsterdam, a jutro Rotterdam
- dobra, i tak trafie, nie potrzebujê nawet mapy
- to co siê durnie pytasz
- dla podtrzymania konwersacji… Jak my¶lisz – Skrzydlaty zmieni³ temat – da³oby siê j± jako¶ roz¶mieszyæ
- nie bardzo, zobacz, ³zy jej siê cisn± do oczu, spogl±da nieco w górê by sobie nie rykn±æ zdrowo. To sumie nie naj³atwiejszy okres w jej ¿yciu – Stró¿ komentowa³ ¿ycie Cecylii – du¿e ryzyko i ogromny znak zapytania. Moje zadanie to pomóc, by wyl±dowa³a w miarê miêkko, tylko, ¿e to bêdzie awaryjne l±dowanie. – Stró¿ zamilk³, a Skrzydlaty ju¿ dawno przesta³ s³uchaæ, bo jego uwagê przyci±gnê³o co innego.
- Ty debilu – wolno powiedzia³ Stró¿ kiedy zorientowa³ siê co robi Skrzydlaty
- no co? – obruszy³ siê tamten nie przestaj±c zabawiaæ siê swoim narzêdziem godno¶ci, uzyskanym stosunkowo niedawno od w³adz anielskich – odk±d mi zwrócili mêsko¶æ i to taki rozmiar, to chyba mi wolno, wiedzieli chyba co robi± – doda³ na swoje usprawiedliwienie. – co mam na pó³kê od³o¿yæ czy co?
- robisz to publicznie! – Stró¿ oskar¿ycielsko zmarszczy³ brew
- spoko, nikt nie widzi
- ja widzê!
- i wcale mnie to nie cieszy, gdyby¶ chocia¿ by³ kobiet±
- oni tam w górze kompletnie nie kontroluj± kogo bior± w swe krêgi anielskie – skomentowa³ Stró¿
- kompletnie! – potwierdzi³ Skrzydlaty wzdychaj±c cicho.
Nie¶wiadoma niczego Cecylia cicho p³aka³a pisz±c swoje afirmacje, Stró¿ siê z³o¶ci³, a Skrzydlaty nie przerywa³ raz podjêtej akcji.
- zobaczmy, mo¿e Cecylia zwróci uwagê i siê ucieszy – Skrzydlaty nieopatrznie wtargn±³ na grunt ¶liski niczym lód i niebiañsko niebezpieczny – zawsze j± to cieszy³o… - urwa³ i umilk³. Niestety zbyt pó¼no zda³ sobie sprawê z tego, ¿e powiedzia³ o kilka s³ów za du¿o.
- co¶ powiedzia³? – Stró¿ by³ ju¿ bardzo z³y, a teraz jeszcze do sprawy w³±czy³o siê jak¿e ludzkie uczucie, a na imiê mu by³o zazdro¶æ. – jak to cieszy³o? Cecylia jest moja…. moj± podopieczn± – poprawi³ siê szybko
- no tak – przytakn±³ Skrzydlaty – moja podopieczna odesz³a w spokoju, mo¿e niezupe³nym i chwale bo¿ej, te¿ niezupe³nie. Jaka to ¶wiêta osoba by³a… - oddycha³ coraz ciê¿ej, posapywa³ coraz g³o¶niej – o tak – mówi³ przeci±gle – a¿ strach o seksie by³o pomy¶leæ przy niej. Oooooo Panie! ¦wieæ… - trysnê³o, a Skrzydlaty przymkn±³ swe anielskie powieki
- ty kretynie , zachlapa³e¶ stolik
- jakbym nie chcia³ , to bym nie zachlapa³. A jakie to ma znaczenie.
Stró¿ ponownie spogl±da³ gro¼nie. Napiêcie pomiêdzy dwoma anio³ami osi±gnê³o punkt, którego przekroczenie grozi³o bijatyk±. Do bijatyki nie dosz³o, bo Cecylia nagle roze¶mia³a siê dziko i bezg³o¶nie. Chwilê potem zamy¶lenie i smutek ponownie zago¶ci³y na jej twarzy.
- widzia³e¶? - Skrzydlaty nie dawa³ za wygran± – widzia³a to!
- gówno widzia³a – zaoponowa³ Stró¿
- no gówna to ja nie zrobi³em – ¿achn±³ siê Skrzydlaty – ona nie taka ¶lepa jak wiêkszo¶æ, ona widzi
- nie widzi
O ma³o znów nie dosz³oby do coraz czêstszych ju¿ k³ótni pomiêdzy przysz³ymi anio³ami, gdyby nie Cecylia, która unios³a g³owê i spojrza³a wprost na swojego Stró¿a
- to jednak tu siedzisz ze mn± – jej my¶l zosta³a podchwycona natychmiast
- tak oczywi¶cie – spogl±da³ na ni± z ogromem mi³o¶ci nie tylko czysto anielskiej – dotkn±³ Cecyliowego ramienia i równie telepatycznie spyta³
- czy ty go naprawdê widzisz? – doskonale wiedzia³, ¿e tak, ale nadziejê mo¿na mieæ zawsze
- tylko czasami – odpar³a Cecylia zgodnie z prawd±, lecz nad u¶miechem zapanowaæ nie potrafi³a
- widzisz, widzisz – wtr±ci³ siê Skrzydlaty, bo ju¿ i tak za du¿o powiedzia³, a te¿ chcia³ byæ dostrzegany. Mówi³em, ¿e to nie debilka, a ju¿ na pewno nie dewotka.
- dobra, to teraz zostaw nas samych – poprosi³ Stró¿
- dobra, ju¿ mnie nie ma, ptaszki sobie chc± poæwierkaæ, to siê zmywam, to znaczy te… go³±bki – u¶miechn±³ siê pewny swojej wygranej w dyskusji ze Stró¿em i po prostu znikn±³.
- przepraszam za niego
- nic nie szkodzi – wymienili uwagi grzeczno¶ciowe jakie wypada³o – on jest specyficzny – Cecylia u¶miechnê³a siê
- o tak, bardzo, a ja… - Stró¿ urwa³, bo o sobie mówiæ nie lubi³, a pewnie i nie umia³, a ju¿ tym bardziej o swoich s³abo¶ciach, które mia³ pokonaæ, by i¶æ wy¿ej – nie wiedzia³em, ¿e to taka robota… ach te ludzkie cechy – zakoñczy³
Cecylia patrzy³a pytaj±co stanowczo oczekuj±c rozwiniêcia tematu
- jestem zazdrosny, a nie powinienem – powiedzia³ w koñcu tre¶ciwie – to bardzo nie po anielsku
- to bardzo po ludzku – Cecylia znów lekko siê u¶miechnê³a – patrzy³a na niego i do¶wiadcza³a znajomego uczucia, ¿e zna go tak dobrze, chocia¿ zdecydowanie nie spotkali siê wcze¶niej – dobrze, ¿e jeste¶, strasznie mi tu samotnie i niepewnie – chcia³a, ¿eby wiedzia³, ¿e ona go docenia.
- to trudny okres dla ciebie, a ja wcale nie mam z tob± ³atwo
- ja jestem trudna dla ciebie? – spyta³a kokieteryjnie
- nie o to chodzi
- mo¿e w³a¶nie dlatego opiekujesz siê mn±, wiedz, ¿e ja ciê potrzebujê… i to bardzo – doda³a
- to chyba obopólne, jak ci nie pomogê, to nie pójdê wy¿ej – za¿artowa³ – ale teraz nie bardzo mi zale¿y na chodzeniu wy¿ej , po prostej czy tak gdziekolwiek w dó³. Ja bym niczego nie zmienia³…
- dobrze, to chod¼my razem dalej. Nie wiem jak ty, ale ja muszê siusiu.
- to ja poczekam
- te¿ dobrze. Byliby¶my bardzo zgodn± par± – zauwa¿y³a
- no tego to ju¿ mówiæ nie powinna¶, miej lito¶æ kobieto…

**********************




Aisa


Kliknij, aby zobaczyæ inne artyku³y autora Aisa
Jak dodaæ komentarz?
Aby dodaæ komentarz nale¿y siê zalogowaæ (okno logowania, na górze strony). Je¿eli nie masz jeszcze swojego konta kliknij tu, aby siê zarejestrowaæ.


Tego textu jeszcze nie skomentowano!

| Fotkapro.pl - ogladaj i oceniaj fotki | Blog z poradami, inspiracjami | Darmowe liczniki | Noclegi Nad Morzem |