Mój przyjaciel Dominik
| Data publikacji: 21-11-2008 Autor:Nautilia Kategoria:Ksi±¿ki Ods³on:5226 |
Rozdzia³ 6 (cd)
- To on! To on! - Wrzasnê³a Monika prosto do mojego ucha. - Widzisz?! Bo¿e! On jest cudowny! No, nie wytrzymam! O, ta ¿mija te¿ przysz³a! I znów krêci siê przy nim. Widzisz?
- Widzê - przyjrza³am siê kole¿ance, jakbym widzia³a j± po raz pierwszy. Niewiele obchodzi³ mnie ani ten ch³opak i naprzykrzaj±ca siê mu dziewczyna, natomiast reakcja Moniki...
- Anka, wybacz, ale ja muszê do niego i¶æ – szarpa³a mn± nieprzytomnie z równie nieprzytomnym wyrazem oczu. - No, po prostu muszê. Rozumiesz? Nie pogniewasz siê, prawda? - Popatrzy³a na mnie b³agalnie, jak malutki piesek. W jednej chwili ca³a z³o¶æ mi przesz³a. Machnê³am rêk± i u¶miechnê³am siê.
- Sk±d - odpar³am. - Biegnij do tego swojego...
- Jeste¶ kochana – nawet nie czeka³a, a¿ skoñczê. Cmoknê³a mnie w policzek i zbieg³a po schodach. Gdzie¶ po drodze wpad³a na Kamilê i A¶kê, które do niej do³±czy³y. Mog³am siê tylko domy¶laæ, jak bardzo by³a z³a na ów niepo¿±dany orszak. Tyle planów leg³o w gruzach... Gor±ce tango i „ta pupcia, jak po³ówki orzecha kokosowego” do podzia³u na trzy...
Za¶mia³am siê pod nosem i uwa¿niej przyjrza³am siê bryluj±cemu w t³umie go¶ci ch³opakowi, który wzbudza³ takie zainteresowanie. By³ przystojny, to prawda, a nienagannie dobrane pod wzglêdem kolorystyki i kroju ubranie ¶wiadczy³o o dobrym smaku. Zbyt dobrym, jak na typowego lowelasa i podrywacza, na których to najczê¶ciej mo¿na by³o siê natkn±æ na podobnych imprezach. Po d³u¿szej obserwacji odnios³am nawet wra¿enie, ¿e mia³ do¶æ natrêtnej afektacji, jak± obdarza³a go jasnow³osa piêkno¶æ. I chocia¿ stara³ siê jej tego nie okazywaæ, na jego twarzy dostrzeg³am znu¿enie i wyraz lekkiego zniecierpliwienia. Trochê mnie dziwi³o to, ¿e spêdza³ w jej towarzystwie tyle czasu, skoro nie by³ tym towarzystwem zachwycony. Najwyra¼niej odetchn±³ z ulg±, kiedy podesz³y do niego Marta, Kamila i A¶ka. Widocznie lepiej czuje siê w wiêkszym gronie uwielbiaj±cych go kobiet, pomy¶la³am nie bez z³o¶liwo¶ci, u¶miechaj±c siê kpi±co. I wtedy nieznajomy spojrza³ wprost na mnie, podchwyci³ moje spojrzenie, u¶miechn±³ siê i pytaj±co uniós³ brew.
To najbardziej pewny siebie facet, jakiego do tej pory spotka³am, stwierdzi³am rumieni±c siê i cofaj±c w cieñ, daleko od barierki. Z bezpiecznej odleg³o¶ci obserwowa³am go jeszcze przez chwilê, cieszy³ siê naprawdê du¿ym powodzeniem i sympati± – posiada³ jaki¶ magnetyzuj±cy urok, któremu trudno by³ siê oprzeæ. Odnios³am te¿ wra¿enie, ¿e sk±d¶ go znam, ¿e gdzie¶, kiedy¶ ju¿ go widzia³am... Byæ mo¿e, wzruszy³am ramionami, przypomina mi kogo¶ znanego. I najprawdopodobniej w³a¶nie na „to” ³apa³ wszystkie swoje wielbicielki.
Minê³o kilka minut, zanim odwa¿y³am siê wyj¶æ na galeryjkê i spojrzeæ w dó³. Wszêdzie krêcili siê ludzie z kieliszkami d³oniach, kilka par tañczy³o na parkiecie. Czerwona sukienka Agnieszki, niczym p³omieñ miga³a to tu, to tam, najczê¶ciej widzia³am j± nieopodal barku. Albo w okolicy szafy, gdzie sta³ sprzêt nag³a¶niaj±cy. Zwykle chwilê pó¼niej w tych miejscach nastêpowa³ wybuch ¶miechu albo ryk og³uszaj±cej muzyki. Trudno opisaæ ulgê jak± poczu³am, kiedy w tym ca³ym t³umie nie zobaczy³am tamtego ch³opaka.
Z utêsknieniem zwróci³am wzrok w kierunku drzwi. W sumie mog³am wyj¶æ nawet w tej chwili, wiedzia³am jednak, ¿e Agnieszka poczu³aby siê ura¿ona, gdybym teraz siê po¿egna³a. Zaciska³am wiêc zêby i usi³owa³am u¶miechaæ siê do ludzi, którzy u¶miechali siê do mnie a których nie zna³am. Skoro ju¿ tutaj by³am, to chocia¿ powinnam zachowaæ dobr± minê do z³ej gry, zamiast chodziæ skwaszona i pokazywaæ wszystkim swoje niezadowolenie. Kto, jak kto, ale Agnieszka na to nie zas³ugiwa³a. Wita³am siê zatem ze wszystkimi, szczerzy³am zêby na prawo i lewo marz±c o tym, by wreszcie daæ odpocz±æ zmêczonym od nieustannego dygania kolanom. W koñcu, po kilkudziesiêciu minutach by³am tak obola³a, ¿e my¶la³am jedynie o znalezieniu jakiego¶ ustronnego miejsca z kanap±. Siêgnê³am po drinka (dzia³a nawet je¶li nie pijesz, bo nikt wtedy ciebie nie zatrzyma), grzecznie przeprosi³am grupkê malarzy, swoj± drog± przemi³ych ludzi, którzy zaprosili mnie do swojego grona i ruszy³am na poszukiwania.
- Zadowolona? - Tu¿ nad moim uchem rozleg³ siê g³os Dominika.
- Raczej zmêczona - u¶miechnê³am siê do kogo¶, kto mijaj±c obdarzy³ mnie przyjaznym u¶miechem.
- Maruda.
- Z³o¶liwiec - odparowa³am udaj±c, ¿e s±czê trunek.
- Hehehe - zarechota³ z upodobaniem. - Taka moja rola.
- Jasne - mruknê³am. - Zw³aszcza wtedy, kiedy nie mam si³y z tob± dyskutowaæ.
- No - bezczelnie przyzna³ mi racjê. - Ale ty to lubisz.
- Nie teraz. I nie dzisiaj.
- Maruuuda.
- Z³o¶liwiec.
W koñcu wypatrzy³am niewielk± kanapê stoj±c± przy piêknie rze¼bionej barierce, przys³oniêtej nieco przez dwie palmy stoj±ce w du¿ych kamiennych donicach. Niewiele osób krêci³o siê tutaj, ¿ycie towarzyskie skupi³o siê piêtro ni¿ej, na parkiecie i przy bufecie.
- ¯eby jeszcze muzyka przycich³a i zwolni³a... – Westchnê³am. W tej samej chwili zamiast transowych d¼wiêków kolejnego dyskotekowego przeboju, z g³o¶ników pop³ynê³a aksamitna "Dziewczyna z Ipanemy".
- Mo¿e byæ? – Zapyta³ Dominik.
- To twoja sprawka?
- Raczej moje dzie³o – poprawi³ kipi±c z dumy. – Spróbuj zmieniæ p³ytê nie maj±c r±k.
- Do¶æ k³opotliwe – skinê³am g³ow±. – Jeste¶ bardzo dzielny a ja jestem pe³na podziwu.
- Nie musisz siê ze mnie na¶miewaæ.
- A ty nie musisz siê wszystkim chwaliæ.
- Jak mam czym, to siê chwalê.
I wtedy znów go zobaczy³am. Czy te¿ mo¿e zobaczyli¶my siê wzajemnie. Sta³ nieopodal schodów, z kieliszkiem uniesionym do ust i przygl±da³ mi siê z uwag±. Powoli opu¶ci³ rêkê, odstawi³ szk³o na stoliczek i podniós³ do góry g³owê. Gdybym wcze¶niej mia³a jakie¶ w±tpliwo¶ci, teraz wiedzia³abym na pewno, ¿e to spojrzenie by³o przeznaczone dla mnie.
Poczu³am dziwny ucisk w ¿o³±dku a nogi a¿ ugiê³y siê pode mn±. Musia³am mocno trzymaæ siê barierki, ¿eby nie upa¶æ.
- Co jest? – Potrz±snê³am g³ow±. Cofnê³am siê i bezsilnie opad³am na kanapê, stoj±c± tu¿ za mn±. Przys³oni³am twarz d³oni±. – Co jest? – Powtórzy³am w my¶lach.
- Wszystko w porz±dku?
Otworzy³am oczy, unios³am g³owê i tu¿ przed sob± zobaczy³am obiekt westchnieñ Moniki, Kamili, A¶ki i jasnow³osej piêkno¶ci.
- Ttak – wyj±ka³am. – W jak najlepszym porz±dku.
U¶miechn±³ siê. U¶miech ten roz¶wietli³ najpierw jego oczy, a dopiero pó¼niej twarz. B³ysnê³y bia³e zêby, w prawym policzku ukaza³ siê uroczy do³eczek.
- Kiedy pani znik³a tak nagle, pomy¶la³em, ¿e co¶ siê sta³o – powiedzia³ siadaj±c obok mnie. – Bieg³em, ¿eby sprawdziæ, czy wszystko w porz±dku.
Oddech mia³ nieco przyspieszony, jakby pokonuj±c schody prowadz±ce na galeryjkê bieg³ naprawdê.
- Odrobinê krêci mi siê w g³owie – odpar³am, z trudem maskuj±c rosn±c± panikê. - Chyba za du¿o alkoholu, jak na jeden raz.
Opu¶ci³ wzrok na szklaneczkê, któr± wci±¿ trzyma³am w d³oniach. Nadal by³a niemal pe³na.
Rumieniec na moich policzkach chyba bardzo siê powiêkszy³, poczu³am ciep³o na twarzy.
- Na co dzieñ nie pijê alkoholu – b±knê³am zmieszana.
Roze¶mia³ siê weso³o.
- Proszê siê nie t³umaczyæ – potrz±sn±³ g³ow±. – Doskonale pani± rozumiem. Sam te¿ nie jestem wielbicielem mocniejszych trunków i pijê tylko dla towarzystwa.
Przez chwilê przygl±da³ mi siê z nieodgadnionym wyrazem oczu, poczu³am siê odrobinê nieswojo.
- Co¶ nie tak? – Zapyta³am szybko, lekko speszona tym badawczym spojrzeniem i u¶miechem, jaki mu towarzyszy³. O fryzurê mniejsza, gorzej by by³o, gdyby na przyk³ad tusz sp³ywa³ mi z rzês na policzki. Wprawy w robieniu makija¿u nie mia³am i nie chcia³am wygl±daæ, jak... jak abstrakcyjny Picasso.
- Czy my siê ju¿ gdzie¶ przypadkiem nie spotkali¶my? – Odezwa³ siê w koñcu.
No proszê, ja tu siê martwiê o wygl±d, a ten serwuje mi gadkê star±, jak ¶wiat. Urok ksiêcia z bajki prys³ i pojawi³ siê przeciêtny ch³opak, który czaruje naiwne panienki oklepanymi tekstami zapisanymi w notesie. Pewnie je¼dzi³ najnowszym modelem topowego samochodu a pod koszul± nosi³ z³oty ³añcuch z ogniwami o ¶rednicy kilku centymetrów.
Monika, kogo ty sobie upatrzy³a¶...
- Bardzo oryginalne – wzruszy³am ramionami.
- Wiem, stereotyp – u¶miechn±³ siê tym razem ze skruch±, - ale naprawdê mam wra¿enie, ¿e gdzie¶ ju¿ siê spotkali¶my.
- Proszê siê nie pogr±¿aæ – znu¿ona potrz±snê³am g³ow± marz±c o ciszy, spokoju, ciep³ej k±pieli i w³asnym wygodnym ³ó¿ku.
- Skoro to mo¿e pani poprawiæ humor...
- Sk±d panu przysz³o do g³owy ¿e trzeba mi poprawiaæ humor? – Nagle ogarnê³a mnie z³o¶æ. Irracjonalne i zupe³nie niepotrzebne uczucie, sama nie wiedzia³am, dlaczego siê pojawi³o. Mo¿e dlatego, ¿e nie lubi³am nachalnych i pewnych siebie facetów mówi±cych naiwnym dziewczynom takie s³odkie s³ówka, na jakie czeka³y. Tego jeszcze brakowa³o, by uzna³ mnie za jedn± z nich!
- Siedzi tu pani tak sama – przysun±³ niewysoki obity skór± sto³eczek i usiad³ tu¿ przy mnie. Najwyra¼niej szykowa³ siê do d³u¿szej rozmowy, ale ja nie mia³am ochoty na zawieranie przypadkowej znajomo¶ci.
- Mo¿e tak lubiê – w t³umie uda³o mi siê dostrzec Agnieszkê. Dla mnie ta impreza w³a¶nie siê skoñczy³a.
- Mam sobie pój¶æ? – Wygl±da³ na zaskoczonego.
- Nie, ja pójdê – wsta³am. – Mi³ego wieczoru.
I nie ogl±daj±c siê za siebie, za to doskonale zdaj±c sobie sprawê ze swojego g³upiego zachowania, minê³am zdumionego ch³opaka i zesz³am na parter. Bez trudu odnalaz³am Agnieszkê stoj±c± przy barku i serwuj±c± drinki ponad wszelk± w±tpliwo¶æ swojego pomys³u. ¦mia³a siê weso³o i niemal¿e wpycha³a w d³onie co oporniejszych piêkne szk³o wype³nione bajecznie kolorowymi napojami. Po¿egna³am siê z ni± prosz±c, by w moim imieniu przeprosi³a i po¿egna³a Monikê. Zdziwi³a siê, ale nie zatrzymywa³a mnie. Obieca³y¶my sobie, ¿e spotkamy siê na urodzinach Marcina i odbijemy moje wcze¶niejsze wyj¶cie odpowiedni± ilo¶ci± drinków. Otrzyma³am te¿ solenn± obietnicê, ¿e specjalnie dla mnie zostanie stworzony „procent”, jak to ona mówi³a, o nazwie „Muszê ju¿ i¶æ”.
Id±c do wej¶cia ¿egna³am siê ze znajomymi, którzy byli najbli¿ej. Szuwar ¿artem zaproponowa³ mi podwiezienie, na co roze¶mia³am siê, bo lekko chwia³ siê na nogach, oczy ¶wieci³y mu, jak wêgielki a nos czerwieni³ niczym wielka truskawka. Drinki Agnieszki musia³y byæ bardzo mocne, Szuwar mia³ g³owê nie do zdarcia i byle co nie doprowadza³o go do „marynarskiego” stanu.
Ubieraj±c siê w przedpokoju nie mog³am oprzeæ siê pokusie i poszuka³am wzrokiem mojego rozmówcy. Nie musia³am d³ugo szukaæ, w³a¶nie schodzi³ po schodach z kieliszkiem uniesionym do ust. I nie spuszcza³ ze mnie wzroku.
Poczu³am siê dziwnie, fala gor±ca zala³a mnie od czubka g³owy po same stopy. Patrzy³ na mnie zupe³nie tak, usi³owa³ sobie co¶ przypomnieæ. Nagle zatrzyma³ siê, odstawi³ kieliszek a rêkami wykona³ taki ruch, jakby gra³ na klawiaturze fortepianu.
Zmarszczy³am brwi, owinê³am szyjê szalikiem i wysz³am nie zawracaj±c sobie tym g³owy. Takich ludzi unika³am, jak ognia i szkoda mi by³o czasu na my¶lenie o nich.
Mia³am szczê¶cie, na przystanek w³a¶nie zajecha³ autobus. Wizja k±pieli nabra³a realniejszych kszta³tów. Westchnê³am opieraj±c siê skroni± o zimn± szybê.
- Dobrze siê bawi³a¶? – Us³ysza³am nagle. A¿ podskoczy³am, rozgl±daj±c siê niespokojnie. Powietrze rozedrga³o siê perlistym ¶miechem.
- Nie tak nerwowo – g³os wydawa³ siê szczerze rozbawiony moim przera¿eniem. Jednocze¶nie pop³ynê³a ku mnie fala spokoju i ciep³a otulaj±c niby p³aszczem. – Lepiej?
Skinê³am g³ow± bior±c g³êboki wdech, powoli wypu¶ci³am powietrze.
- Masz wrednie niezno¶ny zwyczaj pojawiania siê w najmniej oczekiwanych chwilach, wiesz? – Dr¿±c± rêk± poprawi³am w³osy zerkaj±c na boki. Na ca³e szczê¶cie nikt nie patrzy³ w moj± stronê.
- Wiem – przytakn±³ bezczelnie. – Ale to przywilej duchów.
- Wy macie przywileje a my jedno ¿ycie – odpar³am staraj±c siê doj¶æ do siebie. – Nie mam zamiaru zasiliæ tej waszej niewidzialnej armii.
Nautilia |