Magazyn Młodych - Strona główna
Antykoncepcja Ksišżki Na poważnie
Opowiadania Poezja Tworzenie WWW
emodi.pl -  Wiele sklepów w jednym miejscu
Okno logowania
L:
H:
Załóż nowe konto

Szukaj

Teksty
Strona główna
Antykoncepcja
Film
Fotografia
Humor
Książki
Linki
Muzyka
Na poważnie
Opowiadania
Poezja
Sport
Tworzenie WWW
Wywiady

Reklama


Redakcyjne
Strona główna
Newsy
Nasze banery
Dodawanie tekstów
Redakcja
Reklama
Linki

Subskrycja
Twój email


Polityka prywatności

STATy:)

o2u.pl - 
darmowe liczniki
Tekstów: 341
Komentarzy: 1221
Twórców: 110 osób
Soft: cmsMM v 2.0

Chcesz dodać swój artykuł?


MM >> Książki >> Razem a jednak osobno

Razem a jednak osobno


Data publikacji: 21-07-2008
Autor:Monika
Kategoria:Książki
Odsłon:4052

      Rozdział 1 Matylda stała przed tablicą ogłoszeń na swoim wydziale i przyglądała się jej uważnie. W ręku trzymała małą białą kartkę. Przecież nie mogę jej tu wywiesić. Nikt nie zwróci uwagi na moje ogłoszenie. Kartka zginie wśród tych wszystkich ogłoszeń.
Przed dwoma miesiącami rodzice Matyldy zaczęli z nią wojnę. Sama była temu winna. Nie chodziła na wykłady, nie brała udziału w egzaminach a te które pisała oblewała. Ogólnie mówiąc cały jej poprzedni semestr opierał się na jednym wielkim kłamstwie i wykrętach. I wtedy rodzice zastrajkowali. Żadnej pomocy z ich strony, żadnych pieniędzy. Nie ma wyników, nie ma kasy. Proste.
Matylda musiała znaleźć współlokatorów do swojego domu. Nie dało się żyć w nim samej. Oszędności, których i tak niewiele było, zniknęły w przeciągu paru miesiecy. A utrzymanie takiego domu kosztowało. Nie miała wyboru. Musiała działać.

Dzień później Matylda ponownie stała przed tablicą ogłoszeń i przyklejała swoją kartkę. Tym razem na żółtym papierze, drukowanymi literami, dodatkowo jeszcze pogrubionymi. Czynsz nie był tani. Matylda zdawała sobie sprawę z tego, że nie łatwo będzie jej znaleźć chętnych. Ale nie miała wyboru. Dom był jej domem. Czynsz więc odpadał. Ale prąd, ogrzewanie, woda.... wszystko miało swoją cenę. Do tego opłaty za studia, opłata samochodu.... Jak miała sobie dać z tym wszystkim radę bez finansowej pomocy rodziców? Musiała znaleźć do każdego pokoju lokatora.

Telefon milczał. Nikt się nie odzywał. Matylda straciła całkowicie nadzieję, że uda jej się kogokolwiek znaleźć. Czas był nieodpowiedni. Wszyscy mieli już swoje kwatery. W końcu semestr już się zaczął. A do nowego semestru było jeszcze sporo czasu.

- Halo. Ja dzwonię w sprawie mieszkania.
Serce Matyldy biło jak oszalałe. Żeby przynajmniej ta jedna osoba tu zamieszkała.
- Halo? Jesteś tam?
- Tak, podam ci adres. Jeśli ci pasuje, spotkamy się jeszcze dziś.
- Ok.

Wysoka, szczupła dziewczyna o blond włosach (oczywiście nie naturalnych, co można było łatwo rozpoznać po jej ciemnych odrostach) stała przed drzwiami domu Matyldy. Wyglądała na miłą. Matylda wskazała ręką aby weszła.

- To twój dom?
- Tak.
- Duży.
- Zgadza się. Oprowadzę cię.
- Ktoś się zgłosił? Czynsz nie jest tani. – powiedziała i się uśmiechnęła.
- Nie. Jesteś pierwsza. Jeśli będziesz zainteresowana, masz prawo wyboru pokoju. Możesz wybierać spośród pięciu.
- Poważnie? Ile pokoi jest w tym domu.
- Dużo.

- Jak już mówiłam, czynsz nie jest tani. Ale ... podoba mi się tutaj. Cisza, spokój, przestronnie. Duży ogród, basen... Biorę.
- Który pokój?
- Ten z wyjściem na balkon, z widokiem na ogród.
- Zgoda.
- Katarzyna Majchrzak. Studiuję ochronę środowiska. Jutro zaczynam przeprowadzkę.
Matylda podała jej rękę i przedstawiła się. Była szczęśliwa. Dziewczyna wyglądała na całkiem poukładaną. Sprawiała wrażenie miłej. Przynajmniej jedna osoba, która była w stanie misięcznie wywalać tyle kasy na mieszkanie.

Kilka dni później dom miał już trzech lokatorów. Oprócz Katarzyny zgłosił się jeszcze jeden chłopak. Student malarstwa i rzeźby. Dwudziestoczteroletni Konrad. Wprowadził się jeszcze tego samego wieczoru. Zajął pokój na piętrze naprzeciw Kasi.

Dni mijały w milczeniu. Kasia znikała wieczorami i pojawiała się przeważnie w środku nocy. Swoje eskapady odsypiała w ciągu dnia. Od czasu do czasu wychodziła na wykłady. Ale przeważnie była w domu i nie wychodziła ze swojego pokoju. Kiedy spotykały się w kuchni, wymieniały kilka zdań i znikały w swoich pokojach.

Konrad był inny. Był żywy, impulsywny, rozmawiał dużo. O niczym ważnym. Poprostu gadał bez ładu i składu. Czasami Matylda miała go po dziurki w nosie. Codziennie rano wychodził, pojawiał się popołudniami i zaraz siadał do malowania. Najczęściej wystawiał swoją sztalugę do ogrodu. Stawiał na niej farbki, pojemniczek z wodą. Wyciągał pędzle i zaczynał malować. Czasami biegał po domu szukając jakiegoś obiektu do kolejnego obrazu. Czasami siadał przy kominku w ich wspólnym pokoju i węglem malował otaczające go przedmioty i osoby. Nigdy jednak nie pokazywał swoich prac.

W ciągu kolejnych tygodni pojawiła się następna osoba. Patrycja Okolińska. Niska, puszysta osóbka ciągle uśmiechająca się. Wprowadziła się do pokoju na parterze. Wiekszość czasu spędzała jednak w kuchni. Gotując coś, piecząc ciasta i ciasteczka. To był jej konik. Z domu wychodziła tylko po zakupy. Siadała na swój czerwony rower i wracała po kilku godzinach obładowana warzywami, owocami i całą resztą. Była miłą osobą. Mimo, że nie należała do najpiękniejszych i najszczuplejszych, miała w swojej twarzy coś, co sprawiało, że była ładna.

Kolejną lokatorką domu Matyldy stała się Anna Maria. Niepozorna dziewczynka w dziwnych okularach pojawiła się pewnego dnia w jej domu. Nie sama. Jako niespodziankę zabrała ze sobą swoich rodziców albo odwrotnie. Oni zabrali ją.

- Stanisław Podhorodecki. – przedstawił się meżczyzna – Moja żona Maria i córka Anna Maria.
- Stolarska. Matylda Stolarska. Proszę do środka.
- Mam nadzieję, że nie sprawiamy kłopotu. Pani spodziewała się napewno tylko Anny Marii.
- Ach, proszę mówic do mnie Matylda.
- Ja zostanę jednak przy pani. – powiedział stanowczo. – To pani dom?
- Tak.
- Taki duży?
- Tak. Spadek po dziadkach.
- I jest pani w stanie utrzymać go sama?
- Dlatego szukam współlokatorów.
- Ma już pani kogoś?
- Tak, trzy osoby.
- Ach aż trzy. Ile osób jeszcze pani szuka?
- Mam pięć pokoi do wynajęcia. Trzy z nich już wynajęłam.
- Czy mieszkają tutaj mężczyźni?
Matyldzie sprawiały kłopot pytania ojca Anny Marii. Czy to miał być wywiad? Przesłuchanie? Może mieli wszyscy pokazać dowody, wpisy z uczelni i podać jeszcze numery telefonów do rodziców. Jej wydawało się to starsznie śmieszne.
- Tak, jeden.
- Hmmm, to mamy problem.
- Problem? Nie rozumiem.
- Niechętnie zostawię córkę w domu, gdzie mieszka mężczyzna.
- Ale to przecież normalne. Prawie w każdym mieszkaniu studenckim są mężczyźni. To na wypadek, jakby się coś zepsuło. Męska ręka. Wie pan...
- Acha, jakby się coś zepsuło... A ten piąty pokój?
- Tak? Co z nim?
- Czy wynajmie go pani mężczyźnie?
- To zależy kto się zgłosi.
- Hmmmm to mamy następny problem.
- Wie pan, ja nie mogę tak wybierać. Czynsz nie jest tani. Nie wiele osób się zgłosiło. Jestem zadowolona z każdej, która jest gotowa tutaj mieszkać.
- Czy ten mężczyzna jest teraz w domu?
- Jaki mężczyzna?
- Pani współlokator.
- Aaaa Konrad. Nie, jest na uczelni.
- Co studiuje?
- Malartswo i rzeźbiarstwo.
- Hmmm artysta. Z takimi sa same problemy.
- Proszę pana, może będzie lepiej, jak poszuka pan innego mieszkania dla córki. Zaoszczędzi pan sobie tych pytań i mi też.
- Ja chcę tylko, żeby moja córka mieszkała normalnie. Nie tak, jak do tej pory z tą bandą narkomanów i ludzi bez zasad.
Matylda uśmiechnęła się tylko i wzruszyła ramionami.
- No dobrze. Na okres próbny, Anno Mario. Po paru miesiącach zobaczymy co dalej.

Rozdział 2

- Ja cię przepraszam. – powiedziała cicho Anna Maria wchodząc do kuchni.
- Za co?
- Wiesz Matyldo, moi rodzice są strasznie ostrożni jeśli chodzi o takie rzeczy.
- Ach, przestań. Nie ma problemu.
- Ale ja cię mimo to przepraszam. To było takie żenujące.
- O co chodzi? – wtrąciła się Patrycja mieszając coś w garnku.
- O rodziców. – odpowiedziała Anna Maria.
- Eeee, nie zawracaj sobie głowy. – odpowiedziała Patrycja – Z nimi zawsze problemy.

Na stole stały miski wypełnione sałatkami, ziemniaki smażone, ziemniaki w mundurkach, puree, półmiski pełne mięsa: smażone piersi z kurczaka i udka, kotlety mielone. Prawdziwe polskie jedzenie. Zapach potraw roznosił się po całym domu.

Patrycja donosiła co róż jakieś nowe pyszności. Inni siedzieli na swoich miejsach przy stole i czekali na znak rozpoczynający ucztę. To był pierwszy raz, gdy wszyscy mieszkańcy domu zasiedli przy jednym stole. Pierwszy raz, gdy byli obecni wszyscy.
Patrycja usiadła i pokiwała głową. Konrad chciał się rzucić właśnie na mięso, gdy Anna Maria złapała go za rękę.
- A modlitwa? – spytała.
Wszyscy popatrzyli na nią, jak na wariatkę i dla Matyldy wszystko stało się jasne. Zachowanie ojca Anny Marii przede wszystkim i te jego dziwne pytania.
- Ty Anka, zwiariowałaś? – powiedział Konrad oburzony – To nie średniowiecze.
Nie czekając na jej reakcję pochylił się nad stołem i przysunął półmisek z mięsem bliżej siebie.
W oczach Anny Marii pojawiły się łzy.
- Nazywam się Anna Maria. – wyszeptała.
- Anna Maria czy Anka czy Maryśka.... Ja jestem głodny!
- Daj jej spokój. – wtrąciła się Patrycja – Może ma rację. Może powinniśmy podziękować Bogu za te wszystkie dary. – powiedziała puszczając oczko do Konrada.
Konrad oburzony odstawił półmisek na miejsce i usiadł z rezygnacją.
- Tylko nie karz nam się łapać za ręce! – dodał złośliwie.

- Ile ty masz właściwie lat? – spytał Konrad Kaśkę.
- A ty ile? Bo nie dosłyszałam.
- Jaka wredna! Dwadzieścia cztery.
- Aaaa rówieśnik.
- Rówieśnik?
- No powiedz czy ty tylko tak robisz czy naprawdę nic nie kapujesz?
- Co?
Wszyscy przy stole zaśmiali się.
- Jestem twoją rówieśniczką.
- Aaaa, to mów że dwadzieścia cztery.
- No mówie przecież.
- A co studiujesz?
- No jaki ciekawski.
- A co tajemnica?
- Ochronę środowiska.
- Poważnie?
- Poważnie.
- Wcale nie wyglądasz na taką.
- A na jaką?
- Hmmm ... sam nie wiem. A co was tam uczą? Jak chronić środowisko?
- Dokładnie! Jak chronić środowisko przed takimi pasożytami jak ty.
Wszyscy znowu ryknęli śmiechem. Konrad również.
- He, dobra jesteś.
- A co myślałeś, że blondynki to wszystkie głupie?
- Blondynką to ty jesteś, jak ja jestem van Gogh.
- Ok, jeden do jednego. A ty co robisz?
- Studiuje.
- To wiem. A co?
- Malarstwo. – powiedział dumnie – i rzeźbę.
- No, no artysta.
- Jak się rozbierzesz, to cię namaluję.
- Głupek!

- Ty Anka, a ty co porabiasz? – spytał zwracając się do Anny Marii.
- Anna Maria – poprawiła go poprawiając jednocześnie swoje okulary – Nazywam się Anna Maria.
- Ludzie, kto ci dał takie imię.
- Rodzice.
- No domyślam się. Możemy je skrócić?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo się tak nazywam.
- Upartsza niż osioł.
- Wyprszam sobie.
- No więc zdradzisz nam tajemnicę?
- Teologia.
- Co?
- Teologia!
- Teologia? To to trzeba jeszcze studiować?
- A malarstwo? – wtrąciła się Kaśka – To trzeba studiować? Ja myślałam, że albo się umie albo nie. Czego się tam jeszcze uczyć.
- No wiesz.... – powiedział Konrad – Kreska nie jest równa kresce. Jest wiele tech...
- Eee no daj że spokój. Tak dokladnie to ja nie chcę wiedzieć.
Konrad spojrzał na Kaśke ze złością.
- Coś taka zgryźliwa? Okres masz?
Anna Maria spuściła głowę i zrobiła się cała czerwona.
- A ty co? Moje dni płodne chciałbyś policzyć? – odparła zgryźliwie Kaśka.

Rozdział 3

Matylda była zadowolona ze stanu rzeczy. Wynajęla cztery z planowanych pięciu pokoi a więc większość kosztów i swoich wydatków miała pokryte. Robiło się jej niedobrze na myśl, że mogłaby przez kłótnie z rodzicami stracić swoje dotychczasowe życie. Drogi samochód, wypady do kosmetyczki i fryzjera. Spotkania w drogich restauracjach. Drogie ciuchy. Nie mogła wyobrazić sobie życia bez tych rzeczy. Ale teraz mogła spać spokojnie.

- Chcesz coś zjeść? – spytała Patrycja wchodzącą do kuchni Kaśkę – Zrobiłam właśnie przepyszne naleśniki.
- Nie. Nie mam ochoty. Powiedz, ty chodzisz wogóle na jakieś zajęcia?
Patrycja machnęła ręką i nie odpowiedziała.
- Co ty wogóle studiujesz?
- Dobre pytanie.
- Jak to?
- Szukam swojego powołania.
- He?
- No poprostu nie zdecydowałam jeszcze, co chcę w życiu robić.
- To co nie studiujesz nic?
- Ekonomie.
- Aha.
- Wcześniej biologię ale wyleciałam. To znaczy nudziło mnie, więc przestałam chodzić do czasu, gdy mnie wyrzucili.
- A ekonomia nie?
- Też.
- Kto ci kasę daje na to wszystko?
- Rodzice.
- I wiedzą o tym, że nic nie robisz?
- Nie.
- Spoko.
- No.
- Może powinnaś zająć się kucharstwem. No wiesz.... coś w tym rodzaju. W tym jesteś dobra.
- Myślisz? To co naleśnika?
- Nie. Dzięki. Mam kaca po wczorajszym.

Kaśka wróciła tej nocy później niż zwykle. To wszystko zajęło jej tyle czasu, że aż sama była zła na siebie. Poza tym wypiła za dużo. Szampan. Ale bez niego nie dało się przeżyć. Była zmęczona. Jedno o czym marzyła to znowu położyć się do łóżka. Dziś wieczorem miała ważne spotkanie. Musiała wyglądać dobrze. Żywo i swieżo. Na jedzenie nie miała ochoty. Było jej niedobrze. Nie miała dłużej ochoty na takie życie. Pomału męczyło ją wszystko.

Patrycja połykając rapczywie naleśnika myślała nad słowami Kaśki. Coś w nich było. Może rzeczywiście powinna się skoncentrować na tym, co robi najlepiej: gotowanie. Przez te wszystkie zmiany kierunków traci tylko czas i pieniądze rodziców. Zrobiło jej się żal rodziców. W sumie nie mieli sami wiele a ona ciągnęła ich nadal za kieszeń. I okłamywała. To chyba było najgorsze. Na talerz rzuciła sobie jeszcze jednego naleśnika i przegnała myśli o tym wszystkim.

- Ugotowałaś coś? – zapytał Konrad wchodząc do kuchni.
- Ty? Nie przeginaj! – odpowiedziała Patrycja.
- No co wy takie wszystkie jakieś....
- Jakie? Normalne.
- Powiedziałbym: nienormalne.
- Naleśniki. Z serem albo dżemem.
- Naleśniki? Kreatywność cię opuściła?
- Nie marudź! Nie musisz jeść.
- No już dobrze. Nie lubię naleśników.
- Nie jestem twoją kucharką.
- No ale ty i tak nic innego nie robisz.
- A ty skąd wiesz?
- Widzę?
- Co widzisz?
- No, że nic nie robisz.
- Odwal się! – syknęła.
- Spoko. Widziałaś może mój pędzel?
- ....
- Taki z włosiem jak wachlarz.
- ....
- Zgubił mi się.
- Znajdzie się.
- Kaśka! – krzyknął widząc Kaśke wchodzącą po schodach – Widziałaś mój pędzel?
- Co znowu?
- Pędzel? Taki z włosiem jak wachlarz.
- Nie!
- Myślisz, że może Anka mi go schowała? – zapytał odwracając się do Patrycji.
- Ona nazywa się Anna Maria. To tak jakby cię ktoś nazwał Kon a resztę zapomniał.
- Kon może być. Con, soooo American. – dodał zniekształcając swój głos.
- Glupi jesteś.
- No ale sama powiedz, czy to takie straszne, że nazywam ją Anką? No powiedz sama.
- Dla niej tak.
- Ale dlaczego?
- Ją o to zapytaj. Nie mnie.
- Anna Maria... to brzmi tak... tak... tak staroświecko.
- Mi rybka.
- Mi też. Pędzelek? Pędzelkuuuu? Gdzie jesteś? – nawoływał Konrad wychodząc z kuchni.
Patrycja uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową. Co za świr!

Przewracając wszystko w swoim pokoju, Konrad zastanawiał się, gdzie mógł posiać swój kochany pędzel. Bez niego ani róż. Ani drzewek, ani krzaków, ani rozmazywania... Obraz bez niego to już nie to samo. Cholera, gdzie on jest! W ogrodzie?

Stojąc w ogrodzie przyglądał się oknu Kaśki. Stała naga przed lustrem. Odsłonięte firanki pokazywały ją w całej okazałości. Od tyłu. Do kolan. Ale w calej okazałości. No dobra, mogło być lepiej. Szkoda, że nie mieszka na parterze. Dobry okaz do mojego aktu. Całkiem, całkiem niezła.

Kaśka stojąc przed lustrem oglądała swoje ciało i zastanawiała się, w jaki sposób może zamaskować swojego wielkiego siniaka na udzie. Cholerny kretyn! Nigdy więcej do niego nie pojadę. Jak ja teraz wyglądam! Jak po jakimś starciu. Narzuciła na siebie szlafrok i położyła się z powrotem do łóżka.

- Chcesz naleśnika? – spytała Patrycja wchodzacą do domu Annę Marię.
- Chętnie. Dziękuję.
Anna Maria usiadła przy kuchennym stole i czekała aż Patrycja poda jej naleśnika.
- Wiesz, nie bądź zła na Konrada gdy nazywa cię Anką. On poprostu uważa Annę Marię za takie ...
- Staroświeckie?
- Dokładnie.
- Ale ja się tak nazywam.
- Ok, spoko.
- Wiesz, u mnie w domu nikt nie nazywa mnie inaczej. Nigdy nikt mnie inaczej nie nazywał.
- No, wyobrażam sobie.
- Moi rodzice... oni są tacy surowi i tacy...
- Staroświeccy?
- Dokładnie.
Anna Maria uśmiechnęła się i podsunęła wyżej okulary.
- Jesteście katolikami?
- Tak. Ty?
- Nieeee, ja nie. To nie dla mnie.
- Jesteś innej wiary?
- Nie. No co ty! Ja wierze tylko w siebie. I to też nie zawsze.
- ...
- No wiesz, nie każdy ma do tego powołanie.
- ...
- Zapomnij.

Anna Maria mogła wybierać między pokojem na górze i pokojem na dole. Pokój na górze był większy, niż ten na dole, ale był w pobliżu pokoju Konrada. A na to ojciec Anny Marii kategorycznie się nie zgodził. I tak oto Anna Maria spędzała swoje dnie w pokoju wychodzącym na ulicę. Lubiła siedzieć godzinami w oknie i obserwować ludzi. Nie było w tej okolicy wielkiego ruchu a i ulica była dość spokojna. Mimo to uwielbiała siadać w wgłębieniu okna i przypatrywać się temu wszystkiemu. Anna Maria lubiła Patrycję. Ona była taka dziwna. Taka mała i okrągła, jak piłeczka. Ale miła i przyjazna i starała się ją bronić przed Konradem. Lubiła też Matyldę, chociaż do tej pory nie miała z nią wiele wspólnego. Jakoś mijały się zawsze w drzwiach. Anna Maria wchodząc, Matylda wychodząc. Anna Maria lubiła jej styl. Taktownie dobrane ciuchy, buty, torebki. Jej czarne włosy na białych bluzkach i swetrach, które rozwiewał wiatr. I jej czarne oczy. Głębokie i takie poważne. I jej usta umalowane błyszczykiem. Takie pełne, okrągłe, wypukłe. W sam raz do całowania. O czym ja myślę. Nie mogę!

Ta mała jest całkiem niezła. Kurde kto by pomyślał. Kiedyś zapytam ją o pozowanie. Może się zgodzi. Chciałbym ją zobaczyć od przodu...

- Pati! Znalazłem swój pędzel! – krzyknął Konrad wchodząc do kuchni.
- A mówiłam.
- Był w ogrodzie. Pod drzewem, gdzie ostatnio siedziałem.
- A mówiłam, że się znajdzie.
- Dobrze, że tam poszedłem.
- No.
- Co pichcisz? – spytał zagladając do garnka.
- Tajemnica kucharza.
- Dasz spróbować. Głodny jestem jak cholera.
- Naleśnika możesz zjeść.
- No przecież wiesz, że nie lubię.
- ...
- Oki, dawaj. Jednego. Może nie umrę.
Patrycja zaśmiała się w środku siebie. No co za świr! Będzie z nim wesoło.

Ubrana w czarną krótką sukienkę zdobioną drobnymi kamyczkami stała przed lustrem i poprawiała opadnięte ramiączko. Naciągnęła buty na wysokim obcasie. Przeciągnęła szminką jeszcze raz usta. Poprawiła zwisający kosmyk włosów. Rozpyliła trochę perfum. Gotowa. Kaśka stała tak jeszcze przez dłuższą chwilę, zanim nałożyła na siebie cieńką marynareczkę i wyszła. Jeszcze tylko dzisiaj. Jutro masz już wolne.

- Hej! Ale żeś się wypindrowała.
- ...
- Wychodzisz?
- Jak widzisz.
- Zabierz mnie ze sobą.
- Musiałbyś zrezygnować ze szkodnictwa na rzecz ochrony środowiska.
- Zrobię.
- Zapomnij.
- Obiecanki cacanki.
- ...
- A tak wogóle... Znalazłem swój pędzel.
- Gratuluje!
- Ty zawsze taka jesteś?
- Jaka?
- Taka wredna.
- Trzeba sobie zasłużyć.
- Nie zasługuję?
- ...
- Zapozujesz mi kiedyś?
- W twoim śnie. Cześć!

Uparta sztuka. Ale ją kiedyś jeszcze dorwę. Pora na desser. Konrad wdrapał się do swojego pokoju czując jeszcze na piętrze perfumy Kaśki. Z szufladki małej szafki przy swoim łóżku wyciągnął małą paczuszkę. Skręcił papierosa, otworzył okno i odpalił go.

Rozdzial 4

Matylda spała jeszcze, gdy usłyszała pukanie do swoich drzwi. Nie odpowiedziała. Do cholery, dziś jest niedziela. Kogo tam swędzi? Ponowne pukanie rozłościło ją jeszcze bardziej. Spojrzała na zegarek. Nie było nawet dziewiątej.

- Czego? – odezwała się zaspana.
- Mogę wejść?

Ludzie, czego ona chce! W niedziele, o tej godzinie!

- Poczekaj w kuchni.

Anna Maria siedziała przy kuchennym stole i czekała cierpliwie na Matyldę.
- Obudziłam cię? – spytała widząc Matyldę zaspaną i opatuloną w szlafrok.
- Przecież jest niedziela. Nawet nie dziewiąta.
- Przepraszam.
- Co jest?
- Mój ojciec. Przyjadą dziś w odwiedziny. Chciałam powiedzieć ci o tym wczoraj ale nie było cię w domu.
- I?
- Boję się, że mnie stąd zabierze.
- He? A to dlaczego?
- Nie wiem. Mam takie przeczucie.
- I co ja mam z tym wspólnego?
- Ja nie chcę znowu zmieniać mieszkania. Wy jesteście dla mnie dobrzy. W miarę...
- No ale co ja mogę na to?
- Możesz z nim porozmawiać?
- Ja? O czym?
- No żebym mogła tutaj zostać. Powiesz, że do wolnego pokoju nikt się nie wprowadził. Że nie ma żadnego innego mężczyzny w mieszkaniu.
- Ok. Coś jeszcze?
- Dziękuję. To dla mnie wiele znaczy.
- Spoko.
- Ide do kościoła. Chcesz...
Matylda spojrzała na Annę Marię takim wzrokiem, że ta nie odważyła się dokończyć zdania.

Czy ona zupełenie zgłupiała? Ja i kościół! Zła wczłapała się ponownie do łóżka i próbowała zasnąć. Daremnie.

- Anna Maria próbowała mnie dziś zaciągnąć do kościoła.
Kaśka, Konrad i Patrycja ryknęli śmiechem.
- I nie poszłaś? – dodał ironicznie Konrad. – Jak mogłaś!
- Ona jest jakaś dziwna. – powiedziała Matylda.
- Podasz mi masło. – wtrącił się Konrad zwracając się do Kaśki.
- Czarodziejskie słowo.
- Abrakadabra!
Wszyscy ryknęli śmiechem. Kaśka podsunęła mu masło.
- Która chce dziś dla mnie pozować?
Dziewczyny spojrzały na niego, żeby się wkońcu odczepił.
- Co ty tam wogóle malujesz, van Gogh’u? – spytała Matylda.
- Wszystko.
- To zajmij się pejzarzem i daj nam spokój. – odparła Kaśka.
- Ale najchętniej nagie panienki.
- Eeee, tobie już nic nie pomoże. – odparła Kaśka.
- To sztuka. Akt. Piękno kobiety oddane na płótnie. Ale ty i tak się nie nadajesz. Za brzydka jesteś. Chociaż i brzydkie kaczątka można przedstawić jako łabędzia. Z odrobiną wyobraźni oczywiście.
Patrycja roześmiała się.
- Namaluj mnie.
Konrad się skrzywił.
- No ale dziś nie mam czasu.
- No przecież właśnie gadałeś o pozowaniu.
- No ale nie dziś.
- Kłamca!
- Podasz mi nutellę?
- Czarodziejskie słowo.
- Proszę...

Dlaczego on nie jest taki miły dla mnie? Boi się, że Patrycja przestanie mu obiadki robić? A mnie zawsze dobija tymi swoimi tekstami. Idiota!

Kaśka jako pierwsza wstała od stołu. Miała dość Konrada i jego tekstów. Niedziela była jedynym dniem, w którym zbierali się do wspólnego śniadania, wymieniania swoich wrażeń, problemów. Oprócz Anny Marii, która swoje wrażenia i problemy opowidała księdzowi w kościele.

- Weź ty się ubierz dziś porządnie. – powiedziała Patrycja do Konrada – Rodzice Anny Marii przyjeżdżają.
- I co? Mam wskoczyć w gajerek?
- Nooo.
- Nie ty żartujesz., co? Ja się zmywam z domu. Nie ma mnie. Jak bańka mydlana. Bluup i mnie nie ma.
- To problem z głowy.

Konrad stanął przed lustrem w przedpokoju i przyglądał się uważnie swojemu odbiciu. Kiedy ja ostatnio brałem prysznic? Moje włosy wyglądają strasznie. Nic dziwnego, że Kaśka nie chce mi pozować. Ja też bym nie chciał takiemu brudasowi. I ten sweter... Ludzie, dostałem go od mamy przed tysiącem lat. I jeansy... szkoda słów. Całe w farbie. Jak ostatni lump.

Matylda pomogła Patrycji posprzątać po śniadaniu. Ona sprzątała talerze i wkładała je do zmywarki. Patrycja chowała resztki jedzenia do lodówki.

- Co ty wogóle studiujesz Patrycja?
- Życie.
- ...
- Tak poważnie to nic.
- Jak to?
- A jakoś tak wyszło. Najpierw biologia, teraz ekonomia.
- Ale nie chodzisz na wykłady.
- Nie chce mi się.
- Nie interesuje cię ten kierunek?
- Nuda.
- To zmień.
- Nie chce mi się.
- To skąd bierzesz pieniądze na mieszkanie, życie? Pracować też nie pracujesz.
- Rodzice...
Matylda westchnęła.
- Wierz mi, kiedyś się to skończy. Wiem jak to jest.
Patrycja wzruszyła ramionami.

Może pójdę jutro na zajęcia? A może jest już na wszystko za późno. Ćwiczenia pewnie były a mnie nie było. Wykłady to nic. Najgorsze kolokwia. Może powinnam... Może jutro pójdę. Tak, pójdę!

Matylda myślała o swoich rodzicach. Była niedziela. Siedzieli pewnie wspólnie w ogrodzie. Cała rodzinka przy jednym stole. Śmiali się, opowiadali sobie zdarzenia z tygodnia. A jej tam nie było. Zrobiło się jej smutno. Tęskniła w prawdzie za swoim bratem i siostrą ale nie do tego stopnia aby pojawić się w domu rodziców.

Patrycja, Kaśka i Konrad uciekli z domu na wiadomość o odwiedzinach rodziców Anny Marii. Matylda była sama i nie miała ochoty na dyskusje z Podhorodeckim. Ale obeszło się bez tego.

- Zrobiłem mały wywiad. – zwrócił się ojciec Anny Marii do Matyldy – Wiem, że pochodzi pani z dobrej rodziny i myślę, że pani rodzice nie pozwoliliby na to, żeby w tym domu pałętały się jakieś podejrzane typy. Anna Maria zostanie.

Matylda nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko. W oczach Anny Marii pojawiły się iskierki. Uśmiechała się od ucha do ucha.

Wieczorem Konrad pojawił się z jakąś dziewczyną. Zniknęli szybko za drzwiami jego pokoju i wyszli dopiero po dwóch godzinach. Dziewczyna wyszła, Konrad dosiadł się do dziewczyn siedzących w salonie.

Co to za laska? Czego tu chciała? Przyszła na seks czy do pozowania? Kaśka siedziała z podkulonymi nogami na kanapie i obserwowała Konrada czekając aż coś powie.

- Co robicie? – spytał podchodząc bliżej.
- Nic. – odparła Patrycja.
- Dosiąde się, jeśli nie macie nic przeciw. Wina chętnie się też napije.
Patrycja wyszła i wróciła z napełnioną lampką wina. Podała ją Konradowi.
- Dziękuję. Jesteś skarbem.

No proszę. Ona jest skarbem a ja jestem brzydula. Debil! Kaśka nie mogła wyjść z podziwu, jak Konrad traktuje Patrycję. Między zachowaniem jego do Pati i do Kaśki leżały światy. Kaśka była rozczarowana, że nie może znaleźć z nim wspólnego języka. Oburzona wyszła.

Anna Maria siedziała w swoim pokoju zanurzona w książkach. Słyszała głosy innych i wiedziała, że zebrali się w salonie. Nie miała jednak odwagi aby wyjść i się dosiąść. Była szczęśliwa, że ojciec podjął ostateczną decyzję i pozwolił jej tutaj zostać. W porównaniu z poprzednim mieszkaniem to był raj na ziemi. Jej poprzedni współlokatorzy okazali się totalnymi idiotami. Nękali Annę Marię, śmiali się z niej, docinali. Ciągłe imprezy, ciągle alkohol i narkotyki. Ciągle setka nieznanych osób w mieszkaniu. To było, jak dla Anny Marii, za dużo. Tutaj było inaczej. Lubiła Patrycję, jej jedzenie. Lubiła Matyldę. Kaśka też była niczego sobie. Konrad... bez komentarza.

Po raz pierwszy od wielu tygodni Kaśka obudziła się przed budzikiem. Musiała pojawić się na wykładach. Nie miała wyboru. Dzień zapowiadał się ciężko. Zaraz po zajęciach musiała lecieć na spotkanie. Spakowała kilka potrzebnych rzeczy aby nie wracać do domu i nie tracić czasu. Kiedy to się wreszcie skończy? Mam dość! Nałożyła makijaż, zabrała torbę i wyszła. Na podwórzu natknęła się na Matyldę.

- Chcesz się zabrać? – spytała Matylda wsiadając do samochodu.
- Na uczelnie?
- Taaa.
- Ok.

Jechały w milczeniu. Może nie miały ochoty na rozmowę. Może było o wiele za wcześnie na dyskusje.

Co ona ma w tej torbie? Myślałam, że idzie na wykłady. Matylda od kilku dni zastanawiała się, co Kaśka robi nocami poza domem. Nie pytała jednak o nic, nie wnikała w jej życie. Sama też by nie chciała aby Kaśka mieszała się w jej życie.

Jak ona może pozwolić sobie na ten cały luksus? Skąd ma kasę? Drogi samochód, drogie ciuchy... Ja to co innego. Ale ona? Kaśka dumała przez chwilę ale nie chciała o nic pytać.

Patrycja siedziała przy kuchennym stole i popijała kawę. Wiem, obiecałam sobie iść dziś na wykłady. Ale dziś... dziś jest taki śmieszny dzień. Nie mam ochoty, boli mnie głowa. Pójde jutro. Zajrzała do lodówki. Wszystkie zapasy zniknęły. Musiała zrobić zakupy i pomyśleć, czym uraczy dziś swoich współlokatorów.

Konrad otworzył oczy i podniósł się z łóżka. Co za dzień. Łeb mi pęka. Napewno od tego wina wczoraj. Jakieś specjały, drogie gówno, po którym się ma kaca. Kupiły by sobie winiaka za siedem złoty. To jest wino! Naciągnął na siebie spodnie, koszule i boso zszedł na dół. Miał nadzieję, że spotka Patrycje, która o tej porze zawsze była w kuchni. Ale jej nie było. W sumie nie miał ochoty na jedzenie. Przeszukiwał szafkę aby znaleźć coś na ból głowy. Dziś mogę zapomnieć o zajęciach. Eee, raz można.

Matylda przeszukiwała tablicę ogłoszeń. Ale jej ogłoszenie zniknęło. Wyciągnęła z torebki nowe i nakleiła ponownie. Jeszcze jedna osoba i będzie komplet. Więcej pieniędzy. Wtedy będę mogła żyć tak, jak do tej pory. Rodzice mogą się wypchać! Poczuła w sobie ulgę. Nie myślała, że jej plan się uda. Ale wszystko było na dobrej drodze.

Rozdział 5

Matylda otworzyła okno i poczuła trawkę. Nie myliła się. Doskonale znała ten zapach. Sama nie raz ją paliła. Ale w jej własnym domu! Wychyliła się przez okno ale nie mogła nic zobaczyć. Nie namyślając się długo wyszła przez okno i podniosła głowę do góry. Mam cię! Palaczu! Konrad stał w otwartym oknie i zaciągał się. Nie widział jej.

- Ty?
Konrad popatrzył zmieszany w dół i zanieruchomiał.
- A jednak się nie pomyliłam. – zaśmiała się Matylda.
- Eeee...
- Co eee? Zabrakło ci nagle słów?
- No wiesz....
- Złaź na dół. Rozmowa nas czeka.

No ja pierdziele, tego mi brakowało. Konrad zagasił skręta i posłusznie ruszył na dół. Ale będzie jazda. Myślałem, że jej nie ma. Cholera!

W salonie Matylda siedziała w fotelu z miną, która nie wróżyła nic dobrego. Konrad wszedł do środka i usiadł na brzegu kanapy.

- Palisz trawkę?
- No.
- Inne rzeczy też bierzesz?
- No co ty!
- Konrad?
- No dobra... czasami.
- I co teraz zrobimy?
- Wiesz, ja będę teraz wychodził z domu. Nigdy więcej w pokoju.
Matylda zaśmiała się.
- Podzielisz się?
Konrad zamarł na chwilę.
- Głuchy jesteś? Co masz?
- Eeee, amfe i trochę trawy.
- Wezmę działkę amfy.
Konrad popatrzył na Matyldę ze zdziwieniem.
- No co jest z tobą? Dogadamy się?
- Spoko.

Matylda siedziała w swoim pokoju. Już dawno nie miała takiego dobrego uczucia w sobie. TEGO uczucia. Już dawno nie brała amfy, więc podziałała na nia jakby ze zdwojoną siłą. Oooo tego mi brakowało. A do tego za darmo. He he dobrze, że go złapałam.

Muszę z tym skończyć. Kurde, teraz muszę się jeszcze dzielić z nią. Nie mogę sobie na to pozwolić. Co z kasą? Ale wtopa. Jak mogłem dać się tak złapać. Idiota! Muszę z tym skończyć. A jej jakoś się wytłumaczę. Niech sobie poszuka innego dostawcy!

Anna Maria słyszała każde słowo Matyldy i Konrada. Tego jeszcze brakowało. A ona myślała, że ci ludzie są inni niż ci poprzedni. I znowu wtopa! Znowu porażka. Żeby się tylko ojciec o tym nie dowiedział. Inaczej znowu szukanie albo co gorsze – dojazdy z ich dziury. Jak oni wogóle mogą. Niszczą swoje życia, uzależniają się. Niszczą swoje ciała i mózg. Matylda jest przecież taka piękna... Dlaczego to robi? Po co jej to? Co jej dają narkotyki?

Kaśka wpadła do domu zła, jak osa. Wbiegła na górę, rzuciła się na swoje łóżko i zaczęła płakać do poduszki. Cholera! Znowu nic. Znowu siniaki i zero kasy. Jak ja mam zapłacić za ten zasrany czynsz, który kosztuje mnie majątek? Mam zrezygnować z mieszkania tutaj?Pomocy.... Ja już nie mam siły.

Konrad usłyszał trzaśnięcie drzwi. Spojrzał na zegarek. Dochodziła druga w nocy. Co ona robi po nocy w mieście? Puszcza się? I zawsze taksówką do domciu. Skąd bierze kasę na to wszystko? Napewno się puszcza. Albo tańczy w klubie nocnym. Nieee.... wracałaby jeszcze później.

- Ty a ty co taka fioletowa?
Kaśka podniosła głowę do góry i zobaczyła nad sobą Konrada.
- Nie jesteś na wykładach?
- A ty? Daj mi spokój.

Musiał tu przyleźć! Myślałam, że jest na zajęciach. Jeszcze tego brakowało, żeby widział moje siniaki. Nawet nie można w spokoju posiedzieć nad basenem. Kaśka podniosła z ziemi szlafrok i nakryła się nim.

- Ale masz siniaki.
- Moje nie twoje.
- Ciekawe skąd je masz?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
- Takie teksty możesz mówić Ance. Ją możesz tym przestraszyć, nie mnie.
- Mądrala!
- A więc?
- Co?
- Twoje siniaki. Chcesz pogadać?
- Z tobą napewno nie.
- Nie bądź taka.
- Zostaw mnie! Czego chcesz?
- Nie to nie. Boli?
- Konrad, cholera, zostaw mnie w spokoju!
- Dziwna jesteś wiesz. W sumie moglibyśmy się zaprzyjaznić. No ale skoro ty nie chcesz... Nie będę cię zmuszał.
- ...
- Ok, spoko. Kapuję. Zmywam się już.

Dziwna z niej osoba. Ładna dziewczyna. Podoba mi się i miła napewno też jest. Zgrywa się tylko. Gra taką twardą sztukę. Ale kiedyś zmięknie.

Dziwny koleś. Co go obchodzą moje siniaki. Wścibski jest. Może jest miły. Może się martwi o mnie. Nie! To napewno nie. Interesuje go tylko seks. Napewno. Nic więcej. Jego zagrywki. Totalna głupota... Niech się odwali ode mnie i zostawi w spokoju. Typowy facet. Myśli tylko o jednym... I to ciągłe pytanie mnie o pozowanie... Mam go dość!

Dlaczego oni nie są na zajęciach. Plątają się ciągle człowiekowi pod nogami. Ta rozwaliła się przed basenem i smaży swoje piękne jędrne ciało. Napala tylko Konrada. Kusi go. Ojjj, też bym tak chciała. Rozwalić się przed basenem... w bikini.... taaaa pomarzyć tylko mogę. Taka klucha jak ja... pożygali by się wszyscy. Cholera! I jeszcze mięso mi się przyfajało!!! Super!

Ojej. Straszne... Ona leży tam na wpół naga... Wystawia się wszystkim na pokaz. Za grosz jakichkolwiek zasad. Jak tak można? Ale jej ciało jest piękne... Zgrabna jest to trzeba jej przyznać. Ale Matylda jest piękniejsza. Matylda jest... Nie, nie mogę tak o niej myśleć! Nie!!! Ale jak można takim nagim leżeć jak w domu jest facet??? Kusi go specjalnie? Robi to z namysłem, napewno! Ja bym tak nie mogła. Straszne... Co tak śmierdzi?

No super! Wszyscy w domu. Jak oni dają radę z egzaminami później. Zawalają wykłady i wszytsko inne a jakoś im się udaje. I nawet ta świeta Anna Maria w domu! A jej co? Chora może jest, bo wątpie aby specjalnie nie poszła na zajęcia. Fuuu, co tu tak śmierdzi? Co ona znowu tam gotuje. Ok, mamy dzięki niej zawsze wyżerę ale... Fuuuu, dziś jest porażka. I ten typ. Łazi ciągle za tą Kaśką i nie daje jej spokoju. Napalony czy co? Może też powinnam się wyłożyć w bikini. Może przyjdzie do mnie hihi. Eeee głupota! Hmmm kiedy to ja ostatni raz miałam seks? Miesiące minęły i nic. Ale nie z nim! Chociaż? Dobre to niż nic. Nieeee! Litości! O czym ja wogóle myśle. Fuuu, śmierdzi!

- Co tu tak wali? – zapytał Konrad wpadając do kuchni.
- Co tu tak śmierdzi? – zapytała Matylda pojawiając się w drzwiach.
- Hej! Przypaliło się coś? – dodała Kaśka dochodząc do innych.
- Wszystko w porząd...ku? – zapytała Anna Maria i się skrzywiła widząc ich wszystkich stojących w kuchni przy Patrycji.
- To sami gotujcie do cholery! – krzyknęła Patrycja i rzuciła patelnie do zlewu – Idę na zajęcia!
Wszyscy spojrzeli ze zdumieniem na Patrycje a później po sobie. Konrada wzrok utkwił na Kaśce.

- No i co się tak gapisz łosiu?
- Kasia, no przestań.
- ...
- Kasia...
- Łoś!
- Sarenka.
- Ugryź się.
- Ugryzłbym ciebie.
- W dupę!
- No, najlepiej.
- Normalnie brak słów!
- Mi też. Twoja uroda Kasiu...
- Eeee normalnie ... eeee – przerwała mu Kaśka, machnęła ręką i wyszła.
- ... odbiera mi słowa... – dokończył Konrad.

A oni w co za grę grają? Kotka i myszkę? Kotek łapie biedną myszkę a myszka ciągle ucieka? Ciekawie jak długo jeszcze? Ciekawe czy ją w końcu złapię? Matylda poptarzyła na Konrada, uśmiechnęła się i wyszła.

Anna Maria zrobiła się cała czerwona na twarzy. Dlaczego oni używają takich brzydkich słów? I ciągle się kłócą? Tak nie może być. Tak nie jest dobrze... Oburzona wyszła z kuchni, spakowała kilka książek i wyszła z domu.

O ludzie! Kiedy się to skończy? Czy wogóle się skończy? Kaśka rozłożyła się ponownie na słońcu i naciągnęła na nos okulary słoneczne. Co za kretyn! Sarenka. Sarenka! Mógł wymyśleć przynajmniej coś innego. Sarenka!

Eee, walne sobie skręta. Należy mi się. W tym smrodzie nikt nic nie poczuje. A tymbardziej Matylda. He he na parterze musi walić niesamowicie. Nie ma szans, że coś poczuje. Konrad otworzył okno i oparł się o parapetet zaciągając się swoim skrętem. I leży tam, moja łania, moja muza.... Boże co ja za bzdury wygaduję! Już sam chyba świra dostaję. Ładnie! No ładnie. Muszę koniecznie przestać jarać. To nie wychodzi mi na dobre. Zaburza moje szare komórki.



Monika


Kliknij, aby zobaczyć inne artykuły autora Monika
Jak dodać komentarz?
Aby dodać komentarz należy się zalogować (okno logowania, na górze strony). Jeżeli nie masz jeszcze swojego konta kliknij tu, aby się zarejestrować.


Tego textu jeszcze nie skomentowano!

| Fotkapro.pl - ogladaj i oceniaj fotki | Blog z poradami, inspiracjami | Darmowe liczniki | Noclegi Nad Morzem |