Razem a jednak osobno
| Data publikacji: 21-07-2008 Autor:Monika Kategoria:Ksi±¿ki Ods³on:3928 |
Rozdzia³ 1
Matylda sta³a przed tablic± og³oszeñ na swoim wydziale i przygl±da³a siê jej uwa¿nie. W rêku trzyma³a ma³± bia³± kartkê. Przecie¿ nie mogê jej tu wywiesiæ. Nikt nie zwróci uwagi na moje og³oszenie. Kartka zginie w¶ród tych wszystkich og³oszeñ.
Przed dwoma miesi±cami rodzice Matyldy zaczêli z ni± wojnê. Sama by³a temu winna. Nie chodzi³a na wyk³ady, nie bra³a udzia³u w egzaminach a te które pisa³a oblewa³a. Ogólnie mówi±c ca³y jej poprzedni semestr opiera³ siê na jednym wielkim k³amstwie i wykrêtach. I wtedy rodzice zastrajkowali. ¯adnej pomocy z ich strony, ¿adnych pieniêdzy. Nie ma wyników, nie ma kasy. Proste.
Matylda musia³a znale¼æ wspó³lokatorów do swojego domu. Nie da³o siê ¿yæ w nim samej. Oszêdno¶ci, których i tak niewiele by³o, zniknê³y w przeci±gu paru miesiecy. A utrzymanie takiego domu kosztowa³o. Nie mia³a wyboru. Musia³a dzia³aæ.
Dzieñ pó¼niej Matylda ponownie sta³a przed tablic± og³oszeñ i przykleja³a swoj± kartkê. Tym razem na ¿ó³tym papierze, drukowanymi literami, dodatkowo jeszcze pogrubionymi. Czynsz nie by³ tani. Matylda zdawa³a sobie sprawê z tego, ¿e nie ³atwo bêdzie jej znale¼æ chêtnych. Ale nie mia³a wyboru. Dom by³ jej domem. Czynsz wiêc odpada³. Ale pr±d, ogrzewanie, woda.... wszystko mia³o swoj± cenê. Do tego op³aty za studia, op³ata samochodu.... Jak mia³a sobie daæ z tym wszystkim radê bez finansowej pomocy rodziców? Musia³a znale¼æ do ka¿dego pokoju lokatora.
Telefon milcza³. Nikt siê nie odzywa³. Matylda straci³a ca³kowicie nadziejê, ¿e uda jej siê kogokolwiek znale¼æ. Czas by³ nieodpowiedni. Wszyscy mieli ju¿ swoje kwatery. W koñcu semestr ju¿ siê zacz±³. A do nowego semestru by³o jeszcze sporo czasu.
- Halo. Ja dzwoniê w sprawie mieszkania.
Serce Matyldy bi³o jak oszala³e. ¯eby przynajmniej ta jedna osoba tu zamieszka³a.
- Halo? Jeste¶ tam?
- Tak, podam ci adres. Je¶li ci pasuje, spotkamy siê jeszcze dzi¶.
- Ok.
Wysoka, szczup³a dziewczyna o blond w³osach (oczywi¶cie nie naturalnych, co mo¿na by³o ³atwo rozpoznaæ po jej ciemnych odrostach) sta³a przed drzwiami domu Matyldy. Wygl±da³a na mi³±. Matylda wskaza³a rêk± aby wesz³a.
- To twój dom?
- Tak.
- Du¿y.
- Zgadza siê. Oprowadzê ciê.
- Kto¶ siê zg³osi³? Czynsz nie jest tani. – powiedzia³a i siê u¶miechnê³a.
- Nie. Jeste¶ pierwsza. Je¶li bêdziesz zainteresowana, masz prawo wyboru pokoju. Mo¿esz wybieraæ spo¶ród piêciu.
- Powa¿nie? Ile pokoi jest w tym domu.
- Du¿o.
- Jak ju¿ mówi³am, czynsz nie jest tani. Ale ... podoba mi siê tutaj. Cisza, spokój, przestronnie. Du¿y ogród, basen... Biorê.
- Który pokój?
- Ten z wyj¶ciem na balkon, z widokiem na ogród.
- Zgoda.
- Katarzyna Majchrzak. Studiujê ochronê ¶rodowiska. Jutro zaczynam przeprowadzkê.
Matylda poda³a jej rêkê i przedstawi³a siê. By³a szczê¶liwa. Dziewczyna wygl±da³a na ca³kiem pouk³adan±. Sprawia³a wra¿enie mi³ej. Przynajmniej jedna osoba, która by³a w stanie misiêcznie wywalaæ tyle kasy na mieszkanie.
Kilka dni pó¼niej dom mia³ ju¿ trzech lokatorów. Oprócz Katarzyny zg³osi³ siê jeszcze jeden ch³opak. Student malarstwa i rze¼by. Dwudziestoczteroletni Konrad. Wprowadzi³ siê jeszcze tego samego wieczoru. Zaj±³ pokój na piêtrze naprzeciw Kasi.
Dni mija³y w milczeniu. Kasia znika³a wieczorami i pojawia³a siê przewa¿nie w ¶rodku nocy. Swoje eskapady odsypia³a w ci±gu dnia. Od czasu do czasu wychodzi³a na wyk³ady. Ale przewa¿nie by³a w domu i nie wychodzi³a ze swojego pokoju. Kiedy spotyka³y siê w kuchni, wymienia³y kilka zdañ i znika³y w swoich pokojach.
Konrad by³ inny. By³ ¿ywy, impulsywny, rozmawia³ du¿o. O niczym wa¿nym. Poprostu gada³ bez ³adu i sk³adu. Czasami Matylda mia³a go po dziurki w nosie. Codziennie rano wychodzi³, pojawia³ siê popo³udniami i zaraz siada³ do malowania. Najczê¶ciej wystawia³ swoj± sztalugê do ogrodu. Stawia³ na niej farbki, pojemniczek z wod±. Wyci±ga³ pêdzle i zaczyna³ malowaæ. Czasami biega³ po domu szukaj±c jakiego¶ obiektu do kolejnego obrazu. Czasami siada³ przy kominku w ich wspólnym pokoju i wêglem malowa³ otaczaj±ce go przedmioty i osoby. Nigdy jednak nie pokazywa³ swoich prac.
W ci±gu kolejnych tygodni pojawi³a siê nastêpna osoba. Patrycja Okoliñska. Niska, puszysta osóbka ci±gle u¶miechaj±ca siê. Wprowadzi³a siê do pokoju na parterze. Wiekszo¶æ czasu spêdza³a jednak w kuchni. Gotuj±c co¶, piecz±c ciasta i ciasteczka. To by³ jej konik. Z domu wychodzi³a tylko po zakupy. Siada³a na swój czerwony rower i wraca³a po kilku godzinach ob³adowana warzywami, owocami i ca³± reszt±. By³a mi³± osob±. Mimo, ¿e nie nale¿a³a do najpiêkniejszych i najszczuplejszych, mia³a w swojej twarzy co¶, co sprawia³o, ¿e by³a ³adna.
Kolejn± lokatork± domu Matyldy sta³a siê Anna Maria. Niepozorna dziewczynka w dziwnych okularach pojawi³a siê pewnego dnia w jej domu. Nie sama. Jako niespodziankê zabra³a ze sob± swoich rodziców albo odwrotnie. Oni zabrali j±.
- Stanis³aw Podhorodecki. – przedstawi³ siê me¿czyzna – Moja ¿ona Maria i córka Anna Maria.
- Stolarska. Matylda Stolarska. Proszê do ¶rodka.
- Mam nadziejê, ¿e nie sprawiamy k³opotu. Pani spodziewa³a siê napewno tylko Anny Marii.
- Ach, proszê mówic do mnie Matylda.
- Ja zostanê jednak przy pani. – powiedzia³ stanowczo. – To pani dom?
- Tak.
- Taki du¿y?
- Tak. Spadek po dziadkach.
- I jest pani w stanie utrzymaæ go sama?
- Dlatego szukam wspó³lokatorów.
- Ma ju¿ pani kogo¶?
- Tak, trzy osoby.
- Ach a¿ trzy. Ile osób jeszcze pani szuka?
- Mam piêæ pokoi do wynajêcia. Trzy z nich ju¿ wynajê³am.
- Czy mieszkaj± tutaj mê¿czy¼ni?
Matyldzie sprawia³y k³opot pytania ojca Anny Marii. Czy to mia³ byæ wywiad? Przes³uchanie? Mo¿e mieli wszyscy pokazaæ dowody, wpisy z uczelni i podaæ jeszcze numery telefonów do rodziców. Jej wydawa³o siê to starsznie ¶mieszne.
- Tak, jeden.
- Hmmm, to mamy problem.
- Problem? Nie rozumiem.
- Niechêtnie zostawiê córkê w domu, gdzie mieszka mê¿czyzna.
- Ale to przecie¿ normalne. Prawie w ka¿dym mieszkaniu studenckim s± mê¿czy¼ni. To na wypadek, jakby siê co¶ zepsu³o. Mêska rêka. Wie pan...
- Acha, jakby siê co¶ zepsu³o... A ten pi±ty pokój?
- Tak? Co z nim?
- Czy wynajmie go pani mê¿czy¼nie?
- To zale¿y kto siê zg³osi.
- Hmmmm to mamy nastêpny problem.
- Wie pan, ja nie mogê tak wybieraæ. Czynsz nie jest tani. Nie wiele osób siê zg³osi³o. Jestem zadowolona z ka¿dej, która jest gotowa tutaj mieszkaæ.
- Czy ten mê¿czyzna jest teraz w domu?
- Jaki mê¿czyzna?
- Pani wspó³lokator.
- Aaaa Konrad. Nie, jest na uczelni.
- Co studiuje?
- Malartswo i rze¼biarstwo.
- Hmmm artysta. Z takimi sa same problemy.
- Proszê pana, mo¿e bêdzie lepiej, jak poszuka pan innego mieszkania dla córki. Zaoszczêdzi pan sobie tych pytañ i mi te¿.
- Ja chcê tylko, ¿eby moja córka mieszka³a normalnie. Nie tak, jak do tej pory z t± band± narkomanów i ludzi bez zasad.
Matylda u¶miechnê³a siê tylko i wzruszy³a ramionami.
- No dobrze. Na okres próbny, Anno Mario. Po paru miesi±cach zobaczymy co dalej.
Rozdzia³ 2
- Ja ciê przepraszam. – powiedzia³a cicho Anna Maria wchodz±c do kuchni.
- Za co?
- Wiesz Matyldo, moi rodzice s± strasznie ostro¿ni je¶li chodzi o takie rzeczy.
- Ach, przestañ. Nie ma problemu.
- Ale ja ciê mimo to przepraszam. To by³o takie ¿enuj±ce.
- O co chodzi? – wtr±ci³a siê Patrycja mieszaj±c co¶ w garnku.
- O rodziców. – odpowiedzia³a Anna Maria.
- Eeee, nie zawracaj sobie g³owy. – odpowiedzia³a Patrycja – Z nimi zawsze problemy.
Na stole sta³y miski wype³nione sa³atkami, ziemniaki sma¿one, ziemniaki w mundurkach, puree, pó³miski pe³ne miêsa: sma¿one piersi z kurczaka i udka, kotlety mielone. Prawdziwe polskie jedzenie. Zapach potraw roznosi³ siê po ca³ym domu.
Patrycja donosi³a co ró¿ jakie¶ nowe pyszno¶ci. Inni siedzieli na swoich miejsach przy stole i czekali na znak rozpoczynaj±cy ucztê. To by³ pierwszy raz, gdy wszyscy mieszkañcy domu zasiedli przy jednym stole. Pierwszy raz, gdy byli obecni wszyscy.
Patrycja usiad³a i pokiwa³a g³ow±. Konrad chcia³ siê rzuciæ w³a¶nie na miêso, gdy Anna Maria z³apa³a go za rêkê.
- A modlitwa? – spyta³a.
Wszyscy popatrzyli na ni±, jak na wariatkê i dla Matyldy wszystko sta³o siê jasne. Zachowanie ojca Anny Marii przede wszystkim i te jego dziwne pytania.
- Ty Anka, zwiariowa³a¶? – powiedzia³ Konrad oburzony – To nie ¶redniowiecze.
Nie czekaj±c na jej reakcjê pochyli³ siê nad sto³em i przysun±³ pó³misek z miêsem bli¿ej siebie.
W oczach Anny Marii pojawi³y siê ³zy.
- Nazywam siê Anna Maria. – wyszepta³a.
- Anna Maria czy Anka czy Mary¶ka.... Ja jestem g³odny!
- Daj jej spokój. – wtr±ci³a siê Patrycja – Mo¿e ma racjê. Mo¿e powinni¶my podziêkowaæ Bogu za te wszystkie dary. – powiedzia³a puszczaj±c oczko do Konrada.
Konrad oburzony odstawi³ pó³misek na miejsce i usiad³ z rezygnacj±.
- Tylko nie karz nam siê ³apaæ za rêce! – doda³ z³o¶liwie.
- Ile ty masz w³a¶ciwie lat? – spyta³ Konrad Ka¶kê.
- A ty ile? Bo nie dos³ysza³am.
- Jaka wredna! Dwadzie¶cia cztery.
- Aaaa rówie¶nik.
- Rówie¶nik?
- No powiedz czy ty tylko tak robisz czy naprawdê nic nie kapujesz?
- Co?
Wszyscy przy stole za¶miali siê.
- Jestem twoj± rówie¶niczk±.
- Aaaa, to mów ¿e dwadzie¶cia cztery.
- No mówie przecie¿.
- A co studiujesz?
- No jaki ciekawski.
- A co tajemnica?
- Ochronê ¶rodowiska.
- Powa¿nie?
- Powa¿nie.
- Wcale nie wygl±dasz na tak±.
- A na jak±?
- Hmmm ... sam nie wiem. A co was tam ucz±? Jak chroniæ ¶rodowisko?
- Dok³adnie! Jak chroniæ ¶rodowisko przed takimi paso¿ytami jak ty.
Wszyscy znowu ryknêli ¶miechem. Konrad równie¿.
- He, dobra jeste¶.
- A co my¶la³e¶, ¿e blondynki to wszystkie g³upie?
- Blondynk± to ty jeste¶, jak ja jestem van Gogh.
- Ok, jeden do jednego. A ty co robisz?
- Studiuje.
- To wiem. A co?
- Malarstwo. – powiedzia³ dumnie – i rze¼bê.
- No, no artysta.
- Jak siê rozbierzesz, to ciê namalujê.
- G³upek!
- Ty Anka, a ty co porabiasz? – spyta³ zwracaj±c siê do Anny Marii.
- Anna Maria – poprawi³a go poprawiaj±c jednocze¶nie swoje okulary – Nazywam siê Anna Maria.
- Ludzie, kto ci da³ takie imiê.
- Rodzice.
- No domy¶lam siê. Mo¿emy je skróciæ?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo siê tak nazywam.
- Upartsza ni¿ osio³.
- Wyprszam sobie.
- No wiêc zdradzisz nam tajemnicê?
- Teologia.
- Co?
- Teologia!
- Teologia? To to trzeba jeszcze studiowaæ?
- A malarstwo? – wtr±ci³a siê Ka¶ka – To trzeba studiowaæ? Ja my¶la³am, ¿e albo siê umie albo nie. Czego siê tam jeszcze uczyæ.
- No wiesz.... – powiedzia³ Konrad – Kreska nie jest równa kresce. Jest wiele tech...
- Eee no daj ¿e spokój. Tak dokladnie to ja nie chcê wiedzieæ.
Konrad spojrza³ na Ka¶ke ze z³o¶ci±.
- Co¶ taka zgry¼liwa? Okres masz?
Anna Maria spu¶ci³a g³owê i zrobi³a siê ca³a czerwona.
- A ty co? Moje dni p³odne chcia³by¶ policzyæ? – odpar³a zgry¼liwie Ka¶ka.
Rozdzia³ 3
Matylda by³a zadowolona ze stanu rzeczy. Wynajêla cztery z planowanych piêciu pokoi a wiêc wiêkszo¶æ kosztów i swoich wydatków mia³a pokryte. Robi³o siê jej niedobrze na my¶l, ¿e mog³aby przez k³ótnie z rodzicami straciæ swoje dotychczasowe ¿ycie. Drogi samochód, wypady do kosmetyczki i fryzjera. Spotkania w drogich restauracjach. Drogie ciuchy. Nie mog³a wyobraziæ sobie ¿ycia bez tych rzeczy. Ale teraz mog³a spaæ spokojnie.
- Chcesz co¶ zje¶æ? – spyta³a Patrycja wchodz±c± do kuchni Ka¶kê – Zrobi³am w³a¶nie przepyszne nale¶niki.
- Nie. Nie mam ochoty. Powiedz, ty chodzisz wogóle na jakie¶ zajêcia?
Patrycja machnê³a rêk± i nie odpowiedzia³a.
- Co ty wogóle studiujesz?
- Dobre pytanie.
- Jak to?
- Szukam swojego powo³ania.
- He?
- No poprostu nie zdecydowa³am jeszcze, co chcê w ¿yciu robiæ.
- To co nie studiujesz nic?
- Ekonomie.
- Aha.
- Wcze¶niej biologiê ale wylecia³am. To znaczy nudzi³o mnie, wiêc przesta³am chodziæ do czasu, gdy mnie wyrzucili.
- A ekonomia nie?
- Te¿.
- Kto ci kasê daje na to wszystko?
- Rodzice.
- I wiedz± o tym, ¿e nic nie robisz?
- Nie.
- Spoko.
- No.
- Mo¿e powinna¶ zaj±æ siê kucharstwem. No wiesz.... co¶ w tym rodzaju. W tym jeste¶ dobra.
- My¶lisz? To co nale¶nika?
- Nie. Dziêki. Mam kaca po wczorajszym.
Ka¶ka wróci³a tej nocy pó¼niej ni¿ zwykle. To wszystko zajê³o jej tyle czasu, ¿e a¿ sama by³a z³a na siebie. Poza tym wypi³a za du¿o. Szampan. Ale bez niego nie da³o siê prze¿yæ. By³a zmêczona. Jedno o czym marzy³a to znowu po³o¿yæ siê do ³ó¿ka. Dzi¶ wieczorem mia³a wa¿ne spotkanie. Musia³a wygl±daæ dobrze. ¯ywo i swie¿o. Na jedzenie nie mia³a ochoty. By³o jej niedobrze. Nie mia³a d³u¿ej ochoty na takie ¿ycie. Poma³u mêczy³o j± wszystko.
Patrycja po³ykaj±c rapczywie nale¶nika my¶la³a nad s³owami Ka¶ki. Co¶ w nich by³o. Mo¿e rzeczywi¶cie powinna siê skoncentrowaæ na tym, co robi najlepiej: gotowanie. Przez te wszystkie zmiany kierunków traci tylko czas i pieni±dze rodziców. Zrobi³o jej siê ¿al rodziców. W sumie nie mieli sami wiele a ona ci±gnê³a ich nadal za kieszeñ. I ok³amywa³a. To chyba by³o najgorsze. Na talerz rzuci³a sobie jeszcze jednego nale¶nika i przegna³a my¶li o tym wszystkim.
- Ugotowa³a¶ co¶? – zapyta³ Konrad wchodz±c do kuchni.
- Ty? Nie przeginaj! – odpowiedzia³a Patrycja.
- No co wy takie wszystkie jakie¶....
- Jakie? Normalne.
- Powiedzia³bym: nienormalne.
- Nale¶niki. Z serem albo d¿emem.
- Nale¶niki? Kreatywno¶æ ciê opu¶ci³a?
- Nie marud¼! Nie musisz je¶æ.
- No ju¿ dobrze. Nie lubiê nale¶ników.
- Nie jestem twoj± kuchark±.
- No ale ty i tak nic innego nie robisz.
- A ty sk±d wiesz?
- Widzê?
- Co widzisz?
- No, ¿e nic nie robisz.
- Odwal siê! – syknê³a.
- Spoko. Widzia³a¶ mo¿e mój pêdzel?
- ....
- Taki z w³osiem jak wachlarz.
- ....
- Zgubi³ mi siê.
- Znajdzie siê.
- Ka¶ka! – krzykn±³ widz±c Ka¶ke wchodz±c± po schodach – Widzia³a¶ mój pêdzel?
- Co znowu?
- Pêdzel? Taki z w³osiem jak wachlarz.
- Nie!
- My¶lisz, ¿e mo¿e Anka mi go schowa³a? – zapyta³ odwracaj±c siê do Patrycji.
- Ona nazywa siê Anna Maria. To tak jakby ciê kto¶ nazwa³ Kon a resztê zapomnia³.
- Kon mo¿e byæ. Con, soooo American. – doda³ zniekszta³caj±c swój g³os.
- Glupi jeste¶.
- No ale sama powiedz, czy to takie straszne, ¿e nazywam j± Ank±? No powiedz sama.
- Dla niej tak.
- Ale dlaczego?
- J± o to zapytaj. Nie mnie.
- Anna Maria... to brzmi tak... tak... tak staro¶wiecko.
- Mi rybka.
- Mi te¿. Pêdzelek? Pêdzelkuuuu? Gdzie jeste¶? – nawo³ywa³ Konrad wychodz±c z kuchni.
Patrycja u¶miechnê³a siê pod nosem i pokrêci³a g³ow±. Co za ¶wir!
Przewracaj±c wszystko w swoim pokoju, Konrad zastanawia³ siê, gdzie móg³ posiaæ swój kochany pêdzel. Bez niego ani ró¿. Ani drzewek, ani krzaków, ani rozmazywania... Obraz bez niego to ju¿ nie to samo. Cholera, gdzie on jest! W ogrodzie?
Stoj±c w ogrodzie przygl±da³ siê oknu Ka¶ki. Sta³a naga przed lustrem. Ods³oniête firanki pokazywa³y j± w ca³ej okaza³o¶ci. Od ty³u. Do kolan. Ale w calej okaza³o¶ci. No dobra, mog³o byæ lepiej. Szkoda, ¿e nie mieszka na parterze. Dobry okaz do mojego aktu. Ca³kiem, ca³kiem niez³a.
Ka¶ka stoj±c przed lustrem ogl±da³a swoje cia³o i zastanawia³a siê, w jaki sposób mo¿e zamaskowaæ swojego wielkiego siniaka na udzie. Cholerny kretyn! Nigdy wiêcej do niego nie pojadê. Jak ja teraz wygl±dam! Jak po jakim¶ starciu. Narzuci³a na siebie szlafrok i po³o¿y³a siê z powrotem do ³ó¿ka.
- Chcesz nale¶nika? – spyta³a Patrycja wchodzac± do domu Annê Mariê.
- Chêtnie. Dziêkujê.
Anna Maria usiad³a przy kuchennym stole i czeka³a a¿ Patrycja poda jej nale¶nika.
- Wiesz, nie b±d¼ z³a na Konrada gdy nazywa ciê Ank±. On poprostu uwa¿a Annê Mariê za takie ...
- Staro¶wieckie?
- Dok³adnie.
- Ale ja siê tak nazywam.
- Ok, spoko.
- Wiesz, u mnie w domu nikt nie nazywa mnie inaczej. Nigdy nikt mnie inaczej nie nazywa³.
- No, wyobra¿am sobie.
- Moi rodzice... oni s± tacy surowi i tacy...
- Staro¶wieccy?
- Dok³adnie.
Anna Maria u¶miechnê³a siê i podsunê³a wy¿ej okulary.
- Jeste¶cie katolikami?
- Tak. Ty?
- Nieeee, ja nie. To nie dla mnie.
- Jeste¶ innej wiary?
- Nie. No co ty! Ja wierze tylko w siebie. I to te¿ nie zawsze.
- ...
- No wiesz, nie ka¿dy ma do tego powo³anie.
- ...
- Zapomnij.
Anna Maria mog³a wybieraæ miêdzy pokojem na górze i pokojem na dole. Pokój na górze by³ wiêkszy, ni¿ ten na dole, ale by³ w pobli¿u pokoju Konrada. A na to ojciec Anny Marii kategorycznie siê nie zgodzi³. I tak oto Anna Maria spêdza³a swoje dnie w pokoju wychodz±cym na ulicê. Lubi³a siedzieæ godzinami w oknie i obserwowaæ ludzi. Nie by³o w tej okolicy wielkiego ruchu a i ulica by³a do¶æ spokojna. Mimo to uwielbia³a siadaæ w wg³êbieniu okna i przypatrywaæ siê temu wszystkiemu. Anna Maria lubi³a Patrycjê. Ona by³a taka dziwna. Taka ma³a i okr±g³a, jak pi³eczka. Ale mi³a i przyjazna i stara³a siê j± broniæ przed Konradem. Lubi³a te¿ Matyldê, chocia¿ do tej pory nie mia³a z ni± wiele wspólnego. Jako¶ mija³y siê zawsze w drzwiach. Anna Maria wchodz±c, Matylda wychodz±c. Anna Maria lubi³a jej styl. Taktownie dobrane ciuchy, buty, torebki. Jej czarne w³osy na bia³ych bluzkach i swetrach, które rozwiewa³ wiatr. I jej czarne oczy. G³êbokie i takie powa¿ne. I jej usta umalowane b³yszczykiem. Takie pe³ne, okr±g³e, wypuk³e. W sam raz do ca³owania. O czym ja my¶lê. Nie mogê!
Ta ma³a jest ca³kiem niez³a. Kurde kto by pomy¶la³. Kiedy¶ zapytam j± o pozowanie. Mo¿e siê zgodzi. Chcia³bym j± zobaczyæ od przodu...
- Pati! Znalaz³em swój pêdzel! – krzykn±³ Konrad wchodz±c do kuchni.
- A mówi³am.
- By³ w ogrodzie. Pod drzewem, gdzie ostatnio siedzia³em.
- A mówi³am, ¿e siê znajdzie.
- Dobrze, ¿e tam poszed³em.
- No.
- Co pichcisz? – spyta³ zagladaj±c do garnka.
- Tajemnica kucharza.
- Dasz spróbowaæ. G³odny jestem jak cholera.
- Nale¶nika mo¿esz zje¶æ.
- No przecie¿ wiesz, ¿e nie lubiê.
- ...
- Oki, dawaj. Jednego. Mo¿e nie umrê.
Patrycja za¶mia³a siê w ¶rodku siebie. No co za ¶wir! Bêdzie z nim weso³o.
Ubrana w czarn± krótk± sukienkê zdobion± drobnymi kamyczkami sta³a przed lustrem i poprawia³a opadniête rami±czko. Naci±gnê³a buty na wysokim obcasie. Przeci±gnê³a szmink± jeszcze raz usta. Poprawi³a zwisaj±cy kosmyk w³osów. Rozpyli³a trochê perfum. Gotowa. Ka¶ka sta³a tak jeszcze przez d³u¿sz± chwilê, zanim na³o¿y³a na siebie cieñk± marynareczkê i wysz³a. Jeszcze tylko dzisiaj. Jutro masz ju¿ wolne.
- Hej! Ale ¿e¶ siê wypindrowa³a.
- ...
- Wychodzisz?
- Jak widzisz.
- Zabierz mnie ze sob±.
- Musia³by¶ zrezygnowaæ ze szkodnictwa na rzecz ochrony ¶rodowiska.
- Zrobiê.
- Zapomnij.
- Obiecanki cacanki.
- ...
- A tak wogóle... Znalaz³em swój pêdzel.
- Gratuluje!
- Ty zawsze taka jeste¶?
- Jaka?
- Taka wredna.
- Trzeba sobie zas³u¿yæ.
- Nie zas³ugujê?
- ...
- Zapozujesz mi kiedy¶?
- W twoim ¶nie. Cze¶æ!
Uparta sztuka. Ale j± kiedy¶ jeszcze dorwê. Pora na desser.
Konrad wdrapa³ siê do swojego pokoju czuj±c jeszcze na piêtrze perfumy Ka¶ki. Z szufladki ma³ej szafki przy swoim ³ó¿ku wyci±gn±³ ma³± paczuszkê. Skrêci³ papierosa, otworzy³ okno i odpali³ go.
Rozdzial 4
Matylda spa³a jeszcze, gdy us³ysza³a pukanie do swoich drzwi. Nie odpowiedzia³a. Do cholery, dzi¶ jest niedziela. Kogo tam swêdzi? Ponowne pukanie roz³o¶ci³o j± jeszcze bardziej. Spojrza³a na zegarek. Nie by³o nawet dziewi±tej.
- Czego? – odezwa³a siê zaspana.
- Mogê wej¶æ?
Ludzie, czego ona chce! W niedziele, o tej godzinie!
- Poczekaj w kuchni.
Anna Maria siedzia³a przy kuchennym stole i czeka³a cierpliwie na Matyldê.
- Obudzi³am ciê? – spyta³a widz±c Matyldê zaspan± i opatulon± w szlafrok.
- Przecie¿ jest niedziela. Nawet nie dziewi±ta.
- Przepraszam.
- Co jest?
- Mój ojciec. Przyjad± dzi¶ w odwiedziny. Chcia³am powiedzieæ ci o tym wczoraj ale nie by³o ciê w domu.
- I?
- Bojê siê, ¿e mnie st±d zabierze.
- He? A to dlaczego?
- Nie wiem. Mam takie przeczucie.
- I co ja mam z tym wspólnego?
- Ja nie chcê znowu zmieniaæ mieszkania. Wy jeste¶cie dla mnie dobrzy. W miarê...
- No ale co ja mogê na to?
- Mo¿esz z nim porozmawiaæ?
- Ja? O czym?
- No ¿ebym mog³a tutaj zostaæ. Powiesz, ¿e do wolnego pokoju nikt siê nie wprowadzi³. ¯e nie ma ¿adnego innego mê¿czyzny w mieszkaniu.
- Ok. Co¶ jeszcze?
- Dziêkujê. To dla mnie wiele znaczy.
- Spoko.
- Ide do ko¶cio³a. Chcesz...
Matylda spojrza³a na Annê Mariê takim wzrokiem, ¿e ta nie odwa¿y³a siê dokoñczyæ zdania.
Czy ona zupe³enie zg³upia³a? Ja i ko¶ció³! Z³a wcz³apa³a siê ponownie do ³ó¿ka i próbowa³a zasn±æ. Daremnie.
- Anna Maria próbowa³a mnie dzi¶ zaci±gn±æ do ko¶cio³a.
Ka¶ka, Konrad i Patrycja ryknêli ¶miechem.
- I nie posz³a¶? – doda³ ironicznie Konrad. – Jak mog³a¶!
- Ona jest jaka¶ dziwna. – powiedzia³a Matylda.
- Podasz mi mas³o. – wtr±ci³ siê Konrad zwracaj±c siê do Ka¶ki.
- Czarodziejskie s³owo.
- Abrakadabra!
Wszyscy ryknêli ¶miechem. Ka¶ka podsunê³a mu mas³o.
- Która chce dzi¶ dla mnie pozowaæ?
Dziewczyny spojrza³y na niego, ¿eby siê wkoñcu odczepi³.
- Co ty tam wogóle malujesz, van Gogh’u? – spyta³a Matylda.
- Wszystko.
- To zajmij siê pejzarzem i daj nam spokój. – odpar³a Ka¶ka.
- Ale najchêtniej nagie panienki.
- Eeee, tobie ju¿ nic nie pomo¿e. – odpar³a Ka¶ka.
- To sztuka. Akt. Piêkno kobiety oddane na p³ótnie. Ale ty i tak siê nie nadajesz. Za brzydka jeste¶. Chocia¿ i brzydkie kacz±tka mo¿na przedstawiæ jako ³abêdzia. Z odrobin± wyobra¼ni oczywi¶cie.
Patrycja roze¶mia³a siê.
- Namaluj mnie.
Konrad siê skrzywi³.
- No ale dzi¶ nie mam czasu.
- No przecie¿ w³a¶nie gada³e¶ o pozowaniu.
- No ale nie dzi¶.
- K³amca!
- Podasz mi nutellê?
- Czarodziejskie s³owo.
- Proszê...
Dlaczego on nie jest taki mi³y dla mnie? Boi siê, ¿e Patrycja przestanie mu obiadki robiæ? A mnie zawsze dobija tymi swoimi tekstami. Idiota!
Ka¶ka jako pierwsza wsta³a od sto³u. Mia³a do¶æ Konrada i jego tekstów. Niedziela by³a jedynym dniem, w którym zbierali siê do wspólnego ¶niadania, wymieniania swoich wra¿eñ, problemów. Oprócz Anny Marii, która swoje wra¿enia i problemy opowida³a ksiêdzowi w ko¶ciele.
- We¼ ty siê ubierz dzi¶ porz±dnie. – powiedzia³a Patrycja do Konrada – Rodzice Anny Marii przyje¿d¿aj±.
- I co? Mam wskoczyæ w gajerek?
- Nooo.
- Nie ty ¿artujesz., co? Ja siê zmywam z domu. Nie ma mnie. Jak bañka mydlana. Bluup i mnie nie ma.
- To problem z g³owy.
Konrad stan±³ przed lustrem w przedpokoju i przygl±da³ siê uwa¿nie swojemu odbiciu. Kiedy ja ostatnio bra³em prysznic? Moje w³osy wygl±daj± strasznie. Nic dziwnego, ¿e Ka¶ka nie chce mi pozowaæ. Ja te¿ bym nie chcia³ takiemu brudasowi. I ten sweter... Ludzie, dosta³em go od mamy przed tysi±cem lat. I jeansy... szkoda s³ów. Ca³e w farbie. Jak ostatni lump.
Matylda pomog³a Patrycji posprz±taæ po ¶niadaniu. Ona sprz±ta³a talerze i wk³ada³a je do zmywarki. Patrycja chowa³a resztki jedzenia do lodówki.
- Co ty wogóle studiujesz Patrycja?
- ¯ycie.
- ...
- Tak powa¿nie to nic.
- Jak to?
- A jako¶ tak wysz³o. Najpierw biologia, teraz ekonomia.
- Ale nie chodzisz na wyk³ady.
- Nie chce mi siê.
- Nie interesuje ciê ten kierunek?
- Nuda.
- To zmieñ.
- Nie chce mi siê.
- To sk±d bierzesz pieni±dze na mieszkanie, ¿ycie? Pracowaæ te¿ nie pracujesz.
- Rodzice...
Matylda westchnê³a.
- Wierz mi, kiedy¶ siê to skoñczy. Wiem jak to jest.
Patrycja wzruszy³a ramionami.
Mo¿e pójdê jutro na zajêcia? A mo¿e jest ju¿ na wszystko za pó¼no. Æwiczenia pewnie by³y a mnie nie by³o. Wyk³ady to nic. Najgorsze kolokwia. Mo¿e powinnam... Mo¿e jutro pójdê. Tak, pójdê!
Matylda my¶la³a o swoich rodzicach. By³a niedziela. Siedzieli pewnie wspólnie w ogrodzie. Ca³a rodzinka przy jednym stole. ¦miali siê, opowiadali sobie zdarzenia z tygodnia. A jej tam nie by³o. Zrobi³o siê jej smutno. Têskni³a w prawdzie za swoim bratem i siostr± ale nie do tego stopnia aby pojawiæ siê w domu rodziców.
Patrycja, Ka¶ka i Konrad uciekli z domu na wiadomo¶æ o odwiedzinach rodziców Anny Marii. Matylda by³a sama i nie mia³a ochoty na dyskusje z Podhorodeckim. Ale obesz³o siê bez tego.
- Zrobi³em ma³y wywiad. – zwróci³ siê ojciec Anny Marii do Matyldy – Wiem, ¿e pochodzi pani z dobrej rodziny i my¶lê, ¿e pani rodzice nie pozwoliliby na to, ¿eby w tym domu pa³êta³y siê jakie¶ podejrzane typy. Anna Maria zostanie.
Matylda nie odpowiedzia³a. U¶miechnê³a siê tylko. W oczach Anny Marii pojawi³y siê iskierki. U¶miecha³a siê od ucha do ucha.
Wieczorem Konrad pojawi³ siê z jak±¶ dziewczyn±. Zniknêli szybko za drzwiami jego pokoju i wyszli dopiero po dwóch godzinach. Dziewczyna wysz³a, Konrad dosiad³ siê do dziewczyn siedz±cych w salonie.
Co to za laska? Czego tu chcia³a? Przysz³a na seks czy do pozowania? Ka¶ka siedzia³a z podkulonymi nogami na kanapie i obserwowa³a Konrada czekaj±c a¿ co¶ powie.
- Co robicie? – spyta³ podchodz±c bli¿ej.
- Nic. – odpar³a Patrycja.
- Dosi±de siê, je¶li nie macie nic przeciw. Wina chêtnie siê te¿ napije.
Patrycja wysz³a i wróci³a z nape³nion± lampk± wina. Poda³a j± Konradowi.
- Dziêkujê. Jeste¶ skarbem.
No proszê. Ona jest skarbem a ja jestem brzydula. Debil! Ka¶ka nie mog³a wyj¶æ z podziwu, jak Konrad traktuje Patrycjê. Miêdzy zachowaniem jego do Pati i do Ka¶ki le¿a³y ¶wiaty. Ka¶ka by³a rozczarowana, ¿e nie mo¿e znale¼æ z nim wspólnego jêzyka. Oburzona wysz³a.
Anna Maria siedzia³a w swoim pokoju zanurzona w ksi±¿kach. S³ysza³a g³osy innych i wiedzia³a, ¿e zebrali siê w salonie. Nie mia³a jednak odwagi aby wyj¶æ i siê dosi±¶æ. By³a szczê¶liwa, ¿e ojciec podj±³ ostateczn± decyzjê i pozwoli³ jej tutaj zostaæ. W porównaniu z poprzednim mieszkaniem to by³ raj na ziemi. Jej poprzedni wspó³lokatorzy okazali siê totalnymi idiotami. Nêkali Annê Mariê, ¶miali siê z niej, docinali. Ci±g³e imprezy, ci±gle alkohol i narkotyki. Ci±gle setka nieznanych osób w mieszkaniu. To by³o, jak dla Anny Marii, za du¿o. Tutaj by³o inaczej. Lubi³a Patrycjê, jej jedzenie. Lubi³a Matyldê. Ka¶ka te¿ by³a niczego sobie. Konrad... bez komentarza.
Po raz pierwszy od wielu tygodni Ka¶ka obudzi³a siê przed budzikiem. Musia³a pojawiæ siê na wyk³adach. Nie mia³a wyboru. Dzieñ zapowiada³ siê ciê¿ko. Zaraz po zajêciach musia³a lecieæ na spotkanie. Spakowa³a kilka potrzebnych rzeczy aby nie wracaæ do domu i nie traciæ czasu. Kiedy to siê wreszcie skoñczy? Mam do¶æ! Na³o¿y³a makija¿, zabra³a torbê i wysz³a. Na podwórzu natknê³a siê na Matyldê.
- Chcesz siê zabraæ? – spyta³a Matylda wsiadaj±c do samochodu.
- Na uczelnie?
- Taaa.
- Ok.
Jecha³y w milczeniu. Mo¿e nie mia³y ochoty na rozmowê. Mo¿e by³o o wiele za wcze¶nie na dyskusje.
Co ona ma w tej torbie? My¶la³am, ¿e idzie na wyk³ady. Matylda od kilku dni zastanawia³a siê, co Ka¶ka robi nocami poza domem. Nie pyta³a jednak o nic, nie wnika³a w jej ¿ycie. Sama te¿ by nie chcia³a aby Ka¶ka miesza³a siê w jej ¿ycie.
Jak ona mo¿e pozwoliæ sobie na ten ca³y luksus? Sk±d ma kasê? Drogi samochód, drogie ciuchy... Ja to co innego. Ale ona? Ka¶ka duma³a przez chwilê ale nie chcia³a o nic pytaæ.
Patrycja siedzia³a przy kuchennym stole i popija³a kawê. Wiem, obieca³am sobie i¶æ dzi¶ na wyk³ady. Ale dzi¶... dzi¶ jest taki ¶mieszny dzieñ. Nie mam ochoty, boli mnie g³owa. Pójde jutro. Zajrza³a do lodówki. Wszystkie zapasy zniknê³y. Musia³a zrobiæ zakupy i pomy¶leæ, czym uraczy dzi¶ swoich wspó³lokatorów.
Konrad otworzy³ oczy i podniós³ siê z ³ó¿ka. Co za dzieñ. £eb mi pêka. Napewno od tego wina wczoraj. Jakie¶ specja³y, drogie gówno, po którym siê ma kaca. Kupi³y by sobie winiaka za siedem z³oty. To jest wino! Naci±gn±³ na siebie spodnie, koszule i boso zszed³ na dó³. Mia³ nadziejê, ¿e spotka Patrycje, która o tej porze zawsze by³a w kuchni. Ale jej nie by³o. W sumie nie mia³ ochoty na jedzenie. Przeszukiwa³ szafkê aby znale¼æ co¶ na ból g³owy. Dzi¶ mogê zapomnieæ o zajêciach. Eee, raz mo¿na.
Matylda przeszukiwa³a tablicê og³oszeñ. Ale jej og³oszenie zniknê³o. Wyci±gnê³a z torebki nowe i naklei³a ponownie. Jeszcze jedna osoba i bêdzie komplet. Wiêcej pieniêdzy. Wtedy bêdê mog³a ¿yæ tak, jak do tej pory. Rodzice mog± siê wypchaæ! Poczu³a w sobie ulgê. Nie my¶la³a, ¿e jej plan siê uda. Ale wszystko by³o na dobrej drodze.
Rozdzia³ 5
Matylda otworzy³a okno i poczu³a trawkê. Nie myli³a siê. Doskonale zna³a ten zapach. Sama nie raz j± pali³a. Ale w jej w³asnym domu! Wychyli³a siê przez okno ale nie mog³a nic zobaczyæ. Nie namy¶laj±c siê d³ugo wysz³a przez okno i podnios³a g³owê do góry. Mam ciê! Palaczu! Konrad sta³ w otwartym oknie i zaci±ga³ siê. Nie widzia³ jej.
- Ty?
Konrad popatrzy³ zmieszany w dó³ i zanieruchomia³.
- A jednak siê nie pomyli³am. – za¶mia³a siê Matylda.
- Eeee...
- Co eee? Zabrak³o ci nagle s³ów?
- No wiesz....
- Z³a¼ na dó³. Rozmowa nas czeka.
No ja pierdziele, tego mi brakowa³o. Konrad zagasi³ skrêta i pos³usznie ruszy³ na dó³. Ale bêdzie jazda. My¶la³em, ¿e jej nie ma. Cholera!
W salonie Matylda siedzia³a w fotelu z min±, która nie wró¿y³a nic dobrego. Konrad wszed³ do ¶rodka i usiad³ na brzegu kanapy.
- Palisz trawkê?
- No.
- Inne rzeczy te¿ bierzesz?
- No co ty!
- Konrad?
- No dobra... czasami.
- I co teraz zrobimy?
- Wiesz, ja bêdê teraz wychodzi³ z domu. Nigdy wiêcej w pokoju.
Matylda za¶mia³a siê.
- Podzielisz siê?
Konrad zamar³ na chwilê.
- G³uchy jeste¶? Co masz?
- Eeee, amfe i trochê trawy.
- Wezmê dzia³kê amfy.
Konrad popatrzy³ na Matyldê ze zdziwieniem.
- No co jest z tob±? Dogadamy siê?
- Spoko.
Matylda siedzia³a w swoim pokoju. Ju¿ dawno nie mia³a takiego dobrego uczucia w sobie. TEGO uczucia. Ju¿ dawno nie bra³a amfy, wiêc podzia³a³a na nia jakby ze zdwojon± si³±. Oooo tego mi brakowa³o. A do tego za darmo. He he dobrze, ¿e go z³apa³am.
Muszê z tym skoñczyæ. Kurde, teraz muszê siê jeszcze dzieliæ z ni±. Nie mogê sobie na to pozwoliæ. Co z kas±? Ale wtopa. Jak mog³em daæ siê tak z³apaæ. Idiota! Muszê z tym skoñczyæ. A jej jako¶ siê wyt³umaczê. Niech sobie poszuka innego dostawcy!
Anna Maria s³ysza³a ka¿de s³owo Matyldy i Konrada. Tego jeszcze brakowa³o. A ona my¶la³a, ¿e ci ludzie s± inni ni¿ ci poprzedni. I znowu wtopa! Znowu pora¿ka. ¯eby siê tylko ojciec o tym nie dowiedzia³. Inaczej znowu szukanie albo co gorsze – dojazdy z ich dziury. Jak oni wogóle mog±. Niszcz± swoje ¿ycia, uzale¿niaj± siê. Niszcz± swoje cia³a i mózg. Matylda jest przecie¿ taka piêkna... Dlaczego to robi? Po co jej to? Co jej daj± narkotyki?
Ka¶ka wpad³a do domu z³a, jak osa. Wbieg³a na górê, rzuci³a siê na swoje ³ó¿ko i zaczê³a p³akaæ do poduszki. Cholera! Znowu nic. Znowu siniaki i zero kasy. Jak ja mam zap³aciæ za ten zasrany czynsz, który kosztuje mnie maj±tek? Mam zrezygnowaæ z mieszkania tutaj?Pomocy.... Ja ju¿ nie mam si³y.
Konrad us³ysza³ trza¶niêcie drzwi. Spojrza³ na zegarek. Dochodzi³a druga w nocy. Co ona robi po nocy w mie¶cie? Puszcza siê? I zawsze taksówk± do domciu. Sk±d bierze kasê na to wszystko? Napewno siê puszcza. Albo tañczy w klubie nocnym. Nieee.... wraca³aby jeszcze pó¼niej.
- Ty a ty co taka fioletowa?
Ka¶ka podnios³a g³owê do góry i zobaczy³a nad sob± Konrada.
- Nie jeste¶ na wyk³adach?
- A ty? Daj mi spokój.
Musia³ tu przyle¼æ! My¶la³am, ¿e jest na zajêciach. Jeszcze tego brakowa³o, ¿eby widzia³ moje siniaki. Nawet nie mo¿na w spokoju posiedzieæ nad basenem. Ka¶ka podnios³a z ziemi szlafrok i nakry³a siê nim.
- Ale masz siniaki.
- Moje nie twoje.
- Ciekawe sk±d je masz?
- Ciekawo¶æ to pierwszy stopieñ do piek³a...
- Takie teksty mo¿esz mówiæ Ance. J± mo¿esz tym przestraszyæ, nie mnie.
- M±drala!
- A wiêc?
- Co?
- Twoje siniaki. Chcesz pogadaæ?
- Z tob± napewno nie.
- Nie b±d¼ taka.
- Zostaw mnie! Czego chcesz?
- Nie to nie. Boli?
- Konrad, cholera, zostaw mnie w spokoju!
- Dziwna jeste¶ wiesz. W sumie mogliby¶my siê zaprzyjazniæ. No ale skoro ty nie chcesz... Nie bêdê ciê zmusza³.
- ...
- Ok, spoko. Kapujê. Zmywam siê ju¿.
Dziwna z niej osoba. £adna dziewczyna. Podoba mi siê i mi³a napewno te¿ jest. Zgrywa siê tylko. Gra tak± tward± sztukê. Ale kiedy¶ zmiêknie.
Dziwny kole¶. Co go obchodz± moje siniaki. W¶cibski jest. Mo¿e jest mi³y. Mo¿e siê martwi o mnie. Nie! To napewno nie. Interesuje go tylko seks. Napewno. Nic wiêcej. Jego zagrywki. Totalna g³upota... Niech siê odwali ode mnie i zostawi w spokoju. Typowy facet. My¶li tylko o jednym... I to ci±g³e pytanie mnie o pozowanie... Mam go do¶æ!
Dlaczego oni nie s± na zajêciach. Pl±taj± siê ci±gle cz³owiekowi pod nogami. Ta rozwali³a siê przed basenem i sma¿y swoje piêkne jêdrne cia³o. Napala tylko Konrada. Kusi go. Ojjj, te¿ bym tak chcia³a. Rozwaliæ siê przed basenem... w bikini.... taaaa pomarzyæ tylko mogê. Taka klucha jak ja... po¿ygali by siê wszyscy. Cholera! I jeszcze miêso mi siê przyfaja³o!!! Super!
Ojej. Straszne... Ona le¿y tam na wpó³ naga... Wystawia siê wszystkim na pokaz. Za grosz jakichkolwiek zasad. Jak tak mo¿na? Ale jej cia³o jest piêkne... Zgrabna jest to trzeba jej przyznaæ. Ale Matylda jest piêkniejsza. Matylda jest... Nie, nie mogê tak o niej my¶leæ! Nie!!! Ale jak mo¿na takim nagim le¿eæ jak w domu jest facet??? Kusi go specjalnie? Robi to z namys³em, napewno! Ja bym tak nie mog³a. Straszne... Co tak ¶mierdzi?
No super! Wszyscy w domu. Jak oni daj± radê z egzaminami pó¼niej. Zawalaj± wyk³ady i wszytsko inne a jako¶ im siê udaje. I nawet ta ¶wieta Anna Maria w domu! A jej co? Chora mo¿e jest, bo w±tpie aby specjalnie nie posz³a na zajêcia. Fuuu, co tu tak ¶mierdzi? Co ona znowu tam gotuje. Ok, mamy dziêki niej zawsze wy¿erê ale... Fuuuu, dzi¶ jest pora¿ka. I ten typ. £azi ci±gle za t± Ka¶k± i nie daje jej spokoju. Napalony czy co? Mo¿e te¿ powinnam siê wy³o¿yæ w bikini. Mo¿e przyjdzie do mnie hihi. Eeee g³upota! Hmmm kiedy to ja ostatni raz mia³am seks? Miesi±ce minê³y i nic. Ale nie z nim! Chocia¿? Dobre to ni¿ nic. Nieeee! Lito¶ci! O czym ja wogóle my¶le. Fuuu, ¶mierdzi!
- Co tu tak wali? – zapyta³ Konrad wpadaj±c do kuchni.
- Co tu tak ¶mierdzi? – zapyta³a Matylda pojawiaj±c siê w drzwiach.
- Hej! Przypali³o siê co¶? – doda³a Ka¶ka dochodz±c do innych.
- Wszystko w porz±d...ku? – zapyta³a Anna Maria i siê skrzywi³a widz±c ich wszystkich stoj±cych w kuchni przy Patrycji.
- To sami gotujcie do cholery! – krzyknê³a Patrycja i rzuci³a patelnie do zlewu – Idê na zajêcia!
Wszyscy spojrzeli ze zdumieniem na Patrycje a pó¼niej po sobie. Konrada wzrok utkwi³ na Ka¶ce.
- No i co siê tak gapisz ³osiu?
- Kasia, no przestañ.
- ...
- Kasia...
- £o¶!
- Sarenka.
- Ugry¼ siê.
- Ugryz³bym ciebie.
- W dupê!
- No, najlepiej.
- Normalnie brak s³ów!
- Mi te¿. Twoja uroda Kasiu...
- Eeee normalnie ... eeee – przerwa³a mu Ka¶ka, machnê³a rêk± i wysz³a.
- ... odbiera mi s³owa... – dokoñczy³ Konrad.
A oni w co za grê graj±? Kotka i myszkê? Kotek ³apie biedn± myszkê a myszka ci±gle ucieka? Ciekawie jak d³ugo jeszcze? Ciekawe czy j± w koñcu z³apiê? Matylda poptarzy³a na Konrada, u¶miechnê³a siê i wysz³a.
Anna Maria zrobi³a siê ca³a czerwona na twarzy. Dlaczego oni u¿ywaj± takich brzydkich s³ów? I ci±gle siê k³óc±? Tak nie mo¿e byæ. Tak nie jest dobrze... Oburzona wysz³a z kuchni, spakowa³a kilka ksi±¿ek i wysz³a z domu.
O ludzie! Kiedy siê to skoñczy? Czy wogóle siê skoñczy? Ka¶ka roz³o¿y³a siê ponownie na s³oñcu i naci±gnê³a na nos okulary s³oneczne. Co za kretyn! Sarenka. Sarenka! Móg³ wymy¶leæ przynajmniej co¶ innego. Sarenka!
Eee, walne sobie skrêta. Nale¿y mi siê. W tym smrodzie nikt nic nie poczuje. A tymbardziej Matylda. He he na parterze musi waliæ niesamowicie. Nie ma szans, ¿e co¶ poczuje. Konrad otworzy³ okno i opar³ siê o parapetet zaci±gaj±c siê swoim skrêtem. I le¿y tam, moja ³ania, moja muza.... Bo¿e co ja za bzdury wygadujê! Ju¿ sam chyba ¶wira dostajê. £adnie! No ³adnie. Muszê koniecznie przestaæ jaraæ. To nie wychodzi mi na dobre. Zaburza moje szare komórki.
Monika |