wspomnienia z Anglii
| Data publikacji: 27-08-2007 Autor:dyzio Kategoria:Opowiadania Ods³on:4036 |
Chcê te¿ przedstawiæ, na nastêpnych stronnicach, kilka bardziej lub mniej ciekawych historyj. Dla ka¿dego, kto nie by³, nie widzia³, bêdzie to mo¿liwo¶æ zrozumienia i poznania nowego stylu ¿ycia. Dla tych „wybrañców”, co widzieli, bêdzie szans± na skonfrontowanie z w³asnymi do¶wiadczeniami, co najpewniej jednych pocieszy, innych trochê mniej.
W du¿ej mierze, bêdzie to po prostu, nasz (mój i kilkoro moich przyjació³) album zdjêciowy, w którym zamiast b³yszcz±cych, kolorowych kawa³ków papieru, bêdzie trochê literek. I choæ nie dla wszystkich zrozumia³ych, ze wzglêdu na temat, zdawkowo¶æ i aliteracki styl, to dla adresatów na pewno, w sympatyczny komiks u³o¿onych. Bo ¿ycie dla pracy, to tak¿e czas wolny, ulotne chwile, chwile ulotne i nowi znajomi. To brak regu³, systematyczno¶ci i sprawdzonych metod. To czêsto brak chêci, woli i wiary.
***********************************************************
Potok kolorowych ludzi. Wygl±dam lepszych taczek i zgrabniejszych Chinek. Nie rozmawiamy. Ka¿dy ma swoje rzeczy do pouk³adania. To ju¿ ze dwa miesi±ce od przyjazdu. Chcia³oby siê, s³owami Adasia Mia³czyñskiego powiedzieæ: „co ja tu kurwa robiê?”.
Pod siedzeniami kulaj± siê puste puszki i butelki. Trochê papierków, paczka po papierosach. Jakie¶ bletki, niedopalone skrêty, rzadziej pety. I stosy rozdeptanej, przemoczonej, darmowej gazety.
Przy ka¿dym hamowaniu autobusu, ogromn± falang± uderzaj± w moje nogi. Kopiê je na bok. Przy nastêpnym hamowaniu znów powracaj±. Czê¶æ z nich z wielkich hukiem, spada ciê¿ko po schodach.
Jakby poganiane prze bandy wrednych, niewidzialnych smigoli, pêdz± po pod³odze, na ¶lepo, we wszystkie strony. Maj± z tego pewnie niez³y ubaw.
Przekona³em siê jednak pó¼niej, ¿e to nie s± fikcyjni przybysze z Marsa i ich niewolnicy. To niepotrzebne przedmioty, które wyrzucaj±, zapewne nie¶wiadomi istnienia, instytucji kosza na ¶mieci, leniwi pasa¿erowie.
Razu pewnego widzia³em, jak kierowca w unikalny sposób oczyszcza swój wóz ze ¶mieci. Mianowicie na zakrêcie w prawo otwiera drzwi, które znajduj± siê z lewej i w jednej chwili, du¿a czê¶æ zbêdnego balastu, wypada wprost na drogê i mijane samochody.
Mo¿e dostanê robotê, przy sprz±taniu autobusów w nocy. Tego tutaj na pewno potrzeba...
**********************************************************
Co za pogoda, mro¼no, wieje i m¿awka. Ostatni± noc spêdzi³em u znajomego Angola. Przyszed³em jak±¶ godzinê albo jej pó³, przed pó³noc±. Zlitowa³ siê nad bezdomnym, by³ym s±siadem. Kupi³em kilka bronków dla od¶wie¿enia znajomo¶ci. W pokoju mrok panowa³, jak zwykle i charakterystyczny kawalerski zaduch. Podstawowy sprzêt do prze¿ycia: tv, konsola do gier, kanapa i czajnik bezprzewodowy. W pokoju zasta³em te¿ jego partnera z pracy i najprawdopodobniej jednocze¶nie partnera, na dobre i na z³e. To nie by³o po mojej my¶li.
Nie mia³em si³ i nerwów na tego typu klimaty. Przecie¿ w zasadzie ich nie zna³em.
Mog³em jednak przespaæ siê gdzie¶ na dworcu.
Mo¿e pogadam chwile i wyjdê.
¦cigali siê samochodami na iksboksie.
By³em mocno zmechacony i nie chcia³o mi siê graæ.
Zrobili¶my ca³y towar.
Na schodach w korytarzu, po omacku, dosz³o do rozciêcia mego ³uku brwiowego.
Zapyta³em, czy mogê siê kimn±æ. Odpowied¼ by³a twierdz±ca, wiêc zwin±³em sobie kurtkê pod g³ow± i po³o¿y³em na jedynym ³ó¿ku.
W nocy by³o strasznie zimno.
Obudzi³em siê nagle. D³ugo spa³em? Oderwa³em oko, przyklejone do kurtki, spor± ilo¶ci± zakrzep³ej krwi. Przede mn± widok taki sam, jaki mia³em przed oczyma siedem godzin temu. Nadal je¼dzili samochodami...
***********************************************************
Ale to przecie¿ tymi wspomnieniami ¿yjê. Tylko to mnie trzyma przy ¿yciu. Te chwile, które mam w pamiêci, od¶wie¿ane kilkana¶cie razy na dzieñ. Zapisane w pamiêci kartki od ludzi, których pozna³em. Pami±tki z miejsc, w których by³em. Gdy ju¿ nie wiem czy przetrwam, to choæ na piêæ minut, zatapiam siê w nich, jak w przejrzystej, kryszta³owej wodzie. Powielam, jak stare fotografie. Wyblak³e, ju¿ bez pierwszego blasku, ci±gle jednak pe³ne jasnych, piêknych dni.
My¶lowy klaser z powycieranymi brzegami, odrapanymi kantami, w twardej po-PRL-owskiej obwolucie. Trzymam go zawsze pod rêk±, czujê, ¿e jest przy mnie, mój czarodziejski pamiêtnik i najlepszy przyjaciel jednocze¶nie. On nie narzeka, gdy o nim zapomnê, rzucê w k±t do szuflady i d³ugo nie dotykam.
Czeka cierpliwie, a¿ bêdzie potrzebny. Otworzy siê w zupe³nie przypadkowym miejscu. Krótkie notatki, kogo¶ profil, zapomniany rachunek sumienia. Kolorowe pineski, przytrzymuj± ró¿ne wspomnienia. Jakie¶ odrêczne zapiski, powklejane fotki, ¼d¼b³a trawy, kilka ziaren piasku i znajome kamienie. Jak wpisy w szkolnym pamiêtniku, tyle ¿e jedn±, w³asn± rêk± pisane. Szybko przeskakujê po kolejnych wersach, nie mog±c skupiæ siê na jednym, jakby natychmiast znika³y. Niektóre pozostaj±, ale s± mocno zamazane. Pojawiaj± siê te¿ nowe, z zupe³nie innego wymiaru.
Dwie sklejone karty. Co one kryj±? Inny klimat i barwa. Trochê podejrzliwo¶ci, b³êdy, ³zy i jaka¶ posêpna mina. Stary cz³owiek ze srog± twarz±, wykrzykuje i wymawia mi z³e zachowanie. Czujê siê jak sztubak. Mówi mi, ¿e ¼le siê uczê i nie mam przysz³o¶ci. Zaraz kto¶ inny p³acze, narzeka, ¿e zrobi³em mu krzywdê, ¿e zostawi³em, ¿e nie pamiêtam... Jak to? I wspania³a otch³añ wody, kolory, têcza, jaskrawe barwy i jasne niebo. Lekkie chmury, szumi±ce tataraki, fale...
Kocham was wspomnienia!
**********************************************************
§ Nie mamy dnia, za du¿o dni - dyzio zagadkowo
§ ¯eby to spaliæ... trzeba bêdzie w du¿ych ilo¶ciach paliæ... - gringo
§ Nie, ale to w koñcu ile?
Ja mówiê, ¿e z dychê - dyzio
§ Dychê jarania, no...
§ No, bo co? Nie no trójkê we¼miemy do Zakopca, jeszcze w poci±gu bêdziemy jaraæ -dyzio
§ Jeszcze laski jakie¶... -gringo podpowiada
§ Tytkê zjaramy w poci±gu... w jedn± i drug± stronê... z jakimi¶ kumplami, dupami, co¶... to siê zjara te¿ tytkê, sami te¿ zjaramy tytkê, to trójkê na bank trzeba wzi±æ, ¿eby tam nie kupowaæ - dyzio rozpoczynaj±c debatê
§ No...
§ A mo¿e nawet czwórkê wzi±æ... - dyzio (urywany ¶miech)
§ ¯ebym ciê nie musia³, kurwa... nosiæ - gringo opiekuñczo
§ No... no i co, u nas? - dyzio
§ Za³ó¿my, ¿e takich piêæ baletów? - gringo
§ U nas?
§ No...
§ Bêdzie tyle?
Nie bêdzie tyle... - dyzio
§ To cztery balety
§ No to ju¿ s±... dwa gramy - dyzio
§ (¶miech gringa)
§ Trzy?
I w Poznaniu... a w Poznaniu?
Te¿ jarania trochê trzeba... - dyzio
§ Dwie noce na bank tam bêdê, wiêc... - gringo
§ No; jaranie musi byæ zawsze!
To z dycha musi byæ, dycha, po dychu - dyzio
§ No, najwy¿ej Ci zostawiê...
§ Nie, no spokojnie, kurwa bracie
§ No, z dychê trzeba mieæ - gringo
§ Przecie¿ nawet nie wiem, czy starczy - dyzio
§ Dychê jarañska i teraz tej fetki, noo... - gringo
§ To, to jest ile jarania, ile to jest rajania - dyzio
§ Dycha to jest... ile?
§ Z dwadzie¶cia z³otych... nieca³e...
Zale¿y ile za³atwi...
§ To jest sto z³otych, nie?
§ Sto z³otych?
§ A ile?
Sto dwadzie¶cia... sto piêædziesi±t...
Im wiêcej tym taniej, nie?
§ No tak, ale bez przesady, kurwa, ze sto piêædziesi±t, tak, na pewno - dyzio
§ No, to masz jarania, za sto piêædziesi±t z³otych - gringo
§ No... i fety trochê by trzeba
§ Fety? Na bank...
Piêæ, no cztery dobre balety na fecie... - gringo
§ No, ale w dzieñ jeszcze...
[...]
§ A jakie¶ guz³y? - dyzio
§ Nie, co ty?
§ Nie?
§ Nie!
§ Chyba, ¿e co¶ jeszcze, kwasa jakiego¶?
§ Hmm...
dyzio |